sobota, 3 sierpnia 2013

Woodstock, dzień drugi, czyli królestwo za cień(-ia)

O ile pierwszego dnia jeszcze można było raz na jakiś czas spodziewać się jakichś chmurek na niebie, to drugi dzień to po prostu żar z nieba prosto na głowę. Nic dziwnego, że człowiek szuka cienia jak zmiłowania i jakoś nie ma specjalnie siły na to by skakać tuż pod sceną o ile jest ona w pełnym słońcu. I wiadomo - jak upalnie, to i kurz unoszący się przy tych tłumach wędrujących w tę i z powrotem, ale tego się prawie nie zauważa (najlepiej widać ile jego jest po samochodach stojących na polu). Pod samą sceną pomagają chusty, a najczęściej używanym gadżetem są rękawki wielofunkcyjne od Playa rozdawane tysiącami na polu - noszone jak nie na głowie to w najprzeróżniejszych innych miejscach. Play w ogóle jako sponsor główny sprawdza się całkiem nieźle - zorganizowali dla leniuchów koło Lidla strefę z telebimem by można było spokojnie oglądać koncerty, zorganizowali sporą ilość punktów z gniazdkami do ładowania komórek i zafundowali drewniane pomosty przy kranach (szkoda tylko, że inne zlewy porozrzucane w lesie są już w dużo gorszym stanie i tam nikt się nie przejmował funkcjonalnością). Choć nie jest bez błędów z ich strony - specjalna aplikacja z programem to jakaś katastrofa totalna, tyle w niej błędów, a z zasięgiem nie zrobili kompletnie nic (stąd notki raczej żałosne i przypadkowe)... Drugim sponsorem jest ponownie Carlsberg i do ich działań zdążyliśmy się już przyzwyczaić (do cen też), więc specjalnie nie będę tego komentował. Dużo bardziej od ich namiotów (już dwa miasteczka piwne) i jeżdżącej ekipy z gazikiem, która rozdaje piwa organizując jakieś konkursy, drażnią mnie punkty sprzedaży papierochów i tzw. specjalne strefy dla palaczy (pufy, leżaczki, muzyczka, dmuchawy, a nawet specjalne dyskoteki)... Szlag. I weź tu człowieku uwierz w to, że to ten sam festiwal co jeszcze parę lat temu... Ale o tym pewnie jeszcze napiszę jutro.
Muzycznie dla nas dzień drugi trochę uboższy i leniwy... Najpierw poszliśmy do ASP żeby posłuchać Artura Andrusa (przegapiliśmy przez moje bieganie ks. Bonieckiego, bo Wojewódzki mnie nie interesował) i jego poczucie humoru trochę zdominowało wrażenia z tego dnia - ogromna kultura, bezpośredniość, inwencja i nie popisywanie się przed publiką (jak to nie którzy robią - wystarczy rzucić kilka bluzgów i masz poklask tłumu). Nic dziwnego, że jego koncert wieczorny dopisaliśmy do punktów obowiązkowych.
Na dużej scenie miałem wrażenie, że dużo ostrzej niż poprzedniego dnia. Dotarliśmy na the Toobes - kapelę z Białorusi grającą mocnego hard rocka i choć publiki niewiele, to brawa zebrali zasłużone. Następnego projektu mimo aplauzu tłumu i zachwytów Owisiaka ja jakoś nie kupuję - Jammm chyba Ściebie, czyli kabaret Łowcy.B(and) to dal mnie jakieś dziwne wygłupy nadające się do małych sal, a nie na dużą scenę. No ale cóż - kwestia gustu. Posłuchaliśmy jeszcze szwajcarskich ciężkich brzmień Death by Chocolate i poczłapaliśmy na górę. Wzgórze tak naprawdę stało się od lat jednym z centrów "sittingu" - ludzie nie muszą drałować między scenami, ale siedzą sobie na trawce, widok na dużą scenę i odsłuch mają kapitalny, a jak chcą zmienić klimaty mają dwa kroki przez błotko do małej sceny folkowej. Tam jeszcze pełne słońce, więc mimo, że koncert Małgorzaty Babiarz (Megitzy) to naprawdę fajne rozbujane cygańskie i bałkańskie klimaty to zabawa niemrawa - ludzie wolą jeszcze siedzieć w cieniu i słuchać. Ale nie minęło pół godzinki, słoneczko powoli zachodzi i na Artura Andrusa przyszło tyle ludzi ile jeszcze chyba mała scena folkowa nie widziała (albo dawno tego nie było) - kilkadziesiąt tysięcy pewnie było. Niesamowita zabawa, sporo starszych ludzi, ale i mnóstwo młodych - punki, która robiły młyn pod sceną, wężyki, skakanie, no i oczywiście wspólne śpiewanie. Nie wiem czy kiedykolwiek artysta miał publiczność, która z takim zaangażowaniem ryczała "tęskną pieśń co z serca się wyrywała"... Niesamowite wrażenie. Praktycznie każdy numer przyjmowany z ogromnym aplauzem, pojawiły się nawet flagi i transparenty i widać było, że i cała kapela była zaskoczona tak ciepłym przyjęciem - zaiste fenomen ludycznej zabawy i integracji. A wykonanie "Glanek i Pacyfek" porwało tłumy do prawdziwego szaleństwa :)  
Świetny koncert, kapitalna atmosfera. Podobno Owsiak już zapowiada powtórkę za rok na dużej scenie (sic!). Na Mech i na projekt Farben Lehre opowiadający historię polskiego punk rocka (tłumy pod sceną, ale wersje moim zdaniem takie sobie - energia jest, ale technicznie to takie sobie, czuć było, że czasem więcej chęci niż ćwiczeń tekstu np. Niezwyciężony w wykonaniu Gutka) patrzyliśmy trochę z góry, za plecami mieliśmy rozpoczynający się koncert Carrantouhill, no weź człowieku i się rozerwij. Wreszcie zmęczenie zaczęło brać górę. Posłuchaliśmy już pod sceną trochę Kanadyjczyków Danko Jones (świetne mocne granie) i trzeba było powoli zmierzać ku namiotom. Po prysznicu i kolacji tylko ja miałem siłę (żona już się kimnęła) by w sandałkach pójść kawałek do telebimu i popatrzeć na legendy metalu, czyli Anthrax. Nie moja bajka, więc po prostu z ciekawością parzyłem na to szaleństwo na polu przed sceną. Chyba sporo ludzi przyjechało tylko na tę kapelę... Ponieważ Play się zwijał około północy, a ja już byłem naprawdę padnięty niestety odpuściłem sobie Kusturicę i The No Smoking Orchestra. Strasznie żałuję, bo na żywo ich nie widziałem, a lubię właśnie takie energetyczne folkowe granie (no i ukochane dęciaki), ale zmęczenie wzięło górę. Człowiek po 15-16 godzinach na nogach czuje się jak przepuszczony przez wyżymaczkę (przy tej temperaturze to chyba magiel). A Maria Peszek występująca około drugiej w nocy nawet nie była w moich planach. Może innym razem...
Może uda się wrzucić jakieś foty i filmiki za kilka dni. A na razie tak "na sucho".

6 komentarzy:

  1. Gniazdka do ładowania komórek! No proszę jak festiwal się zmienia. Ja ze swoich wyjazdowych czasów pamiętam rząd budek telefonicznych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrus na Woodstocku?! Ale super! No, to jego "Glanki i pacyfki" jak znalazł do pogowania:)

    OdpowiedzUsuń
  3. ano zmienia się Przystanek, zmienia... jutro postaram się ciąg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy uważasz, że scena na Woodstocku to było właściwe miejsce dla ks. Bonieckiego? Scena, na której Wojewódzki wyszydzał Biblię i gdzie w ogóle promuje się lewacki i luzacki styl życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiesz co postaram się napisać jutro więcej w notce. generalnie uważam, że media szukają sensacji i zbyt wiele w ocenach Woodstocku jest jakichś uproszczeń... W kilku zdaniach niełatwo odpowiedzieć żeby nie uprościć, ale uważam, że warto tam być... pogadaj z tymi co jeżdżą na Przystanek Jezus... Tam gdzie promuje się lewacki styl życia szczególnie warto pokazywać, że nie trzeba iść za tym jak głupie stado baranów

      Usuń