środa, 21 sierpnia 2013

Daft punk - Random Access Memories, czyli retro nie musi być passe

Wczoraj wspomniałem przy okazji filmu nazwisko Giorgio Morodera, a dziś zespół, który jawnie się m.in. do tego twórcy odwołuje. Duft Punk po głośnym początku kariery, błysnął jakiś czas temu muzyką do "Tronu", a teraz po długim milczeniu znów nieźle namieszał płytą Random Access Memories. Znany jest głównie jeden numer, ale warto sięgnąć po całą płytę, bo moim zdaniem ma trochę inny charakter. Nie spodziewajcie się przebojowych dyskotekowych rytmów, a raczej mieszanki elektronicznych pasaży, funky i spokojnych numerów w stylu lat 80-tych. Niby nic nowego, ale nóżka się kiwa, chwilami ta muza fajnie odpręża, można przy niej odpłynąć, a jednocześnie nie jest jedynie lekkostrawną papką. Bliżej temu do Tangerine dream, Vangelisa czy Kitaro niż do Gazebo... Duet francuzów pokusił się w niektórych numerach o całkiem fajne eksperymenty. Czemu ta płyta zdobyła taki rozgłos? Może dlatego, że w tej chwili nikt tak nie gra? A przecież w tamtych czasach powstało sporo nie tylko przyjemnej dla ucha, ale i ciekawej muzyki. Nie dziwią więc mnie te inspiracje, choć ja się tym nie zachłystuję, bo po prostu nie widzę w tym nic specjalnie odkrywczego. Ot przyjemne dźwięki, ale żeby płacić za to ponad 4 dychy? No way!
Zero walenia basami czy perkusją (poza ostatnim numerem), tu raczej dominuje melodia, gitary fajnie łączą się z syntezatorami, a całość jest nie tylko powrotem do dawnych brzmień, ale i hołdem dla tamtych prekursorów. To co grało się wtedy w dyskotekach, a to co jest teraz to niebo a ziemia, nic więc dziwnego, że odmianę od dość monotonnej współczesnej muzy przyjmujemy z radością. Może trochę śmieszy dziś elektroniczne modulowanie głosu i zabawa w roboty (jak to się nazywa vocoder?), ale trzeba przyznać, że ma to swoisty urok. I taka jest cała płyta. Czuje się sporą pracę producentów i muzyków (mnóstwo gości nie tylko na wokalu!) włożoną w całość, a nie ma całej tej współczesnej otoczki - sampli, ta elektronika jest uroczo spatynowana.   

Od futurystycznych balladek, przez elektroniczne suity aż po bardziej taneczne rytmy. 13 numerów. Lekko nostalgiczne i na pewno nie banalne. Ale czy każdy się będzie przy tym bawił równie dobrze? No i co ważniejsze, czy za rok o tej płycie ktokolwiek będzie jeszcze pamiętał - może lepiej sięgnąć po oryginalne brzmienia z tamtych lat? Ja chyba jeszcze w Random Access Memories muszę się wsłuchać.
Zainteresowanych zapraszam jak zwykle do buszowania choćby na deezer (ja zdobyłem płytę z muzodajni) i na stronę projektu.

3 komentarze:

  1. Całkiem miło się słucha. "Get lucky" to dla mnie miła odmiana w radio, a drugi utwór kojarzy mi się z Alan Parsons Project :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo proszę jak to fajnie, że ktoś pamięta takie kapele!

      Usuń
  2. Nie tylko pamięta ale czasem nawet sentymentalnie słucha :)

    OdpowiedzUsuń