
Wszystko jest w tym filmie trochę sentymentalne, przewidywalne, ale mimo to ogląda się to z przyjemnością, ba nawet ze wzruszeniem. Muzyka, chwyt z podziałem na czarno białą część współczesną i kolorową, piękną część wspomnień z przeszłości, ciekawy koloryt i specyfika wsi za czasów czerwonych komisarzy (ubiory, szkoła, wzywanie nauczyciela do miasta bo podpadł władzom itd.) wszystko tworzy ciekawą całość. Jakże inne to kino od tych wszystkich fruwających tygrysów, kopniętych smoków i innych wschodnioazjatyckich błyskotek, które lansuje się u nas jako najwspanialsze dzieła ich kinematografii. Miła odmiana, nie jest to kino zaskakujące, odkrywcze ale może to dobrze? W Europie już mało kręci się tak prostych rzeczy... Polecam sceny naprawiania miski przez wędrownego rzemieślnika :) Do głowy by mi nie przyszło by ceramikę zbijać gwoździkami.
Zhanga Yimou kocham od czasu obejrzenia Zawieście czerwone latarnie, to do tej pory jeden z moich ulubionych filmów. Ten reżyser nigdy nie kręcił słabych filmów, nawet te romantyczne produkcyjniaki (Droga do Domu, Historia Qiu Ju, Wszyscy albo Nikt) ogląda się z przyjemnością. Ale też i jego latające sztylety i mordobicia są piękne wizualnie i warto obejrzeć (Hero, Dom latających sztyletów), choć tym chyba najlepszym dla mnie pozostanie właśnie Zawieście czerwone latarnie.
OdpowiedzUsuńM.I.T.