poniedziałek, 7 lutego 2011

Bez mojej zgody, czyli dziecko jako części zapasowe

Zadziwiające, że na tak trudny temat nakręcono tak zwyczajny, ciepły i powiedziałbym nawet familijny film. Bo temat jest super ciężki - zaplanowane poczęcie dziecka z takim zestawem genowym, aby stanowiła ratunek dla cięzko chorej siostry chorej na białaczkę. Annie nic więc nie dolega - ale żyje wciąż różnymi operacjami i zabiegami po to by przedłużyć życie starszej siostry Kate. Film rozpoczyna sie w momencie gdy 11-letnia dziewczynka idzie do adwokata po to w jej imieniu walczył przed sądem przeciw rodzicom - o usamodzielnienie medyczne, gdyz jak mówi chce normalnie żyć. Mamy więc nie tylko dylematy etyczno-moralne rodziców co do samej decyzji z przeszłości, ale i podzieloną rodzinę wobec tego co dzieje się dziś - czy zrozumieją argumenty Annie? Jakie wobec tego co się dzieje będą uczucia coraz słabszej Kate, która natychmiast potrzebuje przeszczepu nerki od siostry?
Film parę razy przenosi nas w przeszłość, pokazuje kolejne etapy choroby, kryzysy w których zwykle najsilniejszą i walczącą do końca okazywała się mama (naprawdę niezła Cameron Diaz) - cały czas mimo zgrozy jaka ogarnia nas na myśl o takim wykorzystaniu młodszej siostry rozumiemy co nią do tego skłoniło, nie potępiamy jej. Kiedy ostatnio spierałem sie o film "Jack jakiego nie znacie" ktoś zarzucił mi, że po prostu na trudne tematy nie da się nakręcić filmu obiektywnego - zawsze będziemy jednoznacznie po którejś ze stron... Film "Bez mojej zgody" jednak chyba właśnie takim filmem "bezstronnym" jest - do końca rozumiemy wszystkie strony "konfliktu" i nie jesteśmy w stanie do końca stwierdzić kto tu jednoznacznie postępuje źle (bo nawet jeżeli potrafimy to nazwać to na pewno też rozumiemy desperację i miłość jak za tym stała)...
I mimo takiego "ciężaru" sprawy o jakiej opowiada film zaskakująco ciepły i wzruszający, pełen ludzkich uczuć, obaw,  tęsknoty za zwyczajnym życiem bez bólu, próby pogodzenia sie z tym co nieuchronne. I przede wszystkim o relacjach w rodzinie - wspieraniu się, miłości, trosce... Normalnie kino familijne w starym stylu niczym "Domek na prerii" :) Polecam - dobrze opowiedziana ciekawa historia (podobno na podstawie książki ale tej nie znam), z niezłą rolą młodziutkiej Sofii Vassilievej w roli umierającej Kate. 
ps. minął miesiąc od założenia bloga i zbliżamy się do 1000 odwiedzin :) Zaskoczenie, ale i zachęta by robić to dalej - może z coraz wiekszą ekipą wspierającą i może za jakis czas zrodzi sie z tego coś w "realu". Pytany czy pomysły się nie kończą muszę przyznac, że raczej mam ich dużo więcej niż 1 na dzień, wiec sporo odrzucam albo czekają w kolejce. Rosyjski "Cztery" - przedziwny film z pogranicza fantazji i obraz Rosji kompletnie "odrealnionej", francuski "Jeż" o dziewczynce, która wieku 11 lat planuje swoje samobójstwo i ostatni miesiąc jaki sobie daje, przeznacza na podglądanie życia starszej dozorczyni ze swojej kamienicy... I jeszcze parę innych rzeczy, które niby wzbudziały ciekawość, ale nie na tyle żeby je rekomendować innym. Za każdym razem szukam rzeczy, które pozostawiają w pamięci trochę więcej niż parę scen - stąd też choć np nie unikam filmów z akcją i efektami specjalnymi albo literatury lekkiej, jakoś wiecej chyba mam serca i ciekawości ostatnio do tego co po prostu jest ciekawą historią, a do tego ani latające kule ani super agenci nie są niezbędni :)  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz