sobota, 5 lutego 2011

Sierociniec, czyli za co lubimy thrillery?

Tym razem coś popularnego i mimo, że nie przepadam za tym gatunkiem postanowiłem obejrzeć i powspominac czasy gdy horrory i thrillery uwielbiałem (do dziś pamietam, jak sie bałem na "Zemście po latach" na którą chyba przemycił mnie do kina starszy brat). Potem jakoś i sam gatunek się zmieniał i ja zacząłem szukać w kinie czegoś innego. Sierociniec to trochę powrót do robienia filmów w starym stylu (mamy tajemnicę, parę scen by podskoczyć, atmosferę jak z Hitchcocka) - przypomina trochę "Inni" czy świetny "Szósty zmysł" jeżeli ktoś pamięta te filmy sprzed kilku lat. Oto po wielu latach do dworu, w którym niegdyś mieścił się sierociniec, wraca jego wychowanka Laura wraz z mężem i synkiem - chcą założyć tu rodzinny dom dziecka.
Jej 7 - letni syn który jest ciężko chory i jak sie dowiadujemy jest dzieckiem adoptowanym zaczyna opowiadać o swoich nowych przyjaciołach - nikt poza nim ich jednak nie widzi. Wreszcie jej synek znika. I tu nasza bohaterka usilnie trzymając się wiary, że syn żyje, zaczyna szukać śladów nie tylko przy współpracy policji na terenie kraju, ale przy pomocy medium w historii tego domu. Mąż i otoczenie coraz bardziej podejrzewają u niej obłęd. Zakończenia nie zdradzę, bo może ktoś będzie miał ochotę sam się przekonać. Ale też nie spodziewajcie się jakichś wielkich zaskoczeń - nie jest to horror w którym reżyser wypuścił by na nas w finale faceta ze szponami, z hakiem, z piłą czy samego Lucyfera z rogami. Jest raczej baśniowo (w stylu braci Grimm he he) niż bardzo strasznie. Film był firmowany nazwiskiem Guillermo Del Toro, reżysera "Labiryntu Fauna", więc narobił sporo zamieszania. Ja tam bym przesadnie się nim nie zachwycał, ale warto to ocenić samemu. W zalewie szmiry i posoki rodem z USA, która bardziej śmieszy (albo zobojętnia niestety) niż straszy (ile można kręcić części Piły?) i powtarzalności w nieskończoność ogranych chwytów (Japończycy, którzy zaskoczyli kompletnie odświeżeniem gatunku już też jedynie powielają te same schematy) może warto czasem siegnąć po sprawnie zrobiony thriller, w którym jest jakaś zagadka, jest jej odkrywanie (a nie co 5 minut kolejny potwór jak nie w szafie to pod łóżkiem) i nawet są chwile gdy przeleci nas dreszczyk. No to ręka w górę: kto lubi się bać?
trailer
całość dostępna na platformie iplex.pl
ps. polecam fantastyczną stronkę kolekcji muzeów świata - można wsiaknąć na dłuuugie godziny.
A ja właśnie w trakcie oglądania "Jak zostać królem" więc dziś moja część recenzji.W kolejce jeszcze sporo fajnych rzeczy wiec zapraszam do zaglądania codziennie :) jutro w tvp 9 kompania - mocna rzecz.

1 komentarz:

  1. Oglądałam ten film już dość dawno temu, ale podobał mi się. Końcówka faktycznie nietypowa, jeśli chodzi o horrory. Bardzo wzruszająca, co raczej nie często się zdarza :)

    OdpowiedzUsuń