poniedziałek, 2 stycznia 2012

Stone czyli dobre aktorstwo i średni film

De Niro mam wrażenie, że od dluższego czasu bierze rzeczy, które są poniżej jego poziomu. Potrzeba obecności na ekranie? Brak kasy? Nie wiem. Szkoda, że dla wielu młodszych widzów będzie kojarzony ze średnimi obrazami, a nie z tymi wielkimi. Bo ten film mimo, że zagrany nieźle i tak jest przeciętniakiem. Zabrakło tu jakiegoś pomysłu na rozwinięcię tematu, bo potencjał jest calkiem ciekawy. Oto kurator pracujący w więzieniu, tuż przed emeryturą i człowiek ze sporym doświadczeniem, ale też niełatwym charakterem staje się podmiotem pewnej gry psychologicznej, w którą wciąga go pewien więzień i jego kusząca małżonka...
Jak go określić? Thriller psychologiczny? Rzeczywiście to napięcie, które jest rozgrywane między czwórką bohaterów (bo jeszcze żona kuratora Jacka) jest tylko w sferze obaw, domysłów, hamowanej agresji. Jedynie romans z kuszącą żoną, która próbuje pomóc swojemu mężowi (Jovovich) jest realny. Z niego też wynikają coraz większe kłopoty - Jackowi (czyli właśnie De Niro) jeszcze bardziej doskwiera pustka jego dotychczasowego życia, idzie za pokusą, a jednocześnie zadaje sobie pytania natury religijnej i próbuje poradzić sobie z wyrzutami sumienia. Stone starający się o zwolnienie warunkowe też nie jest wcale taki jednowymiarowy - z jednej strony mówi o poprawie, nawróceniu ale co ciekawe mimo, że widzimy w nim psychopatę to potrafi on panować nad sobą lepiej niż Jack.
Jak wspomniałem - pomysł na fabułę calkiem niezły. Ta gra między więźniem i przedstawicielem prawa pokaże i jednemu i drugiemu, że każdy ma ciemną stronę i nikt nie może być pewny siebie... Ale czegoś zabrakło - może rozbudowania rysu wszystkich postaci - np. relacji Jacka z żoną, przemiany Stone'a, który jest centrum wydarzeń (Norton) itd. Może warto by bylo podkręcić trochę tempo, albo dodać trochę realnego zagrożenia (tu jako "nękanie" mogą być uznane jedynie telefony). Bo niestety próba stworzenia tej opowieści jako prawdy o naturze człowieka jest moim zdaniem grubymi nićmi szyta. Mimo odwołania się trochę do filozoficzno-religijnej symboliki nie ma tu nic nowego, a to co jest fundowane jest w sposób łopatologiczny. Szkoda.
Aktorsko nieźle, szczególnie De Niro, którego wolę w takich rolach dramatycznych niż komediowych. Dla tych, którzy chcą sięgnąć po ten film dwie uwagi - nie sugerujcie się zwiastunami i nie oczekujcie zawrotnego tempa i napięcia. Rzecz ciekawa, niełatwa, ale trochę przekombinowana.



6 komentarzy:

  1. Dla mnie to był nietety dość nudnawy film, zdecydowanie za słabe tempo nawet jak na ambitniejszy film, którym ten chyba z założenia miał być ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się. Wynudziłem się jak diabli na seansie. Szkoda, miałem nadzieję na coś ciekawego z Nortonem, a wyszło mizernie.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja chciałabym obejrzeć.
    Bardzo lubię Edwarda Nortona.

    OdpowiedzUsuń
  4. De Niro i Norton to dwaj na prawdę wspaniali aktorzy. De Niro rzeczywiście odcina kupony, niestety, bo jego role są niezauważalne - jest tylko rodzynkiem w przeciętnym cieście [że się tak górnolotnie wyrażę]; za to Norton - ma taki potencjał, a prócz Lęku pierwotnego i Fight Clubu, zagrał w szeregu przeciętnych filmideł. Film pewnie i tak zobaczę. O ile nie wyleci mi z pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  5. chwile gdy obaj są na ekranie to najlepsze sceny filmu - przynejmniej czuje się napięcie. To, że w mojej ocenie jest przeciętnie nie znaczy, że komuś ten obraz nie podpasuje. W każdym razie ambicje mieli jak już wspomnieli przedmówcy - wysokie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń