piątek, 2 sierpnia 2013

Przystanek Woodstock dzień pierwszy, czyli daj łyka

Tak jak się spodziewałem pisanie notek na Woodstocku cholernie trudne. Nie chodzi tylko o brak czasu, ale i o brak zasięgu. Umówmy się więc, że różne foty, klipy itp będę uzupełniał, notka będzie szlifowana, a teraz tak na gorąco...
Przyjechaliśmy dzień wcześniej, więc zdążyliśmy jakoś się zaaklimatyzować przed przyjazdem największych tłumów... Trochę spotkań z ludźmi (Zielona Przystań i zaprzyjaźniona poprzez Jacka Familia), łażenie po terenie Przystanku no i muzyka... Tej tu sporo i mam nadzieję, że to właśnie ona przyciąga większość ludzi (choć czasem tracę taką wiarę).
Jako, że Notatnik jest kulturalny to w notkach skupię się przede wszystkim na tej ostatniej warstwie... A więc dzień pierwszy (i kawałek środy, czyli dnia przed):
Zawsze gdy pisze się o Przystanku to mam ochotę pisać właśnie w dwóch warstwach o jego fenomenie - socjologicznej, czyli pisząc o ludziach, którzy tu przyjeżdżają, co ich sprowadza, co ich kręci, jacy są, oraz o muzyce, bo tej tu mnóstwo - w tej chwili mamy 3 oficjalne sceny, na których non stop coś się dzieje, a oprócz tego jeszcze jakieś wydarzenia, które są nieprzewidywalne (albo dla wtajemniczonych, którzy biegają z rozpiskami, albo fotografują w każdym namiocie program). W środę po rozbiciu namiotu i różnych spotkaniach (po raz pierwszy rozbiliśmy się na polu płatnym - trochę ze względu na wygody i bezpieczeństwo, bo chyba już trochę za stary jestem na różne godzinne kolejki do prysznica, albo taplanie się w błocie) zajrzeliśmy do wioski Krishny. Mimo tego, że oficjalnie koncerty startują od czwartku tu już się działo! Scena Pokojowej wioski (jak zwykle wdepnęliśmy też na żarcie, wciąż identyczne jak co roku, ale to sycące i tanie) opanowana w tym roku głównie przez kapele ze stajni Lou&Rocked Boys - co cieszy ogromnie, bo to kapele, które na co dzień rzadko mamy okazję słuchać, oglądać na żywo. Punkujący The Bill, niesamowicie energetyczna Raggafaya (tylko strasznie żałuję, że te teksty tak mocno pro-marihuanowe) - namiot Krishnowców malutki, kurzu pełno ale zabawa kapitalna. Potem zajrzeliśmy na chwilę na górę i to chyba dla mnie największa niespodzianka wieczoru: występ "tylko dla dorosłych" kabaretu Limo. Nie tylko namiot ASP pełen, ale całe wzgórze pełne, bo telebim na zewnątrz i po prostu wszyscy robią bokami ze śmiechu. O samych skeczach nie będę pisał, w każdym razie dużo było improwizacji i było dość pikantnie. Ale najbardziej fenomenalne jest to, że ta sama publika, która rzuca się w pogo pod scenę na koncertach punkowych, siedzi spokojnie na spotkaniach w ASP, albo skacze sobie przy folkowych kapelach na małej scenie.
Tak to chyba największy fenomen tego koncertu - różnorodność. Przyjeżdża kilkaset tysięcy ludzi, ale każdy zamiast marudzić, po prostu szuka sobie czegoś fajnego dla siebie, próbuje się bawić tam gdzie trafia. Dość powiedzieć, że wczoraj grało na dużej scenie Mazowsze, a dziś ma występ Bregovic... Środę zakończyliśmy znowu u Krishnowców na świetnym występie Haydamaków. Kolejna kapela z tej samej wytwórni -polecam ich strony i katalogi, bo znajdziecie tam niesamowicie różnorodną muzę - od ska, reggae, aż po punk rock, kapele w większości krajowe, którym nikt specjalnie nie daje miejsca w radiu, ani nie chce wydawać. A to taka kapitalna muza! Na żywo jeszcze lepsza!
Czwartek - pierwszy oficjalny dzień koncertowy. Na początek Bednarek - jakoś specjalnie mnie nie rozbujał, ale ludziom się podobało. Potem rozwaliliśmy się w cieniu (bo słońce praży okrutnie) na leżaczkach w strefie Allegro - jest się bardzo blisko sceny, a potem po zebraniu sił można udać się na bicie rekordu świata w produkcji wiatraczków, albo naładować sobie komórkę jazdą na rowerku stacjonarnym. I tak zeszły nam koncert Offensywy (całkiem fajne) i beznadziejny moim zdaniem występ Niemców z Atari Teenege Riot. Kompletnie nie czuję takiej muzy i dziwię się Owsiakowi, że idzie w tę stronę (jakby Prodigy go nic nie nauczyło, że ściąga to dziwną publikę, która nie chce wczuć się w tę atmosferę Przystanku - dla nich reszta widzów to brudasy)... Potem jak zwykle rozgrzewający koncert Big Cyca - znane kawałki rozbujały publikę... Third World, choć lubię reggae jednak dla mnie zbyt statyczne i udaliśmy się na górę na folk. Nie wiem jak do końca Przystanku, ale jak dla mnie na razie Folk i moje ulubione dęciaki (o nich za chwilę) to najlepsze punkty programu. Czeremszyna na małej scenie dawała czadu tak genialnie, że podlaskie przyśpiewki popchnęły ludzi do tańca nawet lepiej niż najostrzejsze kapele. Po prostu brawa dla kapel, które tam występują dla małej publiki i dla tych, którzy tam przychodzą i pokazują jak można się cudownie bawić... Potem Teuta - projekt Steczkowskich, ale my już schodziliśmy w dół. Wpadliśmy jeszcze wieczorem na występy do Pokojowej Wioski, jakoś na dużą scenę nas nie ciągnęło - słyszeliśmy tylko Ugly Kid Joe i ich hardrockowe riffy. A u Krishnowców kolejne fajne kapele - najpierw Tabu, a potem kolejny projekt z Ukrainy, czyli Kozak System. Szkoda tylko, że wszystko poopóźniane, więc Eneja już nie doczekaliśmy, bo zaczynał się grubo po północy...
To tak na szybko o samej muzie, może jutro, albo po powrocie uda się napisać więcej o samym Przystanku i ludziach :)
A skąd tytuł notki. Kabaret Limo słusznie zauważył - najczęstszy tekst, jaki się tu słyszy i scenki, które można spotkać na każdym kroku - dzielenie się piwem, każdym łykiem...
   

