sobota, 12 lutego 2011

Droga do Santiago de Compostella, czyli wolne związki, stare problemy

Czasem nawet typowe lekkie kino, np. komedie romantyczne dają okazję do poczynienia jakichś ciekawych spostrzeżeń. I tym razem tak się stało - bo obraz na pewno nie zostaje w głowie na dłużej, ale pare refleksji jednak sie pojawia. Pomysł jest dość prosty - kilka par, które mają różne problemy (niektórzy tylko pary udają żeby zrealizować przy okazji jakieś swoje cele) decyduje się na dość oryginalną terapię. Oto pewien "guru" (choć religii tu nie zobaczymy ani krztyny) oferuje pomoc dla par w kryzysie - idzie z nimi (oczywiście wcześniej każe za to słono zapłacić) na piechotę przez tydzień w pielgrzymce do Santiago de Compostella.
Mamy więc malownicze krajobrazy, kolejne etapy dość uciążliwej i w surowych warunkach (choć na pewno nie tak surowych jak nasze pielgrzymki) wędrówki, w trakcie której nasi bohaterowie nie raz muszą dać z siebie trochę więcej niż na codzień. Czy to łatwe by mówić partnerowi o swoich wadach i tym, że nie jest się doskonałym, szczerze rozmawiać, przytulać się i okazywać uczucia - po prostu czasem trochę wyjść ze swego egoizmu?
Ale miało być o refleksjach. Po pierwsze to ciekawe jak szybko zmienia się obraz Hiszpanii w filmach (a widziałem ich w ciągu ostatnich lat kilka, a więc to nie jest jeden Almodovar ale ogólny trend) - na próżno tu szukać tradycyjnych wartości, ludzie mają dość luźne do nich podejście, związki homoseksualistów zawsze pokazywane są jako coś naturalnego i fajnego, a związki heteroseksualne owszem mogą zaznać szczęścia ale naturalne jest, że wcześniej zmieniają partnerów jak rękawiczki i nikomu to nie przeszkadza. Ciekawe czy tak wygląda Hiszpania czy tylko taki obraz dominuje w kinie (czyli podobnie jak u nas pieniądze idą na to co "nowoczesne" bo inaczej się nie sprzeda). Druga refleksja - mimo, że tak fajnie jest bawić się życiem, czerpać przyjemność z "przelotnych" relacji to mam wrażenie, że ludzie tęsknią za czymś prawdziwym i te wszystkie eksperymenty (czy uzdrowieniem małżeństwa ma być spróbowanie wymiany partnerów?) prowadzą chyba na manowce. Odrzuciwszy np. wiarę i tak się szuka pomocy - np. terapeutów za sporą kasę. A więc wolny człowiek i wolne związki, ale problemy chyba te same.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz