Nawet nie sądziłem, że po recenzji jego ostatniej płyty tak szybko nadarzy się okazja by zobaczyć tego artystę na żywo. Ci co zaglądają na profil Notatnika na FB wiedzą gdzie przez kilka dni się znajduję (można sprawdzić na dole bloga w moim kanale na youtube), a przecież to miasto jak mało które kojarzy się z wydarzeniami kulturalnymi. Już trzeci raz będąc tu udało się połączyć pracę z jakimś koncertem w godzinach wieczornych - namówiłem znajomych z pracy, aby zaraz po skończeniu zajęć na konferencji i kolacji wsiadać szybko w taksówki i udało się! Klub Alchemia, a dokładniej jego piwnica zapewnił kameralną atmosferę (oj partyzanckie warunki i lepiej by kontrola p. poż. tam nie zaglądała), a Janusz Radek z Tomaszem Filipczakiem jako akompaniatorem zapewnili kapitalny wieczór.
Trudno opisywać wszystkie wrażenia, bo to wieczór pełen różnych emocji. Pewnie sporo osób, podobnie jak ja, idąc na koncert Radka ma w głowie przede wszystkim jego nastrojowe kawałki, piękne kawałki o miłości i trochę na to się nastawia. I może być zdziwiony, bo Koncert na głos i ręce to recital złożony z piosenek z różnych programów, a ich wybór zależy trochę od humoru i nastroju artysty. Nie mówię, że to źle, ale może trochę rozminąć się z oczekiwaniami odbiorców. Tym razem repertuar był bardziej ekspresyjny, a utworów delikatniejszych doczekaliśmy się dopiero pod koniec (a praktycznie zostały wymuszone przez pewną zdeterminowaną panią). Ale i tak, jak to mówi młodzież: było zaje.... ie.
Ten niesamowity wieczór można by podsumować kilkoma zdaniami, a każde z nich stanowi nie tylko opis tego co się działo, ale jest też argumentem za tym, by szukać kolejnej okazji do spotkania z tym artystą:
- Janusz Radek ma niesamowity głos i to co z nim wyrabia śpiewając, udając różne instrumenty, mrucząc, wyjąc, piszcząc, krzycząc itd. po prostu zadziwia i choćby ze względu na to warto jest zobaczyć go na żywo (bo płyty choć piękne mogą sprawiać wrażenie, że to było nagrywane na wielośladzie albo przez różne osoby).
- Obok improwizacji wokalnej w parze idzie osobowość sceniczna - ruch ciała, mimika, przeżywanie każdej piosenki robią niesamowite wrażenie, stąd też lepiej rozumie się czemu to on chce mieć wpływ na to co zaśpiewa i w jakiej kolejności - nie jest łatwo wejść w rolę na zawołanie.
- Mamy głos (i muzykę, która wraz z głosem tworzy niesamowity klimat, to rozpędzając się, to pozwalając wybrzmieć pewnym nutom) i emocje. Janusz Radek może wydawać się naćpanym czy też pod wpływem :) bo też sposób prowadzenia tego koncertu i to co wyprawia na scenie jest kompletnie szalone. Improwizacja jest widoczna nie tylko w sposobie interpretacji różnych piosenek, ale i w tym jak można prowadzić dziwaczne monologi, kompletnie nie przejmować się logiką zapowiedzi, jak reagować na publiczność i jej zachowania i nastroje. To aktor, zwierzę sceniczne, żywioł i kopalnia niespodzianek (nie zawsze komfortowych - jak np. piosenka o alfonsie).
Wracająca tego wieczoru kilka razy wolność, była fajnym motywem przewodnim. Ale mimo, że w poezji śpiewanej warto zwracać uwagę na teksty, na przesłanie i tak dla mnie ciekawsze było to jak jest to zinterpretowane i to co wyrabiał głosem Janusz Radek. Nie znam wszystkich jego płyt, wybaczcie, że nie rzucam tytułami jakie się pojawiły - było na pewno kilka z ostatniej (m.in. Roman). Niech Wam wystarczą moje emocje, może próbki poniżej. I moja radość, że jednak pojawiło się coś z płyty, od której polubiłem tego artystę, czyli Dziękuję za miłość. Spodziewałem się bardziej wieczory poezji śpiewanej, a otrzymałem wybuchową mieszankę jazzu, kabaretu i teatru. Ale muszę przyznać, że tym bardziej mam ochotę na więcej.
