Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Złote Globy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Złote Globy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 lutego 2013

Operacja Argo, czyli najlepsze scenariusze pisze samo życie

No i kolejna tegoroczna nominacja do Oscarów, w dodatku film który już nieźle namieszał przy rozdaniu Złotych Globów. Ben Affleck nie tylko tu zagrał, ale i wyreżyserował film tak sprawnie jak czasem największym się nie nie udaje, wyciągnął z tego scenariusza tyle tylko ile się dało. A już sam scenariusz mógłby zagwarantować sukces, bo historia choć przecież prawdziwa, przez wiele lat była trzymana głęboko w szafach tajnych akcji CIA. Lubimy takie trzymające w napięciu historie, nawet gdy albo się domyślamy, albo też znamy zakończenie. 
Ktoś z moich znajomych porównał ten film do naszej Operacji Samum, twierdząc nawet, że u nas było więcej niewiadomych i napięcia. Cóż - może niedługo sobie przypomnę, bo na razie pamiętam jak przez mgłę, ale tak to już jest, że świat zwraca uwagę tylko wtedy gdy coś robią ci najwięksi (bo potrafią to dobrze sprzedać). 

piątek, 21 września 2012

Dziewięć, czyli dawni mistrzowie i współczesne reinterpretacje

Co by tu napisać o „Dziewięć”, żeby nie ściemniać, a jednocześnie spróbować uchwycić fenomen tych nagród i zamieszania wokół tego filmu? Czy to kwestia pewnych nawiązań do Felliniego i jego "Osiem i pół", hołdu jaki tu jest składany tym "dawnym" mistrzom kina? A może po prostu tak rzadko oglądamy musicale na ekranie, że człowiek bije brawo, nawet jeżeli w głowie ma znaki zapytania i wcale się nie zachwyca. Ja przynajmniej miałem takich znaków zapytania sporo.
Może dlatego, że trochę mnie bawił Daniel Day-Lewis, grający włoskiego reżysera, starszego pana, który śpiewa po angielsku ganiając po rusztowaniach. Bawiły mnie też śpiewające panie, bo wszystkie te sceny nakręcono prawie na jedno kopyto - musiało być kusząco, w bieliźnie i z mnóstwem jeszcze bardziej rozebranych panienek wokół. Nicole Kidman, Kate Hudson, Penelope Cruz, czy Fergie sprowadzone trochę do poziomu wygibasów na sali gimnastycznej. Owszem jest fabuła, ale prawdę mówiąc te sceny musicalowe pokazane prawie tak samo, mimo fajnych zdjęć, choreografii trochę mnie drażniły. Przecież nie wszystkie piosenki musiały być kręcone w studiu, we wnętrzach, nawet jeżeli wszystko miało wiązać się  z produkcją filmu. I nawet jeżeli pierwowzorem był musical sceniczny, to przenosząc go na ekran warto było zadbać o jakieś urozmaicenie...

piątek, 10 sierpnia 2012

Mad men, czyli gdzie to szczęście?



Znowu o serialach. I pewnie Ci, którzy się pasjonują wyszukiwaniem perełek będą bardzo zdziwieni, ale dopiero teraz zacząłem odkrywać Mad Men i przyznaję rację wszystkim tym, którzy go mi wcześniej rekomendowali. Na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie tyle, że legalnie nie mogłem nigdzie serialu upolować - owszem są puszczane świeże sezony, ale nie pierwszy. I wreszcie z pomocą przyszedł Sundance Channel. Ha! Mogę się cieszyć przyjemnością odkrywania tego dzieła. A przyjemność zaiste duża. Od dłuższego czasu stwierdzam, że seriale po iluś odcinkach mnie nużą zjadaniem własnego ogona, na siłę wprowadzanym napięciem, nienaturalnością... Ale w zalewie różnych rzeczy kryminalnych, komediowych, czy mieszających te gatunki, ku mojemu zdumieniu największą frajdą okazywały się te seriale, które nie tyle trzymały w napięciu, co po prostu opowiadały jakąś historię, miały rozbudowany wątek obyczajowy. Jeszcze lepiej gdy działy się w przeszłości - dużą przyjemność sprawił "Mildred pierce", sporą również Zakazane Imperium.
W Mad Men mamy inne czasy, inne środowisko, ale nie wiem czy nie bardziej dla nas ciekawe. Rzecz bowiem dzieje rozgrywa się wśród szefów i pracowników dużych amerykańskich firm reklamowych w latach 60-tych. Interesujące są więc nie tylko same postacie, przemiany społeczne i kulturowe jakie są tu pokazywane, ale i obserwowanie jak ta rzeczywistość "sprzedaży produktu", która w tej chwili stała się codziennością (i czasem koszmarem) wtedy właśnie się rodziła. 

