Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Natalie Portman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Natalie Portman. Pokaż wszystkie posty

sobota, 18 sierpnia 2012

Jagodowa miłość, czyli ciut zbyt słodko

Ostatnie dni to nadrabianie serialowych zaległości po dłuższej nieobecności w domu i przyznam, że już dawno nie miałem takiej frajdy jak przy końcu 4 sezonu Breaking Bad. Jeżeli taki zrobili finał, to nie wiem co może być w 5 sezonie, ciekawość zżera. Ale na dziś o innym filmie. I od razu muszę przyznać, że nie sprawił on tak wielkiej frajdy. Co prawda nie spodziewałem się fajerwerków, bo większość dobrych reżyserów, którzy tworzyli ciekawe filmy w zupełnie innej kulturze, po przeprowadzce do Hollywood nagle tracili skrzydła. I tak też myślałem będzie i z Wong Kar Wai  (pamiętacie jak byłem zachwycony niedawno jego Spragnionymi miłości?). Niespodzianki więc nie było, ale jeszcze miałem cichą nadzieję. Niestety dostajemy film, który się dłuży, może i z ciekawym klimatem, ale ewidentnie nawet ta nostalgia, zagubienie bohaterów i ich historie, która może pociągać zostaje przesłodzona przez sztampowy happy end. Hollywood. No i niestety - na rzeczy skomplikowane i nie daj Boże, które źle się kończą mało kto chce wyłożyć kasę. Czy nie lepiej dla wszystkich widzów byłoby gdyby nie kuszono wszystkich wyjątkowo zdolnych reżyserów by tam ściągali i kręcili kolejne filmy? Tu ciekawostką, która może przyciągać wzrok (i słuch) jest obsadzenie w roli głównej Norah Jones i zafundowanie nam jej ciepłej, delikatnej muzy, która ma uzupełniać obraz. 

czwartek, 8 marca 2012

Bliżej czyli razem źle, osobno jeszcze...

Na początek oczywiście najlepsze życzenia dla wszystkich niewiast! Ale życzenia mam nadzieję, że będą się spełniać przez cały rok: uśmiechu, czasu dla siebie i uwagi jaką poświęcają Wam inni (szczególnie mężczyźni). Po prostu abyście były szczęśliwe, kochane, spełnione (bo mądre, piękne i wyjątkowe już jesteście).

 O rozdawajce na dole.
"Bliżej" - przyznam, że mam kłopot z tym filmem. Nie wiem jak do niego podejść. Z jednej strony ciekawa obsada (ale raczej wskazująca na chęć przyciągnięcia publiki) i lekki początek, z drugiej potem idzie to w stronę szokowania widza wulgarnością, zaskakiwania widza tak jakby za wszelką cenę twórcy chcieli udowodnić, że mieli bardzo duże i poważne ambicje. Film, który ma do przekazania jakąś treść, czy po prostu zabawa formą i treścią pod płaszczykiem dramatu psychologicznego? Aktorzy, którzy pewnie świetnie by sobie poradzili z większością scenariuszy mam wrażenie, że tutaj czuli się ciut zagubieni i momentami przypominali dzieci, którym ktoś kazał krzyczeć k... ja p...olę choć wcale tego nie rozumieją. Mamy lekki i romantyczny początek, mamy niezłe sceny komediowe (świetny dialog obu panów na seks chacie), ale główna część filmu to nawet nie dramat, ale po prostu rąbanka pozująca na głębię psychologiczną. Zbyt to wszystko teatralne i udziwnione.

piątek, 14 stycznia 2011

Czarny łabędź, czyli o szaleństwie doskonałości

No to czas zacząć analizy tego co zasługuje na Oscara za rok ubiegły. Oto jeden z moich typów (choćby za kobiecą rolę pierwszoplanową). Nina (Natalie Portman) jest baleriną w jednym z najlepszych zespołów baletowych w Nowym Jorku - w ćwiczenia wkłada bardzo dużo pracy by zrealizować marzenie i zagrać jakąś znaczącą rolę - dopinguje ją w tym dość toksyczna matka. Relacje pomiędzy nimi, poświęcenie i wysiłek jaki trzeba włożyć w sukces, rywalizacja i zawiść w środowisku - to wszystko oglądamy przez ponad połowę filmu, powoli zastanawiając się czy wydarzy się coś więcej w tej obyczajowej historyjce.
Reżyser (choć młody już ma kilka niezłych filmów na koncie) Darren Aronofsky jednak przygotował trochę niespodzianek i atmosfera mniej więcej od połowy filmu staje się coraz gęstniejsza. Różne oblicza szaleństwa w kinie już oglądaliśmy (choćby wczesne filmy Polańskiego), ale to pokazane przez Natalie Portman zagrane jest świetnie.