
Oto dwa małżeństwa spotykają sie w domu jednej z par, by porozmawiać na spokojnie o bójce ich synów - jedne z chopców uderzył kijem drugiego i wybił mu kilka zębów. Ci, którzy mając dzieci, pewnie już czują klimat - od czasu do czasu może się zdarzyć taka sytuacja, w której rodzice muszą wkroczyć by pomóc coś rozwiązać, wyjaśnić, lub by choćby poznać rodzinę dziecka, z którym nasze się przyjaźni... No więc tu mamy do czynienia właśnie z tego typu sytuacją. Zaczyna się niewinnie - uśmiechy, oficjalne uprzejmności, staramy się wypaść w jak najlepszym świetle. Potem w miarę przedłużającej się rozmowy zaczyna iskrzyć - no bo jak tu nie zareagować, jeżeli ktoś zarzuca mi, że źle wychowuję moje dziecko i próbuje mnie pouczać. Pięknie to wszystko pokazane - nie ma zbędnych scen, dialogów, niby cały czas jedynie cztery w zamkniętym pomieszczeniu, ale nawet na chwilę nie robi się nudno. Obserwujemy zmieniające się "koalicje", bo rozmowa staje się nie tylko okazją do tego by rozmawiać o dzieciach - natychmiast jak to w stresie bywa dajemy sobie upust emocjom i nagle okazuje się, że to okazja by szczerze powiedzieć coś do męża/żony... Ileż tu nagromadzonej obłudy, pozornego idelanego i poukładanego zycia, wartości, które wydawały nam się, że są podzielane przez małżonka... W jednej chwili wszystko może prysnąć jak bańka mydlana. Zażartowałem do przyjaciela, z którym oglądałem ten film, że u nas pewnie zaraz by się pojawił alkohol i otóż i jest! Teraz to dopiero się zadzieje...
Gdy widzę plakaty z hasłami: genialna komedia to mam bardzo mieszane uczucia. Jeżeli już to chyba jest to tragikomedia. Bo we wszystkich tych iskrzących dialogach i scenkach przecież do cholery spokojnie możemy się przeglądać jak w lustrze. Czy myślicie, że ta historia dotyczy jedynie snobistycznych amerykanów z klasy średniej lub wyższej? Bo wydaje mi się, że po wprowadzenia pewnych neiwielkich korekt, sporo tu uniwersalnych prawd o tym ile w nas hipokryzji, oszukiwania siebie, iluzji (tak, nasze dziecko jest idealne). Rodzina, praca, wychowanie, pasje, relacje - czemu poświecamy najwięcej czasu i uwagi? I czy w małżeństwie jest naprawdę miejsce na partnerstwo? Iluż ludzi prawie przez całe życie gra przed innymi jakąś rolę, nosi maskę i nawet na chwilę nie stara się pokazać co naprawdę myśli albo czuje... Ileż spychanych głęboko i piętrzących się zranień, urazów, dąsów nigdy nie wypowiedzianych tylko czeka na jakąś okazję by wreszcie z siebie to wyrzucić... Brawa dla Polańskiego i ekipy - prosta historia, można powiedzieć, że najprostsze środki wyrazu, a otrzymujemy coś bardzo prawdziwego i do przemyślenia.
A jak to jest zagrane :) Koncertowo drodzy Państwo! Christoph Waltz, dość dawno nie widziana Jodie Foster, John C. Reilly i Kate Winslet stworzyli postacie może ciut przerysowane, ale ile w nich ognia!
Śmieszne? Żałosne? Prawdziwe?
Gdy widzę plakaty z hasłami: genialna komedia to mam bardzo mieszane uczucia. Jeżeli już to chyba jest to tragikomedia. Bo we wszystkich tych iskrzących dialogach i scenkach przecież do cholery spokojnie możemy się przeglądać jak w lustrze. Czy myślicie, że ta historia dotyczy jedynie snobistycznych amerykanów z klasy średniej lub wyższej? Bo wydaje mi się, że po wprowadzenia pewnych neiwielkich korekt, sporo tu uniwersalnych prawd o tym ile w nas hipokryzji, oszukiwania siebie, iluzji (tak, nasze dziecko jest idealne). Rodzina, praca, wychowanie, pasje, relacje - czemu poświecamy najwięcej czasu i uwagi? I czy w małżeństwie jest naprawdę miejsce na partnerstwo? Iluż ludzi prawie przez całe życie gra przed innymi jakąś rolę, nosi maskę i nawet na chwilę nie stara się pokazać co naprawdę myśli albo czuje... Ileż spychanych głęboko i piętrzących się zranień, urazów, dąsów nigdy nie wypowiedzianych tylko czeka na jakąś okazję by wreszcie z siebie to wyrzucić... Brawa dla Polańskiego i ekipy - prosta historia, można powiedzieć, że najprostsze środki wyrazu, a otrzymujemy coś bardzo prawdziwego i do przemyślenia.
A jak to jest zagrane :) Koncertowo drodzy Państwo! Christoph Waltz, dość dawno nie widziana Jodie Foster, John C. Reilly i Kate Winslet stworzyli postacie może ciut przerysowane, ale ile w nich ognia!
Śmieszne? Żałosne? Prawdziwe?
Film mam w planach obejrzeć :D
OdpowiedzUsuńObejrzeliśmy kilka dni temu. To 70 minutowy majstersztyk aktorsko-reżyserski. Parę razy się szczerze zaśmiałam, ale większość uśmiechów było raczej z rodzaju tych gorzkich. I jakże to jest zagrane! Moja sympatia wobec bohaterów była wędrująca.
OdpowiedzUsuńUczta, prawdziwa uczta filmowa:)