piątek, 20 stycznia 2012

Rzeź czyli komedia czy dramat

Gdyby nie to, że o filmie sporo już wcześniej czytałem to powiedziałbym - spore zaskoczenie. Przeniesienie na ekran sztuki teatralnej ("Bóg mordu" Yasminy Rezy) i to praktycznie nie wprowadzając tam żadnych "sztuczek" filmowych, nie wychodząc z jednego wnętrza, skupiając się jedynie na dialogach i grze aktorów to raczej odważny zabieg. Niby rozumiem - producenci dużo pewnie tu nie musieli inwestować, strat nie będzie, ale też tylko reżyser dużego formatu jak Polański mógł sobie pozwolić na taki "wyskok", eksperyment nie narażajac się na ryzyko docinków publiczności czy krytyków. Zaufał scenariuszowi? Czy liczył na magię nazwisk? A może jednak tym filmem chce coś ważnego nam powiedzieć?
Oto dwa małżeństwa spotykają sie w domu jednej z par, by porozmawiać na spokojnie o bójce ich synów - jedne z chopców uderzył kijem drugiego i wybił mu kilka zębów. Ci, którzy mając dzieci, pewnie już czują klimat - od czasu do czasu może się zdarzyć taka sytuacja, w której rodzice muszą wkroczyć by pomóc coś  rozwiązać, wyjaśnić, lub by choćby poznać rodzinę dziecka, z którym nasze się przyjaźni... No więc tu mamy do czynienia właśnie z tego typu sytuacją. Zaczyna się niewinnie - uśmiechy, oficjalne uprzejmności, staramy się wypaść w jak najlepszym świetle. Potem w miarę przedłużającej się rozmowy zaczyna iskrzyć - no bo jak tu nie zareagować, jeżeli ktoś zarzuca mi, że źle wychowuję moje dziecko i próbuje mnie pouczać. Pięknie to wszystko pokazane - nie ma zbędnych scen, dialogów, niby cały czas jedynie cztery w zamkniętym pomieszczeniu, ale nawet na chwilę nie robi się nudno. Obserwujemy zmieniające się "koalicje", bo rozmowa staje się nie tylko okazją do tego by rozmawiać o dzieciach - natychmiast jak to w stresie bywa dajemy sobie upust emocjom i nagle okazuje się, że to okazja by szczerze powiedzieć coś do męża/żony... Ileż tu nagromadzonej obłudy, pozornego idelanego i poukładanego zycia, wartości, które wydawały nam się, że są podzielane przez małżonka... W jednej chwili wszystko może prysnąć jak bańka mydlana. Zażartowałem do przyjaciela, z którym oglądałem ten film, że u nas pewnie zaraz by się pojawił alkohol i otóż i jest! Teraz to dopiero się zadzieje...
Gdy widzę plakaty z hasłami: genialna komedia to mam bardzo mieszane uczucia. Jeżeli już to chyba jest to tragikomedia. Bo we wszystkich tych iskrzących dialogach i scenkach przecież do cholery spokojnie możemy się przeglądać jak w lustrze. Czy myślicie, że ta historia dotyczy jedynie snobistycznych amerykanów z klasy średniej lub wyższej? Bo wydaje mi się, że po wprowadzenia pewnych neiwielkich korekt, sporo tu uniwersalnych prawd o tym ile w nas hipokryzji, oszukiwania siebie, iluzji (tak, nasze dziecko jest idealne). Rodzina, praca, wychowanie, pasje, relacje - czemu poświecamy najwięcej czasu i uwagi? I czy w małżeństwie jest naprawdę miejsce na partnerstwo? Iluż ludzi prawie przez całe życie gra przed innymi jakąś rolę, nosi maskę i nawet na chwilę nie stara się pokazać co naprawdę myśli albo czuje... Ileż spychanych głęboko i piętrzących się zranień, urazów, dąsów nigdy nie wypowiedzianych tylko czeka na jakąś okazję by wreszcie z siebie to wyrzucić... Brawa dla Polańskiego i ekipy - prosta historia, można powiedzieć, że najprostsze środki wyrazu, a otrzymujemy coś bardzo prawdziwego i do przemyślenia.
A jak to jest zagrane :) Koncertowo drodzy Państwo! Christoph Waltz, dość dawno nie widziana Jodie Foster, John C. Reilly i Kate Winslet stworzyli postacie może ciut przerysowane, ale ile w nich ognia!     
Śmieszne? Żałosne? Prawdziwe?


  • 2 komentarze:

    1. Film mam w planach obejrzeć :D

      OdpowiedzUsuń
    2. Obejrzeliśmy kilka dni temu. To 70 minutowy majstersztyk aktorsko-reżyserski. Parę razy się szczerze zaśmiałam, ale większość uśmiechów było raczej z rodzaju tych gorzkich. I jakże to jest zagrane! Moja sympatia wobec bohaterów była wędrująca.
      Uczta, prawdziwa uczta filmowa:)

      OdpowiedzUsuń