No i proszę, okazuje się, że dzieci mogą już same iść do kina, a ja w tym czasie nie tylko oszczędzam kasę, ale i czas :) Alvin i wiewiórki to bynajmniej nie jest coś co bym chciał oglądać... A dziś tuż przed rozdaniem Oscarów o kolejnym nominowanym. Hugo to może nie jest film wybitny, ale ze względu na hołd jaki oddaje początkom kina, a konkretnie fantaście Georges Meliesowi ja jestem nastawiony do niego bardzo na tak - nie wiem na ile to będzie atrakcyjny obraz dla dzieci, ale dla nas dorosłych to w pewien sposób powrót do dzieciństwa, do dobrych przygodówek i do magii kina. Co z tego, że już wyrośliśmy ze złudzeń? Postarajmy się dać się ponieść temu obrazowi, a nie analizujmy go rozbierając na czynniki pierwsze. Dla mnie to była duża przyjemność - choć od razu muszę przyznać, że dużo ciekawsza była dla mnie druga godzina filmu gdy już pojawił się wątek Meliesa.
Tych, którzy marudzili na Artyście, że przywołuje pamięć o najmniej wartościowych obrazach kina niemego ta postać powinna usatysfakcjonować. To geniusz, który w czasach gdy kino dopiero powstawało miał odwagę by przenosić na ekran nawet najbardziej fantastyczne pomysły i sceny niczym ze snów? Kosmos? Proszę bardzo... Co tylko zechcecie i to wszystko 100 lat temu. Chciałbym poczuć kiedyś choć namiastkę tych emocji jakie towarzyszyły widzom jego dzieł - dziś może śmieszą, ale co czuli ludzie widząc je po raz pierwszy... Ech do tego podkład muzyczny na żywo i po prostu mamy magię, która jest 100 razy ciekawsza niż 3D i pogoń za efektami specjalnymi. Dzięki Panie Scorsese za przypomnienie tej postaci!
Martin Scorsese pal licho czy dostanie za to nagrodę, ale na pewno ja mu za ten film jestem wdzięczny...Tych, którzy marudzili na Artyście, że przywołuje pamięć o najmniej wartościowych obrazach kina niemego ta postać powinna usatysfakcjonować. To geniusz, który w czasach gdy kino dopiero powstawało miał odwagę by przenosić na ekran nawet najbardziej fantastyczne pomysły i sceny niczym ze snów? Kosmos? Proszę bardzo... Co tylko zechcecie i to wszystko 100 lat temu. Chciałbym poczuć kiedyś choć namiastkę tych emocji jakie towarzyszyły widzom jego dzieł - dziś może śmieszą, ale co czuli ludzie widząc je po raz pierwszy... Ech do tego podkład muzyczny na żywo i po prostu mamy magię, która jest 100 razy ciekawsza niż 3D i pogoń za efektami specjalnymi. Dzięki Panie Scorsese za przypomnienie tej postaci!
Bohater filmu, czyli chłopak o imieniu Hugo jest sierotą, który mieszka i ukrywa się na dworcu kolejowym. Jego zmarły ojciec był zegarmistrzem i nauczył syna wielu rzeczy. Po jego śmierci chłopak został przygarnięty przez konserwującego zegary na dworcu wujka - niestety ten był pijakiem i zamiast opiekować się Hugo, po prostu przerzucił na niego swoje obowiązki. Gdy zniknął, chłopiec został zupełnie sam - dba o zegary, bo wie, że ich awaria spowoduje odkrycie iż jego wuj zniknął, a on trafi do sierocińca. Hugo żyje podglądając innych, czasem coś kradnąc, a oprócz tego stara się ukończyć dzieło swojego ojca - zreperować mechanizm robota zabawki, który ma pisać listy. Tak wygląda główny wątek i przez pierwszą godzinę obserwujemy różne wydarzenia na dworcu kolejowym, maszyny zegarowe, ucieczki przed dworcowym żandarmem... Jest wątek przyjaźni, poznajemy różne postacie drugoplanowe, mamy też wątek przygodowo-sensacyjny, czyli poszukiwania części i klucza, który ma uruchomić robota.
No i druga godzina filmu - gdy już znamy rozwiązanie zagadki robota (przynajmniej częściowo) i nasza uwaga skupia się na drugim bohaterze filmu - czyli postaci reżysera, który kiedyś kręcił świetne filmy, a teraz jego dzieła odeszły w zapomnienie. Czy Hugo pomoże w tym aby świat o Melisie sobie przypomniał? Czy sam odnajdzie jakiś cel w swoim życiu i pogodzi się z tym jak dotknął go los?
Scorsese stworzył obraz sam chyba bawiąc się niczym dziecko. Sporo tu uproszczeń, ale przecież to kino familijne i nie musimy trzymać się mocno ziemi. Możemy to potraktować jak przygodową, na poły baśniową opowieść o tym, iż każdy człowiek może odnaleźć szczęście i sens w życiu.
Dla mnie jednak jak pisałem największą frajdę sprawiło przypomnienie Meliesa, czyli drugie dno filmu. Powrót do źródeł... Cholera - pierwsze studio filmowe w Europie, efekty o jakich wtedy nikt nie myślał, a fabuły jego obrazów to samo sedno krainy snów jaką była/jest X muza. Bo czyż nie po to chodzimy do kina by zobaczyć coś co dotąd mogliśmy sobie wyobrażać? Ileż tu odniesień do historii kina, ile smaczków. Dzięki temu starsi mogą poczuć chwile wzruszeń (cholera, za moich czasów Chaplin w TVP był częstym gościem), a dzieci być może czegoś się dowiedzieć, poczuć troszkę tę emocje jakie towarzyszyły dawnym filmom. Może dzięki rozmowie po filmie nie będzie to dla nich jedynie kolejna przygodówka, na dodatek nie skrząca się efektami i tempem...
Jak dla mnie - naprawdę ma urok!
Jak dla mnie - naprawdę ma urok!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz