niedziela, 4 sierpnia 2024

Empuzjon - Olga Tokarczuk, czyli to co słabe, źródłem siły?

DKK w moim mieście po raz drugi sięga po Olgę Tokarczuk, a ja znowu jakoś nie mogę się do jej powieści przekonać. Parę rzeczy mi się podoba, opisy cudne, ale drażnią różne elementy w fabule, które są nie wiadomo po co, a końcowa refleksja jest podobna jak "Prowadź swój pług..." - no i po co to było?


Obiecywałem, że będzie jakieś nawiązanie do gór i choć nie byłem tym razem w Kotlinie Kłodzkiej, ale okolice Rymanowa i Iwonicza Zdroju chyba nawet bardziej w tej chwili zachowały pewne odniesienia do przeszłości uzdrowiskowej, niż Sokołowsko, które widziałem nie tak dawno. Po rozmachu z jakim prowadzono kiedyś tam leczenie, nie ma raczej śladu. Nawet budynki w większości zniknęły. Została cerkiewka. No i góry, po których spacerują bohaterowie powieści.


Znowu można by to nazwać thrillerem metafizycznym, choć mam wrażenie, że tak jak wtedy intryga jest jedynie pretekstem, dla tego by wyrazić jakieś swoje poglądy. Wtedy było to przekonanie o prawach zwierząt do życia, teraz pokazanie roli kobiet. Tyle że Tokarczuk robi to w przedziwny sposób. Kobiety są bowiem w tle, a o nich wypowiadają się jedynie mężczyźni. I to jak.



Choć każda prawie ich rozmowa, choćby nie wiem jak próbowali tego uniknąć i tak kończy się na kobietach, to jedynie po to by podkreślić jak różnym od mężczyzny bytem one są, jak trudno je zrozumieć, jak są chimeryczne, słabsze, emocjonalne, mniej inteligentne itp. Gdyby to napisał mężczyzna - nazwano by mizoginem. A nie, zaraz, przecież to napisał mężczyzna, bo Tokarczuk buduje wiele z tych dialogów z cytatów różnych pisarzy i myślicieli z przełomu XIX i XX wieku. Całość więc jest mocną satyrą na panów, którzy w cieplarnianych warunkach uzdrowiska (nakarmią, wypiorą, wyprasują), prowadzą dziwne dywagacje, które do niczego sensownego nie prowadzą. Ba, mimo całej swej inteligencji, lektur, wiedzy, doświadczenia, są kompletnie bezradni wobec sił natury, które są silniejsze od ich zasad i postanowień. Wystarczy zew, by biegli niczym ćmy do ognia. 


Pal licho jednak trochę magiczne sztuczki naszej noblistki - zakończenie średnio pasuje do całości. Dzięki temu jednak ten "horror przyrodoleczniczy" zostaje domknięty czymś co ma dawać odpowiedzi na wcześniej sugerowane tajemnice. Sami ocenicie czy ten finał Was będzie satysfakcjonował.
Co więc pozostaje jako wrażenie poza wkurzającymi rozmowami tych co podobno wiedzą lepiej? W sumie niewiele. Trochę ładnych opisów Gór Suchych i Gór Kamiennych, okolic Sokołowska, życia w uzdrowisku. No i dziwaczne upodobania głównego bohatera, którego ewidentnie ciągnie w stronę przebieranek. Czy to ma być ta "inność", z której próbują go wyleczyć ojciec i wuj? Jego wstyd, niepewność, nieśmiałość, choć przez otoczenie postrzegane są jako słabość, dla autorki są raczej jego siłą, zalążkiem jakiejś niezależności, a więc i stanowią ochronę przed tym co może spotkać innych mężczyzn, tak pewnych siebie i swojej siły. Dla niego mogą okazać się też jakimś nowym początkiem, prawdziwym wyzwoleniem. 


Jednych zachwycać będą odniesienia do "Czarodziejskiej góry", innych do Schulza, inni będą bić brawa za odarcie patriarchatu i męskości po raz kolejny z masek obłudy i ignorancji. Szczerze? Jakoś nie kręci mnie bicie wciąż w ten sam bęben, jak dla mnie niewiele tu świeżości i spraw, które naprawdę byłyby do przemyślenia. Więcej to nacisku na formę niż treść. Wciąż więc na razie czekam na swoje prywatne odkrycie Tokarczuk, bo dotychczasowe próby nie przyniosły zachwytu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz