niedziela, 2 sierpnia 2020

Projekt Koliber, czyli za czym wciąż gonimy

Coś co było reklamowane jako thriller, okazało się raczej dramatem i to dość mocno rozwodnionym emocjonalnie, zainteresował mnie jednak temat tego filmu, czyli coś co napędzało bohaterów.
A tym czymś był... czas.
Przeliczanie każdej milisekundy na sukces, na pieniądze - nam się kojarzy to ze sportem, a tu okazuje się, że jeszcze większe znaczenie ma to dla handlujących akcjami. Aż dziwne, że urzędy kontrolujące giełdę jeszcze nie doszły do wniosku, że to forma oszustwa - skoro masz informacje o tym co będzie kupowane lub sprzedawane przed innymi, to posiadasz bezcenne informacje... Niby każdy twój ruch też wpływa na wartość akcji, ale nawet z tej różnicy w ciągu doby masz zysk rzędu milionów dolarów.
W głowie się nie mieści.

Dwóch facetów ma pomysł jak na tym zarobić. Mają dość pracy dla apodyktycznej szefowej i wolą iść do konkurencji z szalonym projektem, by przekopać pół kraju, by położyć kabel światłowodowy i w ten sposób przyspieszyć przepływ informacji. Płacą olbrzymie pieniądze właścicielom działek, kopią pod parkiem narodowym, inwestują olbrzymią kasę, mając nadzieję, że prześcigną innych.
W tej parze Vincent (Jesse Eisenberg) jest motorem, a trochę autystyczny Anton (Alexander Skarsgård) mózgiem, zapewniającym wyliczenia. Ich pogoń za kasą, ideą wygrania w tym wyścigu obu doprowadzi na skraj przepaści.
Napięcia w tym wielkiego nie ma, choć ich dawna szefowa Eva Torres (rany ale się zmieniła Salma Hayek) kreowana jest na bezwzględny czarny charakter, który zje obu idealistów na śniadanie i to razem z butami. Obejrzeć można ze względu na sam temat - dla nas trochę abstrakcyjny, ale najwyraźniej szaleństwo w jakie popada świat przybiera i takie formy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz