piątek, 3 lutego 2012

I love you Phillip Morris czyli czy jestem homofobem?

Przedziwny film. W sumie nie wiem jak go traktować - jako komedie i kolejny wygłup Carrey'a? Jako jakiś manifest, który kogoś ma przekonać do większej tolerancji dla homoseksualistów? Jako robienie sobie jaj czy film, który ma coś przekazać bardziej serio? Sama biografia na podstawie której zrobiono scenariusz rzeczywiście ciekawa - oto praworządny obywatel mający rodzinę i wydawałoby się poukładane życie, religijny i z zasadami nagle zapragnął życia innego. Od dawna wiedział o swoich skłonnościach homoseksualnych, ale raczej starał się z nimi ukrywać. Pod wpływem impulsu postanawia porzucić rodzinę i wyjechać gdzieś gdzie może w pełni korzystać z uciech życia. Od tej chwili nie ma zamiaru już niczego ukrywać, odkładać na potem. Niezła przemiana... Skąd weźmie na to kasę? Ano ten policjant zrzuci mundur i zacznie robić przekręty - okazuje się, że ma wielki talent do oszustw.
Czy można by było tę historię opowiedzieć na poważnie? Nie wiem, ale twórcy nie tylko postanowili zrobić z tego komedię (Carrey jaki jest widzieliśmy już nie raz), ale też na dodatek komedię dość obsceniczną. Całość staje się na tyle dziwna, że w USA miała spore problemy z dystrybucją. Nie żeby były tu jakieś sceny - raczej chodzi o język, nieustanne budowanie podtekstów, skojarzeń albo artykułowanie wprost technicznych czy anatomicznych szczegółów relacji męśko-męskich. Czy byłbym bardziej tolerancyjny gdyby chodziło o związki heteroseksualne? Może - wszak choć Californication jedzie po bandzie bardzo ostro tam jednak jestem w stanie różne rzeczy zaakceptować (choć też nie wszystkie uważam za smaczne czy zabawne). Tu z początku to jest zabawne, potem jednak staje się dla mnie mało strawne - chyba głównie poprzez połączenie tego z przerysowaną grą obu panów. Tak jadą na stereotypach jakby to był film antygejowski. Nie to, że zagrali źle, ale ewidentnie w sposób farsowy, który mi ewidentnie nie podszedł.     
Jeśli lubicie komedie z Jimem Carreyem to być może zaakceptujecie i tą. Po prostu zamiast dowcipów typu rozporkowo kiblowo sztubackich dostaniecie dowcipy typu rozporkowo klubowo (ze specyficznych klubów) uliczne. Jak dla mnie niewielka różnica, w dużej dawce po prostu mało strawne.
A sama fabuła? Początek historii zdradziłem. Potem nasz kochany oszust jednak wpada, idzie do więzienia, gdzie poznaje swój nowy obiekt miłości - innego więźnia czyli Phillipa Morrisa (Ewan McGregor). To uczucie teraz go będzie napędzać i stanie się przyczyną ich wspólnych uniesień, chwil szczęścia i porażek. To co wyczynia główny bohater, różne jego akcje by najpierw zapewnić "godziwe" warunki życia, a potem by za wszelką cenę urwać się z więzienia by być bliżej swego ukochanego to naprawdę świetne numery godne najlepszej komedii sensacyjnej. W takim ujęciu jednak mam wrażenie, że to wszystko staje się jakieś śmieszne i nierealne - a przecież ta historia wydarzyła się naprawdę. 
Dopiero końcówka daje nam zakosztować tego jak inaczej można by na tę szaloną pogoń za udowadnianiem swojego uczucia do ukochanego spojrzeć. Robi się bardziej gorzko, trochę w innym świetle widzimy wszystkie starania głównego bohatera. Szkoda, że to wszystko wcześniej utonęło w natłoku uśmiechów samozadowolenia, wygłupów, min i pokazywania jaki jestem szczęśliwy. Gdyby Carrey tak nie szarżował wcześniej mimo maski wiecznie zadowolonego geja dostrzegli byśmy zagubienie i lęk przed samotnością bohatera.Byłoby moim zdaniem ciekawiej.
Nie jest to film wyjątkowy, ale w sumie można go zobaczyć jako ciekawostkę. Na plus - na pewno fajna muzyka budująca klimat, ale podobnie jak i o poszczególnych scenach obrazu szybko się zapomina... Niewiele z filmu zostaje - ot komedia, o której zrobiło się głośno z powodu "kontrowersyjności" fabuły...
PS.Spotkałem się z opiniami, że ten film to pewien sprawdzian. Każdego kto stwierdza, że mu się nie podobało z góry skazuje sie na etykietę homofoba... Dla mnie opinia, że jest to obraz dla ludzi tolerancyjnych i wrażliwych to po prostu dowcip. Bo rzecz tak naprawdę jeżeli już w tolerancji to raczej nie na orientację seksualną, a po prostu na poziom (i tematy) dowcipów zawartych w tym filmie.                 

13 komentarzy:

  1. Cóż, ten film jest szokujący dla homofobów i może być niesmaczny dla zwykłych ludzi. Jest odważny i trochę głupkowaty, niestety.

    Ale i tak dla mnie film był uroczy ;) Uwielbiam McGregora z tym wzrokiem spaniela i idiotyczne zachowanie Carrey'a (to mi jeszcze z dzieciństwa zostało).

    Oglądałeś może "Yes Man" ? Tam Carrey szarżuje trochę mniej i uważam, że film jest całkiem, całkiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak tam był niezły - lubię go też za Truman show czy Człowieka z księzyca. Nie musi się wygłupiać by być zapamiętanym... To problem przegięcia w druga strone niz z takim Cage'em który prawie zawsze jest z ta samą miną

    OdpowiedzUsuń
  3. Ponieważ widzę, że recenzujesz filmy, zapraszam cię do nowego wyzwania filmowego. Więcej znajdziesz tu:

    ogladacpopolsku.blogspot.com

    Pozdrawiam ciepło - Karolka

    OdpowiedzUsuń
  4. to się zdziwiłam, przed przeczytaniem tej recenzji w ogóle nie myślałam o tym filmie "homo" - że homofobiczny, czy homolubny :) historia mnie pochłonęła, to piękny film o miłości dla której można zrobić wszystko, dzięki której człowiek może nabrać sił, by góry przenosić na własnych barkach. W dzisiejszych czasach związków "na chwilę", płytkich relacji, interesownych kontaktów, fajnie obejrzeć kogoś kto poświęca się cały dla ukochanej osoby. No i wątek wyprowadzenia w pole organów sprawiedliwości - po prostu pyszny. Zresztą fajne było uzasadnienie wyroku skazującego na końcu. Historia świetna, jeszcze większą wartość mająca, że oparta na faktach. I znakomity Carrey - czuły, ciepły, inteligentny, odważny, miła odmiana po głupawych komedyjkach z którymi go kojarzyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widać każdy może inaczej ten film odbierać, dla mnie był przeszarżowany, zbyt wiele scen komediowych by go traktować serio, a przecież jak wspomniałaś hitoria autentyczna ciekawa i można by było ją sprzedać lepiej.

      Usuń
    2. lepiej? jeszcze lepiej sprzedac? moze napisz jak bys ją lepiej sprzedal. gosc piszacy wyzej ma sporo racji. dobre- zbyt wiele scen komediowych, by go traktowac serio. skad ty to bierzesz? OMG