9 komentarzy:

  1. Przystanek Woodstock jeszcze przede mną, ale kiedyś na pewno się wybiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam! Jak dziś wracałam rowerem z pracy (a daleko nie mam) myślałam, że jak nic w tym skwarze padnę, a może nawet i padnę już na amen. Myślałam sobie o tych wszystkich znajomkach na Przystanku i ja nie wiem jak tu dać radę w takim skwarze i kurzu.
    Ja już chyba jestem stara hihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też już trochę myślę o sobie, że jestem za stary na te klimaty, ale mimo, że już trudniej się poderwać od ziemi, to muza wciąż daje frajdę

      Usuń
  3. Na Przystanku byłam dwa razy. Pierwszy raz pojechałam całkowicie spontanicznie, sama. (Rodzice do dzisiaj nie zdają sobie sprawy z tego, że pojechałam sama) Na szczęście znalazłam ludzi, z którymi dobrze się bawiłam. Między innymi bardzo miło wspominam czas spędzony w wiosce motocyklowej. Drugi raz pojechałam już ze znajomymi.
    Teraz już bym nie pojechała, chyba się zestarzałam.

    A słyszałeś kiedyś Domowe melodie?? (na Woodstocku nie grają). Próbka melodii tego projektu tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=gYPxfTIhE5s

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domowe melodie już kiedyś wpadły w ucho :)
      A przystanek się zmienia, coraz więcej wygód, więc jeżdżą nawet całe rodziny z maluchami...

      Usuń
  4. Nie podoba mi się wzmianka o Atari. Tak jak nie byłbym w stanie za cholerę słuchać ich studyjnych nagrań, tak całkiem zabawnie wychodziło to na żywo - energetyczna muzyka w sam raz do skakania, no i ta charakterystyczna wokalistka..
    Tym bardziej podobał mi się ich występ, że wyróżniał się na tle reszty i była to przyjemna odmiana, a zapewniam, że klimat Woodstocku czuję w pełni ;)
    Sam skreślasz ludzi, którzy doceniali ATR, zamiast się otworzyć na inne. Doceniam Owsiaka za jego decyzję. Reszta notki spoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cóż kwestia gustu, każdy ma prawo do własnej oceny. dla mnie to była sieczka... Zestawiam to po prostu z tym co kiedyś grane było na Woodstock i zastanawiam się głośno na ile ten Festiwal się zmieni gdy będzie zmieniać się profil muzyki.
      Może napisałem to ostro, ale uwierz - nie byłem jedynym, który slysząc takie dźwięki ze sceny zgrzytał zębami i zastanawiał się co oni robią na tej scenie. Takich głosów wokół mnie było sporo... Nie czuję tej muzy - przyznaję się do tego i tyle. A moje odczucie, że taka muza ściąga dziwną publikę dla której np. punki to brudasy to też nie wymysł tylko obrazki i dialogi jakich byłem świadkiem dwa lata temu przy Prodigy.

      Usuń
    2. Hmmmm, dla ATR i ich fanów punki to nie brudasy, przede wszystkim dlatego, że głównie punki ich słuchają... Czasy i muzyka się zmieniają, tak samo można powiedzieć o ludziach z Toicampu, że to burżuje nie czające ducha woodstocku.
      pozdro ;)

      Usuń
    3. hmmm cóż muza się zmienia, ale dla mnie jednak prawdziwy punk takich rzeczy nie słucha, a jak obserwowałem publikę, której się to podobało to punków raczej tam nie było. Naprawdę nie widzisz tego, że coraz więcej tam ludzi, którzy patrzą się na na ten luz i swobodę jak na dziwne zwierzęta, bo sami dojechali wypasioną furą na jeden dzień i nie mają zamiaru "w tym syfie" nocować? Jak czasem słucham różnych tekstów to wiem, że nie przyjeżdżają przecież na Kabanosa, ale raczej na kapele bazujące na elektronice i tzw. nowe brzmienia w muzyce...
      A ToiCamp? Cóż dla niektórych widać lepiej zapłacić za odrobinę komfortu. Chyba większość organizacji pozarządowych i dziennikarzy właśnie tam lądowała.

      Usuń