piątek, 17 lutego 2012

Opowieści o zwyczajnym szaleństwie czyli nawet tytułu notki nie wymyślę równie zakręconego jak ten film

Drugi czeski film i notka dzień po dniu i już mogę zapowiedzieć na jutro ciąg dalszy cyklu "czeskiego" i przy okazji mały konkurs. A w nim do wygrania dwie kniżki. Zastanawiam się tylko czy dać dwie jednej osobie, czy podzielić to dla dwóch osób. A na dziś film Petra Zelenki - lubię go choćby za Rok Diabła, ale po obejrzeniu Opowieści mam coraz większą ochotę odświeżyć sobie inne jego rzeczy np. Samotnych czy Guzikowców... Pewnie za czas jakiś znowu spodziewajcie sie cyklu czeskiego na blogu.
To połączenie dziwnego humoru, pewnej nostalgii i dystansu wobec problemów tego świata na pewno nie każdemu podpasuje. Ale ci którzy raz pokochają tego typu wrażliwość będą do obrazów takich jak "Opowieści..." wracać jako do "kultowych", delektować się muzyką, poszczególnymi scenami.
Czego tu nie ma - jeżeli przyjdzie Wam do głowy najbardziej absurdalna czynność typu rozebranie się na środku rynku miejskiego - tu świetnie by pasowała. Każdy tu jest na swój sposób szalony, a nawet jeżeli twierdzi, że jest normalny i innym wmawia szaleństwo to po kilku scenach wolimy tych "szalonych" niż jego z całą złością, agresją wobec świata, tłamszeniem innych (choćby zazdrością). Nie dziwmy się niczemu - facetowi zauroczonemu manekinem, dziewczynie, która dzwoni do budki telefonicznej i umawia się z każdym gdy tylko odbierze mężczyzna, jeżdżeniu wózkiem widłowym przez pół miasta itp. To wszystko jest pokręcone, zabawne, ale jednocześnie takie ludzkie - to sposoby na to by coś odreagować, poradzić sobie z czymś trudnym. Czy można widzieć coś atrakcyjnego w mężczyźnie, który godzinami potrafi wpatrywać się w butelkę od piwa (żona twierdzi, że nie), czy można kochać i tęsknić mimo, iż zamieszkało się z kimś innym, czy można potraktować jako coś normalnego pomoc parze, która chce się kochać jedynie gdy ktoś na nich patrzy? Można by tak wymieniać rożne dziwne pomysły twórców tego filmu długo. Ale film to nie tylko zbiór komediowych scenek. To raczej śmieszno-gorzka opowieść o samotności i miłości, tęksnocie za kimś kto by nas pokochał i zaakceptował...    
Nasz główny bohater - Petr - ma w sobie tyle dziwnej bierności jakby było mu wszystko jedno co się wokół niego dzieje. Robi to czego oczekują od niego inni, niewiele ma w sobie energii by coś radykalnie zmienić w swoim życiu. Daje się nieść losowi, nie walczy z pustką jaka jest w nim i wokół niego. Tu młodzi nie mają specjalnie ani wzorców, ani oparcia w totalnie zagubionych w nowej rzeczywistości rodzicach. Sami szukają szczęścia na wyczucie, próbując budować relacje trochę na wyczucie, ale nie potrafiąc ich utrzymać na dłużej. Niby film na granicy absurdalnej komedii, ale ileż w tym wcale nieśmiesznej prawdy o dzisiejszych 30 i 40-latkach...    
Raczej nie najlepszy obraz Zelenki, ale ogląda sie naprawdę z przyjemnością. Mimo całego "szaleństwa" postaci to przedstawionych, w którymś momencie przestajemy się dziwić i dostrzegamy ich "zwyczajność"... I po prostu z dużą sympatią dla nich trzymamy kciuki aby im udało się szczęcie odnaleźć. 

2 komentarze:

  1. Uwielbiam czeskie komedie, a w tym filmie najbardziej chyba scenę, gdy główny bohater jedzie wózkiem widłowym po autostradzie;)
    Dawno dawno oglądałam też teatr telewizji na podstawie też sztuki, ale film okazał się lepszy, pewnie dlatego, że czeski:)

    OdpowiedzUsuń
  2. też lubię tę scenę - no i jeszcze ta muzyczka :) Troszkę szara Praga a muzyka niczym z Kuby!

    OdpowiedzUsuń