      Usuń
  5. szczerze mowiac, to twoje oceny filmow sa marnego polotu. profesjonalni krytycy filmowi oceniajacy je bardzo surowo o niektorych filmach pisza, ze sa swietne, daja noty 5/5, a twoje oceny to w wiekszosci takie pomruki. nawet filmy nominowane do Oscarow czy Globow oceniasz na o wiele mniej niz wiekszosc. z ciebie zaden krytyk, ale co najwyzej samozwanczy oceniacz o dosc marnym guscie i wymaganiach z kosmosu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na filmwebie rzeczywicie moje oceny wcyhodzą najcześciej około średniej albo poniżej. Ale to proste - poro ludzi tam oceniających to dzieciarnia - obejrzy pare filmów i podjarana uważana, że to mistrzostwa świata. Mając porównanie z setkami innych, nie jesteś tak pochopny by stawiać 10. Który z ostatnich 2 lat filmów oscarowych ocenianych przeze mnie powinien dostać 10? Bez żartów. I pewnie to domena ludzi po 30-tce i starszych, że jednak wyżej oceniam (i nie tylko z sentymentu) dzieła sprzed lat. A ile czytałeś moich recenzji aby powiedzieć, że moje opinie są niewiele warte? Po czym to oceniasz, że to pomruki? Moje opinie są moje - subiektywne, o odczuciach, nieraz już pisałem, że krytykiem nie jestem, ale nieraz teżpiząc o filmie nawet średnim staram się wskazać co w nim ciekawego. Chętnie porozmawiam, nawet jeżeli dalej będziesz pisać anonimowo, ale jeżeli potrafisz tylko obrazać nie potrafiąc wejść w dyskusję by wskazać gdzie się różnimy w ocenie - to sorry sam pokazujesz marny polot.

      Usuń
    2. wyszczekany jestes, ale nie mam 15 lat, by twoje slowa robily na mnie wrazenie. wiele twoich recenzji czytalem, o ile to mozna nazwac recenzjami. marny polot? ja? dobre sobie. napisalem ci wczesniej swoje argumenty, ale to widocznie za malo dla ciebie.

      Usuń
    3. ''konserwatysta, domator, mąż i tata (2 córy)'' - to wszystko tlumaczy. takich myslacych jak ty i oceniajacych przez pryzmat gejostwa, a przez to zanizajacych noty o ww. filmie, jest mnostwo. na filmwebie co jakis czas ktos obniza noty, bo o gejach, bo obsceniczny. jesli kogos to razi, to niech sie przelaczy na Torun.

      Usuń
    4. Twoje ataki i toczenie piany niewiele robią na mnie wrażenia. Pokazujesz tylko swój poziom i mimo, że jak piszesz nie masz 15 lat zachowujesz sie jak gówniarz. Więc nie będę kasował Twoich postów, ani tych, ktore piszesz anonimowo jako inny odwiedzający.
      Napisałem o swoich wrażeniach - dla mnie to film średni i momentami niesmaczny. I to mój podstawowy zarzut - historia może i ciekawa, ma w sobie coś zaskakującego, ale poszło to chwilami w stronę głupawej komedii. Więc moim zdaniem można było opowiedzieć to lepiej, inaczej, może bez tych min i przerysowanych zachowań Carreya. Ty to nazywasz piękną historią o miłości, twierdzisz, że nie zwróciłeś uwagi na wątki homoseksualne... I można rozmawiać o naszych subiektywnych odczuciach. Ale oczywiście typowy pieniacz musi się rzucać za zaniżenie oceny - niczym się nei rożnisz od pieniaczy z Torunia, ta sama nienawiść, brak tolerancji, ocenianie ludzi i zero logiki, argumentów.
      A zwróciłeś uwagę na moją ocenę? czy jest zaniżona? ile jeszcze filmów z podobnymi wątkami oglądałem i je oceniałem? Zanim się zaczniesz rzucać, najpierw przemyśl czy masz argumenty.

      Usuń
  6. pieniaczem i gowniarzem to ty jestes. znawca filmow od siedmiu bolesci.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie ten film zupełnie nie podszedł: McGregor zagrał rewelacyjnie, Carrey niestety nie, poza tym z takich chaotycznych, maniakalnych postaci toleruję tylko Jockera. Zdziwiło mnie to, że jest oparty na faktach, bo oglądając miałam wrażenie absurdu zrodzonego w głowach braci Coen (minus czarny humor).

    OdpowiedzUsuń