czwartek, 13 sierpnia 2020

Siedem sióstr, czyli polityka jednego dziecka

Dawno nie było na Notatniku Fantastyki? Ano filmowo niewiele ciekawego upolowałem, a literacko mam sporo w zapasie, ale ciężko uporać się z zaległościami. "Siedem sióstr" to może nie świeżynka, bo ma już dwa lata, sam pomysł jednak mi się spodobał na tyle, że przymykam oko na schematyczną sieczkę w drugiej połowie obrazu.
Co w nim oryginalnego? Oto świat, w którym zgodnie z prawem można posiadać jedynie jedno dziecko. Przeludnienie sprawiło, że restrykcje są bardzo ostre - pociechy odbierane są zaraz po urodzeniu, a te które przeżyły rejestrowane w specjalnych bankach danych i jedynie one mogą poruszać się, choć i tak z pewnym ograniczeniami. Pewien człowiek tak kochał swoje dzieci, że wymyślił sposób na przechytrzenie systemu - skoro wszystkie siedmioraczki są płci żeńskiej i w miarę do siebie podobne, to będą korzystać z jednej tożsamości, po prostu wychodząc z domu w inne dni tygodnia.

Po latach widzimy je, gdy mają już dobrą pracę, pieniądze i dalej nieźle sobie radzą z oszukiwaniem systemu. Do czasu. Bo gdy jedna z nich nie wraca do domu, zaczyna się robić nerwowo.
Potem już mamy nawalankę i schematyczne rozwiązania, tak w postępowaniu tych "dobrych" (Noomi Rapace w siedmiu rolach) i "złych" (Glenn Close). Ci którzy lubią kino akcji, obejrzą z zadowoleniem, szybko chyba jednak zapomną o tej produkcji, bo poza samym pomysłem na punkt wyjścia, nie ma w nim nic oryginalnego. Przeciętniak.
Spytacie co tam na horyzoncie Notatnikowym w filmach? Na pewno Wielka, pewnie Dziki Bill z seriali, no i kolejna dawka staroci oraz kina studyjnego, które wolę od miałkiej rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz