Znowu wraca słoneczko, wszyscy siedzą pewnie na łonie natury, a ja wciąż przed kompem z ankietami. wrrr... Ale jest muza co ratuje. Dziś coś bardzo specyficznego. No bo jakże to: śpiewać takie teksty jak np.:
...dym z papierosa, koza z nosa
opary alkoholu, na 9 w przedszkolu...
i jeszcze czynić to przy radosnej, zwariowanej muzyce, która chwilami brzmi tak jakby właśnie przedszkolakom dać w dłonie instrumenty by sobie poplumkali.
Pierwszą płytę siostry Wrońskie, które stworzyły ten projekt, nagrały w domu, wykorzystując m.in. sprzęt kuchenny jako instrumenty. Tu już mamy profesjonalne nagrania ze studia, ale czuje się, że radości i zabawy w nagrywaniu tej płyty również nie zabrakło.
Lekkie, bezpretonsjonalne, czasem nawet coś zafałszuje, ale tak właśnie ma być. Ta płyta to przede wszystkim zabawa - i w warstwie muzycznej i tekstowej. Pianino, flet, saksofon, jest sekcja, ale są i wynalazki (podobno fleciki z lizaków). Dziewczyny śpiewają o najprostszych codziennych sprawach, o życiu z perspektywy dziecka (które pewnie gdzieś tam w każdym trochę tkwi). Karkołomne skojarzenia i porównania (np. o pragnieniu podstawienia nogi nauczycielce), niby mało poważne, ale gdy zestawimy to z na siłę pisanymi niby poetyckimi tekstami jakich pełno u nas na rynku, to ja nie wiem, czy twórczość sióstr nie wyjdzie z tego obronną ręką. Widać taka już ich wrażliwość i spojrzenia na świat - dlatego też pewnie wybrały na płytę właśnie te, a nie inne wiersze Miłosza, które tu też możemy znaleźć wyśpiewane. Całość wpada w ucho, człowiek ma ochotę nucić to gdzieś w chórkach,
Beztroskie i budzi sporo wspomnień z dzieciństwa. Bo to płyta odwołująca się do dziecka w środku każdego z nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz