czwartek, 1 sierpnia 2024

Miasto latarni, czyli początek steampunkowej historii


Czemu tak spieszyłem się z notkami w lipcu, a teraz przez dłuższy czas nie będzie wpisów. Po raz pierwszy od lat czeka mnie dłuższy urlop i to bez dostępu do komputera. Wędruję Głównym Szlakiem Beskidzkim, zobaczymy ile da się przejść. Jak chcecie dowiedzieć się co i jak, śledzić relację albo mnie wesprzeć to kliknijcie na mój profil na FB lub na ten link gdzie założyłem zbiórkę na leczenie dla Antka
To jest jeden z celów tej wyprawy i możecie mi pomóc go osiągnąć. 

Z góry dziękuję!

A Notatnik mam nadzieję, że w sierpniu wskrzeszę i jeżeli tylko czas pozwoli może znowu nawet nadgonię ilość notek, tak by rytm wymyślony ponad 13 lat temu został zachowany. Jedna notka dziennie i zawsze jakaś polecajka, bez reklam, sponsorowania, ode mnie, od serducha albo od kogoś z przyjaciół.
Ta notka też zniknie po moim powrocie i na jej miejsce pojawi się coś... Jeszcze nie wiem co. Może książka o Podlasiu?

Mam nadzieję więc, że będziecie wciąż tu wpadać.

***
Edit - wędrówkę musiałem przerwać, jestem już w domu, za to mogę spokojnie zabrać się za porządkowanie Notatnika. Nie obejdzie się bez jakiejś tematycznej notki, więc dziś o komiksie.

"Miasto latarni" przyciągnęło moją uwagę jak tylko zobaczyłem pierwsze plansze. Rozmach, mroczny klimat, zachwycały, a steampunkowa otoczka jeszcze bardziej podkręcała ciekawość.


I nie zawiodłem się, choć wydawany przez Lost in Time cykl pewnie lepiej sprawdziłby się w jednym zbiorczym wydaniu. Tu dostajemy cienki zeszyt i musimy czekać na kolejne części. Wiem że przy akcyjniakach to częste rozwiązanie, wydania zbiorcze to raczej format artystyczny albo jak coś zyska miano kultowego, więc specjalnie nie marudzę.

Kilka słów o fabule.

Sander Jorve pragnie jedynie bezpieczeństwa dla swojej żony i syna. Życie w brutalnym świecie niższej klasy Miasta Latarni oznacza trwanie w niemal nieustannej ciemności i bycie otoczonym przez ogromne mury, podczas gdy wyższa klasa cieszy się eleganckimi wieżami i sterowcami, światłem, jedzeniem i dużo lepszymi warunkami. Mur teoretycznie ma być sposobem na ochronę mieszkańców przed niebezpieczeństwami, ale gdy głód i ciężka praca zaczyna doskwierać, a wszelkie pytania są szybko dławione, coraz częściej mówi się o tym, że to raczej wielkie więzienie, chronione przez brutalną Gwardię. Powoli rodzi się bunt, którego częścią jest m.in. szwagier Sandera. To on namawia mężczyznę do wejścia na drogę, która okaże się dla niego tak ryzykowna. W każdej chwili grozi mu śmierć, ale może też dostarczyć ważnych informacji swojej kaście i odmienić los swojej rodziny. 


Z szaraczka gwardzistą, infiltrując wroga, jednocześnie wciąż żyjąc w strachu przed ujawnieniem - to mniej więcej początek historii. Zamierzam poznać dalsze losy Sandera, bo choć może i nie ma tu jakiejś wielkiej nowości, zaskoczenia, na pewno mocną stroną komiksu jest jego strona graficzna. Uwielbiam kadry pokazujące Miasto z oddalenia, jego ogrom, ale twórcy potrafili zgrabnie przechodzić od spokojnych scen do plansz pełnych akcji, dynamiki. Mroczny klimat naprawdę może się podobać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz