czwartek, 6 stycznia 2011

Temple Grandin, czyli o sile jaka tkwi w człowieku

Tym razem nowa rzecz, ale obejrzana znowu dzięki telewizji. Film zgarnął mnóstwo nagród w roku ubiegłym ale gdyby nie to, że zawsze autyzm mnie interesował to pewnie bym na niego nie zwrócił uwagi. Bo rzecz jest właśnie o dorosłej dziewczynie chorej na autyzm - jeżeli ktoś spotkał się z książkami wydawanymi przez Synapsis to historia będzie mu znana - film jest w pewien sposób adaptacją biograficznej powieści (Temple Grandin i Margaret Scarciano).
 
I znów można by rzec historia jakich w kinie Amerykanie już stworzyli wiele - jak przełamując trudności życiowe, zmagając się z własną słabością, niezrozumieniem innych można dojść do sukcesu zawodowego i chwili gdy wszyscy nagrodzą cię brawami :) Ale tym razem ogląda się to z zainteresowaniem bo i historia jest fascynująca - w latach 60-70 tych rzeczywiście o autyzmie niewiele wiedziano i m.in dzięki osobom, które nam trochę przybliżyły ten świat "z drugiej strony" dziś wiemy odrobinę więcej. Ciekawe są sceny gdy widzimy obrazy poprzez które Temple postrzega świat i poprzez które próbuje go odczytać. Choćby po to by lepiej zrozumieć ludzi chorych na autyzm - ich lęki, specyficzną potrzebę stymulacji, trudności w kontaktach przy bardzo często ogromnej inteligencji - warto zobaczyć.
 
A przesłanie? Jak to w kinie amerykańskim - nie poddawaj się, zawsze znajdzie się ktoś kto poda ci rękę a ty osiągniesz sukces nawet gdy nikt w to wcześniej nie wierzył. Możemy się śmiać z Amerykanów, ale też dzięki temu może łatwiej im przechodzić trudne chwile niż nam wiecznym pesymistom. Znając naszych filmowców to nakręcono by obraz o chorobie tylko po to pokazać jakąś tragedię, znieczulicę ludzi, brak nadziei i pomocy. Byłoby wstrząsająco tylko ciekawe jakie filmy bardziej potrzebne są rodzinom chorych dzieciaków...

PS w roku 2011 dodatkowo Złotego Globa za główną rolę otrzymała Claire Danes. No proszę a jej nie doceniłem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz