sobota, 13 grudnia 2025

Tkająca wiatr - Julie Johnson, czyli weź się dziewczyno ogarnij

Barwione brzegi, klimatyczna okładka kuszą z daleka. Niestety tym razem chyba nie będzie mi spieszno do kontynuacji. O ile początek, czyli historia półelfki, dotąd żyjącej trochę jak ścigane zwierze albo członek oddziału partyzanckiego, uwięzionej przez wrogi oddział, potrafi narobić nam sporo smaku. 
I choć potem rozgryzanie tego czego od niej się oczekuje, odkrywanie własnych umiejętności, których nie była świadoma, jeszcze utrzymuje naszą ciekawość, to niestety im dalej tym więcej w tym rozterek sercowych, jakichś dziwnych dylematów. I nawet rosnące zagrożenie raczej nie uleczy naszego zniecierpliwienia i zażenowania. 

Czy naprawdę każde fantasy teraz musi przybrać kształt romantasy? Czy wszędzie trzeba wtryniać tak schematyczne rozwiązania - on pragnie jej dobra, ale jednocześnie stara się ją odpychać, żeby nie uczynić jej krzywdy, ona więc idzie w stronę tego kto jest jeszcze bardziej przystojnym, cynicznym draniem, który traktuje ją jedynie jako zabawkę. Ech... 



Rozumiem, że w tej chwili wśród czytelników dominują rzeczywiście młode dziewczyny, ale czy one także nie są znudzone takim kręceniem się wokół tych samych rozwiązań? Pomysłów na stworzenie jakiegoś uniwersum, mapy konfliktów, tęsknot za opiewanymi w podaniach ludowych historiami o wybranych mających przynieść zmianę i kres nieszczęściom, nawet się nie czepiam, choć może tu też nie jest zbyt oryginalnie, ale do tych westchnień i rozterek sercowych naprawdę nie mam cierpliwości. 
Psują całą zabawę...

Jest trochę magii, trochę walk, autorka potrafi skupić się nie tylko na głównych bohaterach, ale i nakreślić kilka postaci pobocznych które mogą budzić emocje. To nie jest więc zła powieść, pod warunkiem jednak że nie przeszkadzają wam wątki romantyczne, moim zdaniem rozpisane dość marnie. Niby autorka znana jest z romansów, ale to nie daje się przełożyć tak zgrabnie do innego gatunku, tu trzeba więcej psychologii... 
Rozumiem to jej wkurzenie, bo nikt nie lubi być pouczany, a jednocześnie wciąż traktowany jak dziecko, zwłaszcza gdy zaczyna rozumieć że jest kimś wyjątkowym, w połączeniu jednak z tym jej wzdychaniem a to do jednego a to do drugiego, robi się to prostu sztuczne. 

Czasem tak jest że bohaterka nas drażni, nie wróży to jednak dobrze ocenie lektury po jej zakończeniu. Oczywiście - ktoś może powiedzieć: to dopiero początek cyklu, dziewczyna będzie dojrzewać, w końcu jej misją jest uratowanie świata, więc wszystko przed nami. Mnie jednak ten pierwszy tom jakoś do siebie nie przekonał. Może za stary jestem na romantasy i nie chwytam takich klimatów? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz