wtorek, 8 kwietnia 2014

Witaj w klubie, czyli złapać byka za rogi

Była prośba o notkę na temat "Witaj w klubie", czuję się więc zobowiązany. Deszcz nagród w końcu też skłania do tego by coś skrobnąć. Trudno mi jeszcze w tej chwili wyrokować ostatecznie, bo nie widziałem wszystkich nominowanych (a o kilku widzianych jeszcze nie napisałem) - czy to rzeczywiście najlepszy film z tegorocznych nominacji do Oscara. Ale zgadzam się, że ciekawa. No i genialnie zagrana! Z duetu Matthew McConaughey-Jared Leto, szczególnie zachwycił mnie ten pierwszy, a ponieważ mam w zanadrzu jeszcze dwa obejrzane z nim filmy, szykuje się kolejny maraton z jednym aktorem.   
O czym jest "Witaj w klubie"? Można by to rozpatrywać przynajmniej w trzech płaszczyznach. Po pierwsze o polityce firm farmaceutycznych i robieniu ludzi w balona - chorzy na AIDS szukający ratunku lub choćby ulgi w cierpieniu, byli świetnym "materiałem" na to by na nich zarobić. Po drugie mamy walkę z systemem, z lekarzami, prawnikami i urzędnikami, którzy na wszelkie sposoby próbują ograniczyć poszukiwania leczenia na własną rękę, a narzucić chorym jeden sposób leczenia, z którego wszyscy mogą czerpać zyski (przecież wiadomo, że by uzyskać zatwierdzenie przez komisję leków, trzeba grubo smarować). Te dwie płaszczyzny to historia autentyczna, oparta na wspomnieniach Rona Woodroofa. Może i ciekawa, ale prawdę mówiąc nie ma w tym nic takiego co by trzymało za gardło. Brakuje jakoś napięcia i nawet humor, czy kolejne porażki w walce z systemem, nie powodują, że ta historia została by w nas na dłużej. 
 

photo.title
Ale jest jeszcze jakby trzecia warstwa. Dzięki McConaugheyowi udało się kapitalnie pokazać nam przemianę głównego bohatera i to właśnie tu jest najciekawsze. Nie ukrywajmy - gdy go poznajemy, trudno go lubić: porywczy, chamski, pijak, prostak, dziwkarz, nieudacznik, mały cwaniaczek, który żyje z dnia na dzień i ma kompletnie wszystko w dupie. W dodatku homofob, taki typ co to na samą myśl o przebywaniu w jednym pomieszczeniu z homoseksualistą, łapał by za strzelbę. Gdy dowiaduje się, że jest zarażony wirusem HIV i został mu miesiąc życia, w żaden sposób nim to z początku nie ruszyło. Ponieważ nie ma zaufania do lekarzy, zaczyna szukać pomocy i ulgi na własną rękę. A gdy znajduje środki, które choć na chwilę zmniejszają objawy, postanawia robić na tym biznes. 
To fascynujące gdy obserwuje się przemianę tego faceta. Zdeterminowanego, cynicznego, szczerego do bólu. Z początku totalnego egoisty, który myśli tylko o kasie. I potem, gdy te jego dziwne pomysły i interesy, jego prywatna walka, stają się czymś wartościowym dla innych. On - macho, prawdziwy kowboj brzydzący się homoseksualistami, zaczyna robić coś właśnie dla tego środowiska (nie ukrywajmy - to w latach 80-tych w Stanach większość ofiar AIDS). Nadal jest chamski, bezpośredni, klnie i na zewnątrz się nie zmienił. Ale czujemy, że wewnątrz zmienił się bardzo. Gdy "pedał" to już nie jest jakaś postać z gazet, z telewizji, ktoś kto wpisuje nam się w stereotypowy obraz w głowie, a konkretny człowiek, to jego wybory, preferencje, stają się drugorzędne. To nawet nie tyle film o tolerancji, co raczej o ludzkiej przyjaźni, o odrzucaniu tego co powierzchowne, by zaakceptować kogoś kto nie jest wcale gorszy czy lepszy, mniej czy bardziej popieprzony niż ja.  
Może sama historia nie powala na kolana, ale choćby po to by zobaczyć świetne aktorstwo - zdecydowanie polecam. Jednym zdaniem - film jak dla mnie wielki nie jest, ale twórcy mieli genialnego nosa do obsadzenia męskich ról pierwszoplanowych. Kino proste, raczej kameralne, na pewno nie patyczkujące się z widzem (wulgarności trochę jest). A dzięki McConaugheyowi nie jest to film, który by się wrzuciło na półkę: takich już było wiele.

8 komentarzy:

  1. Zgadzam się, że brakuje w ty filmie napięcia trzymającego za gardło. I zgadzam się, że przemiana głównego bohatera jest najciekawsza - ta scena w supermarkecie, kiedy spotyka dawnego kumpla jest genialna! W ogóle bardzo polubiłam bohaterów, klimat tego filmu, to był świetnie spędzony czas w kinie no ale... na kolana mnie nie powalił, niestety.

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie powalił, oglądałam, jak zaczarowana! Niesamowity jest, a już aktorstwo jest faktycznie genialne! Na mnie zrobił wielkie wrażenie i zostanie ze mną na długo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. W "Witaj w klubie" najbardziej urzekła mnie relacja Rona i Rayona. To późniejsze przywiązanie i zaakceptowanie Rayon przez Rona zostało świetnie przedstawione :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie nie powalił, ale historia dosyc ciekawa no i Matthew McConaughey-Jared Leto rewelacja. Mi jednak przeszkadzły kowbojskie klimaty. No nie wiem ,ale nie lubie filmów z kowbojami, a Matthew był do bólu przekonujący.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczny film!! Zdecydowanie godny polecenia. Rola Matthew wręcz genialna. Niesamowicie się ten aktor rozwinął. Tak jak w komediach mnie nie przekonywał, tak teraz zyskał w moich oczach szacunek. Dla fanów polecam serial "true detective".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj tak Detektyw świetny, muszę też o nim skrobnąć notkę!

      Usuń