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Burleska czyli prawdziwych musicali już nie ma

Materiału do pisania i pomysłów nagle zrobiło się tyle, że spokojnie można by wrzucać i dwie dziennie :) Nic to - będą pojawiać się najwyżej z opóźnieniem. Dziś (niedziela) sporo czasu przed kompem - w głośnikach i na podglądzie koncert spod Pałacu Kultury (WOŚP), a ja moge powoli zbierać jakieś luźne myśli do tego co już obejrzane, aby nie uciekło. Na początek musical z Christiną Aguilerą i Cher w rolach głównych. Musicale niezbyt często przebijają się do kin (chyba, że te młodzieżowe) więc fani każdego wyglądają z dużą ciekawością. Ja fanem co prawda nie jestem, nie ejstem też fanem żadnej z obu  pań, ale film obejrzałem z przyjemnością.

piątek, 14 stycznia 2011

Czarny łabędź, czyli o szaleństwie doskonałości

No to czas zacząć analizy tego co zasługuje na Oscara za rok ubiegły. Oto jeden z moich typów (choćby za kobiecą rolę pierwszoplanową). Nina (Natalie Portman) jest baleriną w jednym z najlepszych zespołów baletowych w Nowym Jorku - w ćwiczenia wkłada bardzo dużo pracy by zrealizować marzenie i zagrać jakąś znaczącą rolę - dopinguje ją w tym dość toksyczna matka. Relacje pomiędzy nimi, poświęcenie i wysiłek jaki trzeba włożyć w sukces, rywalizacja i zawiść w środowisku - to wszystko oglądamy przez ponad połowę filmu, powoli zastanawiając się czy wydarzy się coś więcej w tej obyczajowej historyjce.
Reżyser (choć młody już ma kilka niezłych filmów na koncie) Darren Aronofsky jednak przygotował trochę niespodzianek i atmosfera mniej więcej od połowy filmu staje się coraz gęstniejsza. Różne oblicza szaleństwa w kinie już oglądaliśmy (choćby wczesne filmy Polańskiego), ale to pokazane przez Natalie Portman zagrane jest świetnie.

czwartek, 6 stycznia 2011

Temple Grandin, czyli o sile jaka tkwi w człowieku

Tym razem nowa rzecz, ale obejrzana znowu dzięki telewizji. Film zgarnął mnóstwo nagród w roku ubiegłym ale gdyby nie to, że zawsze autyzm mnie interesował to pewnie bym na niego nie zwrócił uwagi. Bo rzecz jest właśnie o dorosłej dziewczynie chorej na autyzm - jeżeli ktoś spotkał się z książkami wydawanymi przez Synapsis to historia będzie mu znana - film jest w pewien sposób adaptacją biograficznej powieści (Temple Grandin i Margaret Scarciano).

środa, 5 stycznia 2011

1900 - człowiek legenda, czyli czarowanie muzyką

Żeby wszystko było na świeżo to zaczynam od nowego roku :) Ale dzięki telewizji i różnym wypożyczalniom z dużą przyjemnością będę wracał też do starszych rzeczy choćby takich jak ta...
 
Kto oglądał wcześniej jakiś film Giuseppe Tornatore ten pewnie wie czego się spodziewać - będzie trochę sentymentalnie, będą piękne zdjęcia, muzyka i piękne ludzkie uczucia. Film opowiada historię porzuconego przez imigrantów dziecka, znalezione na statku, tu się wychowuje i ze statkiem wiąże całe swoje życie. Chłopak ten okazuje się genialnym samoukiem - jego gra na fortepianie to nie tylko wirtuozeria i zręczność palców, ale cudowny talent do komponowania - improwizowania melodii, które mają swe źródło w tej jednej ulotnej chwili, w słuchających go ludziach i w nim samym.