piątek, 10 lutego 2012

Żelazna dama, czyli nie będę zmywać filiżanek

W oczekiwaniu na Oscary czy nagrody BAFTA w jednej kategorii można pewnie robić spokojnie zakłady. Każdy kto widział ten film, ba, nawet ci, którzy go nie widzieli, ale znają jej poprzednie role są pewni, że nagrody za tę rolę jej się należą. Meryl Streep wielką aktorką jest i kolejny raz to udowadnia. 
A sam film? Cóż - spodziewałem się chyba czegoś innego i troszkę mnie rozczarował. Nie jest to obraz zły, ale momentami mam wrażenie, że jednak zaczyna nużyć, że jest mało uporządkowany. Wszyscy możecie się przekonać sami czy ta historia Was usatysfakcjonuje, bo właśnie wchodzi do kin.
Czego oczekiwałem? Zwykle gdy oglądamy biografie jakichś ważnych postaci oczekujemy jak najpełniejszego obrazu tej osoby - porażek, wad, ale też zalet i sukcesów - wszystkiego co składało się na wyjątkowość tej osoby. Nie oczekuję, że film będzie kręcony na kolanach, ale też (jeżeli to nie jest zbrodniarz) szukam czegoś co pozwoli mi tę osobę polubić, trzymać za nią kciuki, cieszyć się razem z nią. Może moje oczekiwania są zabawne i spowodowałyby brak oryginalności, jakąś sztampę opowiadania o "sławnych ludziach". Ale przyznaję się do nich bo tym razem trochę mi w tym filmie tego zabrakło - emocji. Ogląda się go trochę  na zimno, co najwyżej zachwycając się smaczkami z gry Meryl Streep. A więc scenariusz - dla mnie niestety na minus. 
Twórcy skupili się na Margaret Thatcher jako starszej pani, schorowanej, z demencją, z urojeniami (bo nie potrafi pogodzić się ze śmiercią męża), traktowanej przez otoczenie niby z szacunkiem, ale też z pewną pobłażliwością. Ot staruszka, której trzeba pilnować i się o nią troszczyć bo kiedyś była kimś. Z jej perspektywy mamy możliwość cofania się do różnych wspomnień - od tych z młodości (strasznie po łebkach panowie scenarzyści), początków kariery i wreszcie po okres sprawowania władzy.
Na pewno postać nietuzinkowa - pierwsza kobieta zajmująca stanowisko premiera w całej Europie Zachodniej i to przez kilka kadencji. Żelazna dama jak ją nazywano, bo jej upór i konsekencja przepychania jakiejś decyzji mimo sprzeciwów była przysłowiowa. I wreszcie kontrowersyjny polityk - bo przecież jej nieprzejednanie w różnych kwestiach miało nie raz gorzkie i bolesne owoce dla prostych ludzi. Z perspektywy czasu można stwierdzić, że wiele jej decyzji było słusznych - wyprowadziła gospodarkę Wielkiej Brytanii z głębokiego kryzysu, ale do dziś nie brakuje takich, którzy twierdzą, że koszta tego były zbyt duże i można było inaczej (oczywicie najbardziej krytykuje ją lewica).
W filmie ta postać jest troszkę jednowymiarowa - niewiele w niej geniuszu, inteligencji, a raczej przebojowość, charyzma i tupet. Jej otoczenie bardziej ją nienawidzi niż podziwia czy wspiera. Nikt jej nie rozumie, potrafi odpychać wszystkich, skupiona wciąż na sobie (moja misja, moim celem jest ratować państwo, ja muszę itd.). Niezbyt przyjemny obraz prawda? I mam wrażenie, że niekoniecznie prawdziwy.
Wybierając taki sposób pokazania Thatcher - jako staruszki popijającej whisky i wracającej z bólem (bo niewiele w tym radości) i goryczą lata minione - twórcy poszli niestety w stronę sentymentalizmu. Można zaznaczyć dwa ciekawe wyróżniające się wątki - kobiety, która w świecie mężczyzn osiągnęła sukces, odrzucającej rolę cichej gospodyni domowej (stąd tytuł notki), ale jednak kobiety, która zapłaciła za to sporą cenę choćby słabych relacji z bliskimi - mężem i dziećmi. Ciekawe spojrzenie, ale będę się upierał, że postać Żelaznej Damy zasługuje na to pokazać ja pełniej. Tu niewiele o niej się dowiemy - polityka, historia, jej decyzje to jedynie migawki, tło opowieści o przemijaniu.
Film jak film. Ale rola - genialna! To trzeba zobaczyć!

6 komentarzy:

  1. Jestem ciekaw filmu jak i samej Meryl Streep. Twoje spojrzenie na obraz jest podobne do innych, które wychwalają aktorkę, a narzekają na scenariusz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba trudno opowiedzieć historię tak ważnej postacie w 1,5h. Ciekawa jestem roli Meryl Streep. Nie widziałam jeszcze wszystkich nominowanych aktorek, ale podejrzewam, że ona wygra :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dama ani Żelazna ani Dama. Film nie dotyka istoty rządów Margaret ani jej osobowości. Raczej jest opowieścią o przemijaniu i stracie, co gorsza opowiedzianej bez stylu.
    Ciekawa jestem czy opowieść o którymś z PANÓW PREMIERÓW Wielkiej Brytanii wyglądała by tak kiepsko chaotycznie i niezrozumiale.
    Nasuwa mi się myśl czy reżyser miał jakiś pomysł na film a także czy miał elementarny szacunek do Margaret Thacher. Wielki Zawód filmem a także odtwórczynią głównej roli.
    Z tej historii oraz aktorów można było znacznie więcej "wyciągnąć"

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanawiałam się, czy warto pójść do kina na ten film, teraz wiem, że jednak nie warto wydawać pieniędzy. Choć z chęcią zobaczyłabym grę aktorską Meryl Streep.

    OdpowiedzUsuń
  5. więc może jednak warto? Ile jest filmów w ciągu roku, o których będzie się dyskutowało, albo takich gdzi jest coś wartego zobaczenia? Tu jej rola naprawdę zwraca uwagę...

    OdpowiedzUsuń
  6. Obejrzałam ostatnio i też jestem trochę zawiedziona. To film bardziej o tym, że każdego pokona w końcu starość, a nie analiza tego politycznego fenomenu, jakim była Thacher.
    Przemówienie bohaterki u lekarza - bezcenne, muszę zapamiętać :)

    OdpowiedzUsuń