piątek, 14 stycznia 2011

Czarny łabędź, czyli o szaleństwie doskonałości

No to czas zacząć analizy tego co zasługuje na Oscara za rok ubiegły. Oto jeden z moich typów (choćby za kobiecą rolę pierwszoplanową). Nina (Natalie Portman) jest baleriną w jednym z najlepszych zespołów baletowych w Nowym Jorku - w ćwiczenia wkłada bardzo dużo pracy by zrealizować marzenie i zagrać jakąś znaczącą rolę - dopinguje ją w tym dość toksyczna matka. Relacje pomiędzy nimi, poświęcenie i wysiłek jaki trzeba włożyć w sukces, rywalizacja i zawiść w środowisku - to wszystko oglądamy przez ponad połowę filmu, powoli zastanawiając się czy wydarzy się coś więcej w tej obyczajowej historyjce.
Reżyser (choć młody już ma kilka niezłych filmów na koncie) Darren Aronofsky jednak przygotował trochę niespodzianek i atmosfera mniej więcej od połowy filmu staje się coraz gęstniejsza. Różne oblicza szaleństwa w kinie już oglądaliśmy (choćby wczesne filmy Polańskiego), ale to pokazane przez Natalie Portman zagrane jest świetnie.
Oto dziewczyna otrzymuje szansę zagrania głównej roli z "Jeziora Łabędziego", ćwiczy więc jeszcze więcej, poddawana presji przez reżysera i zmuszana przez niego by odnalazła w sobie "mroczną stronę" - jeżeli mu tego nie pokaże w tańcu, straci swoją szansę. Przemiana naszej bohaterki balansującej między jawą i swoimi lękami, podejrzeniami, iż rola zostanie odebrana jej przez nową tancerkę, pokazana jest genialnie, a w finale siedzimy z "ciarkami na plecach".
Dwa duże plusy. Jeden za pomysł na umieszczenie scenariusza w środowisku baletowym i odsłonięcie trochę kulis tego co potem oglądamy na scenie. Drugi - za świetną rolę Natalie Portman. Zresztą ten pierwszy plus także dotyczy aktorki - nie wyobrażam sobie ile pracy włożyła w przygotowania do roli, ale choćby za to należy jej się podziw. Na dużym i małym ekranie warto oglądać nie tylko efekty specjalne i strzelaniny więc zachęcam.
A ja nabrałem ochoty żeby po wielu latach pójść na jakiś balet (a nie tylko na "balety") :) Może nie będę widział tego z tak bliska (bardzo dobre sceny tańca), ale skoro dreszcze biegają w filmie, to muzyka Czajkowskiego i taniec na żywo mogą być magiczne. Nie byłem już tyle lat na balecie, że chyba o tym zapomniałem.
trailer

5 komentarzy:

  1. Film Aronofskyego to także gra z widzem. Gra rzeczywistości z pozorami, tego, co się dzieje faktycznie i tego, co dzieje się w głowie głównej bohaterki. To chyba najważniejsza zaleta tego filmu.

    OdpowiedzUsuń
  2. zgoda i to pokazane zostało nieźle ale przyznasz, że nie po raz pierwszy na ekranie - może dlatego też wielu osób ten film "nie rusza"... mi się podobał choć nie uznałbym go jako pewniaka do nagród...

    OdpowiedzUsuń
  3. mi wydał się dośc płytki i kiczowaty. byc może przez moje wielkie nadzieje w nim pokładane zawiódł mnie z nawiązką. oddaję pewnego rodzaju kult tchaikovsky'emu oraz samej sztuce bletowej i uważam, że potencjał tego filmu został haniebnie niewykorzystany.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam problem z tym filmem, pewni dlatego, że oglądałam poprzednie filmy Aronofskiego. Ten wydał mi się dość wtórny, jakby reżyser odgrzewał pewne stałe motywy. Co za dużo, to nie zdrowo. Nawet Aronofskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może ja nie mam na świeżo porównania z innymi jego filmami. Fakt, że na pewno jest dużo bardziej "komercyjny"...

      Usuń