W rozmowach po koncercie kilka razy pojawiały się porównania do Jacka Wójcickiego, ale widziałem obu na żywo i mam wrażenie, że to zupełnie inne bajki. Może podobne głosy i możliwości, ale mam wrażenie, że scenicznie to trochę dwa różne style - jeden bardziej operetkowo-wodewilowo-gwiazdorski, a drugi kabaretowo-aktorsko-kumplowski...
Strona oficjalna - polecam zaglądać w poszukiwaniu nagrań czy informacji o koncertach. A tu moja notka o najnowszej płycie...
PS Na fali pozytywnych emocji i tym razem z żoną postanowiłem też skorzystać po tygodniu z drugiej okazji zobaczenia Janusza Radka na żywo. Tym razem Bar Warszawa na Krakowkim Przedmieściu. Pewnie to kwestia zupełnie innego klimatu miejsca i trochę sztywnej publiki (malutko miejsca, ludzie nastawieni chyba na inne warunki), ale jakoś trochę zabrakło tej magii jak za pierwszym razem. Nie mówię nie - nadal było świetnie jeżeli chodzi o wokal, ale materiał z płyty Z ust do ust aż prosi się o bogatsze aranże, podobnie jak na płycie. Klawisze zastępujące fortepian nie dawaly w tym miejscu tego klimatu. Na pewno ogromny plus- masz artystę na wyciągniecie dłoni - może metr, może półtora do siebie :) Dzięki temu widzisz lepiej każdy gest, każdy ruch, jest zupełnie inny kontakt (a materiał rzeczywiście tym razem od początku raczej bardzo rytmiczny, taneczny)... Pewnie gdyby były jakieś stoliki, stołki i można by usiąść z czymś w ręku atmosfera byłaby jeszcze lepsza, a tak panie (a one przeważały) nie wiedziały co ze sobą zrobić (torebki, żakieciki itp.). Doczekalem się i spokojniejszych numerów (magiczne jak zwykle), ale po tych dwóch koncertach nawet trudno mi stwierdzić, w którym reprtuarze Radek jest lepszy. Kasia stwierdziła, że bardziej podobają jej się numery szybsze, energetyczne (tam też chyba pokazuje więcej swoich możliwości). A ja nadal mam ochotę na więcej, tym bardziej że już widzę, że każdy koncert jest trochę inny (nie tylko repertuar, ale na szczęście i dowcipy nie są te same)...
Wracająca tego wieczoru kilka razy wolność, była fajnym motywem przewodnim. Ale mimo, że w poezji śpiewanej warto zwracać uwagę na teksty, na przesłanie i tak dla mnie ciekawsze było to jak jest to zinterpretowane i to co wyrabiał głosem Janusz Radek. Nie znam wszystkich jego płyt, wybaczcie, że nie rzucam tytułami jakie się pojawiły - było na pewno kilka z ostatniej (m.in. Roman). Niech Wam wystarczą moje emocje, może próbki poniżej. I moja radość, że jednak pojawiło się coś z płyty, od której polubiłem tego artystę, czyli Dziękuję za miłość. Spodziewałem się bardziej wieczory poezji śpiewanej, a otrzymałem wybuchową mieszankę jazzu, kabaretu i teatru. Ale muszę przyznać, że tym bardziej mam ochotę na więcej.
W rozmowach po koncercie kilka razy pojawiały się porównania do Jacka Wójcickiego, ale widziałem obu na żywo i mam wrażenie, że to zupełnie inne bajki. Może podobne głosy i możliwości, ale mam wrażenie, że scenicznie to trochę dwa różne style - jeden bardziej operetkowo-wodewilowo-gwiazdorski, a drugi kabaretowo-aktorsko-kumplowski...
Strona oficjalna - polecam zaglądać w poszukiwaniu nagrań czy informacji o koncertach. A tu moja notka o najnowszej płycie...
PS Na fali pozytywnych emocji i tym razem z żoną postanowiłem też skorzystać po tygodniu z drugiej okazji zobaczenia Janusza Radka na żywo. Tym razem Bar Warszawa na Krakowkim Przedmieściu. Pewnie to kwestia zupełnie innego klimatu miejsca i trochę sztywnej publiki (malutko miejsca, ludzie nastawieni chyba na inne warunki), ale jakoś trochę zabrakło tej magii jak za pierwszym razem. Nie mówię nie - nadal było świetnie jeżeli chodzi o wokal, ale materiał z płyty Z ust do ust aż prosi się o bogatsze aranże, podobnie jak na płycie. Klawisze zastępujące fortepian nie dawaly w tym miejscu tego klimatu. Na pewno ogromny plus- masz artystę na wyciągniecie dłoni - może metr, może półtora do siebie :) Dzięki temu widzisz lepiej każdy gest, każdy ruch, jest zupełnie inny kontakt (a materiał rzeczywiście tym razem od początku raczej bardzo rytmiczny, taneczny)... Pewnie gdyby były jakieś stoliki, stołki i można by usiąść z czymś w ręku atmosfera byłaby jeszcze lepsza, a tak panie (a one przeważały) nie wiedziały co ze sobą zrobić (torebki, żakieciki itp.). Doczekalem się i spokojniejszych numerów (magiczne jak zwykle), ale po tych dwóch koncertach nawet trudno mi stwierdzić, w którym reprtuarze Radek jest lepszy. Kasia stwierdziła, że bardziej podobają jej się numery szybsze, energetyczne (tam też chyba pokazuje więcej swoich możliwości). A ja nadal mam ochotę na więcej, tym bardziej że już widzę, że każdy koncert jest trochę inny (nie tylko repertuar, ale na szczęście i dowcipy nie są te same)...
Wiesz, ja kiedyś pojechałam towarzyszyć mamie na Janusza Radka z myślą, że się wynudzę.
OdpowiedzUsuńWmontował mnie w siedzenie ! Zamurowało mnie. Do tego sceneria teatralna, klimat w 100 % Januszowy...
Biegłam dosłownie, biegłam po jego płytę. Do dziś się zachwycam i wracam do jego muzyki! Podpisuję się także pod tym wpisem, że to coś niesamowitego :)
Głos Janusza Radka jest magiczny. Jego "Dziękuję za miłość" jest piosenką, która ciągle leci w moim odtwarzaczu.
OdpowiedzUsuńTak...Janusz Radek-to po prostu Janusz Radek. Nieporównywalny z nikim innym-Artysta przez wielkie ''A''
OdpowiedzUsuńUsłyszeć TEN GŁOS i umrzeć...ale z zachwytu,można rzec!
Zauroczył mnie już paaaaaaaaaaarę lat temu.I chociaż znam i uwielbiam jego piosenki ze wszystkich płyt...to i tak najukochańszą jest i będzie płyta 'Dziękuję za miłość'...
Może ,że była pierwszą,autorską.
A koncerty 'na żywo'-to istny majstersztyk,rzeczywiście.Zawsze czerpię z nich tyle radości,energii,miłości..i różnorakich innych wrażeń,że wystarcza mi tej energii do następnego występu JRa...na który biegnę ,unosząc się tak z metr nad ziemią- czego i Wam wszystkim życzę!
D.
Bardzo zazdroszczę! Mnie niestety na południe jakoś nie wywiewa, a sam artysta chyba na razie nie wybiera się na północ, więc muszę pozostawać w oczekiwaniu:( Z płyt najbardziej lubię chyba jednak ostatnią - cała jej stylizacja (zdjęcia, wokal, teksty) stanowi wyraźny i jednoznaczny sygnał, że Janusz Radek to nie jest tylko ktoś, kto pośpiewuje sobie o miłości, o nie, nie!:P
OdpowiedzUsuńcieszy, że tyle osób już zna i lubi tego wykonawcę. Faktycznie na koncertach udowadnia, że potrafi śpiewać prawie o wszystkim (choć nadal upieram się, że o miłości śpiewa najpiękniej) i prawie wszystko. Warto doświadczyć tego samemu!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to "sceniczne zwierzę", jednak podczas wykonywania poezji śpiewanej najbardziej. Tak mi w duszy gra:)
OdpowiedzUsuńAno mi tez
OdpowiedzUsuńUwielbiam Janusza Radka! Można powiedzieć, że jestem trochę psychofanką ;) Słucham codziennie. Byłam też na koncercie w Krakowie i potwierdzam. Na żywo jego możliwości wokalne i wygląd sceniczny robią kolosalne wrażenie. Planuję niebawem wybrać się po raz kolejny :) Szkoda tylko, że tak rzadko śpiewa na koncertach "Kiedy umrę kochanie"... (było?) :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
"dziękuję za miłość" to cud-malina. Chciałabym posłuchać wykonania na żywo :)
OdpowiedzUsuńa ja się łamię bo w środę jego koncert w Warszawie...
OdpowiedzUsuńOgromny talent, niesamowity głos. Jestem fanką Radka od lat.)
OdpowiedzUsuńByłam dawno, dawno temu w teatrze na Jesus Christ Superstar. Już wtedy jego wokalne możliwości były imponujące.
OdpowiedzUsuń