środa, 20 kwietnia 2016

Tańczymy już tylko w Zaduszki - Maria Hawranek, Szymon Opryszek, czyli my znikamy, są nasi bohaterowie

Reportaży ukazuje się u nas coraz więcej i fantastycznie, że pojawiają się różne możliwości dla debiutantów - zaczynają od prezentacji w kawiarniach, opowiadania o swoich podróżach, może bloga... A potem już książka.
I tu też bywa ciekawie - niektórzy wychodzą z założenia, że relacjonują swoje trasy, opisują co ich spotkało, co zobaczyli. A inni - tak jak Marta Hawranek i Szymon Opryszek - usuwają się w cień, wychodząc z założenie, że najciekawsze są opowieści nie ich, ale te przez nich zebrane.

Czy pamiętacie, że ten tytuł jest do zdobycia u mnie w konkursie?

Zapraszamy do Ameryki Łacińskiej. Ale nie do tych zakątków, które masowo odwiedzają turyści, pięknych, uwiecznianych na widokówkach i filmikach, nagrywanych na super wypasionych kamerkach. Na kartach tej książki zobaczycie trochę inne oblicze życia w tamtym regionie - mniej zabawne, kolorowe. I tylko ciekawość nas zżera przy lekturze, ile z tych tematów było wynikiem wojaży autorów, ich własnych doświadczeń, spotkań, a ile postanowili drążyć dopiero po zetknięciu się z jakimiś relacjami i pisali je bardziej na podstawie źródeł (takie wrażenie mam np. przy rozdziale o menonitach w Boliwii). Niezależnie jednak od tego, jaki był sposób zebrania materiałów i rozmów - efekt naprawdę robi wrażenie. To na pewno nie jest kolejna "egzotyczna wycieczka", ale raczej próba przybliżenia nam tego czym żyją tam ludzie...


Od ostatniego lodziarza w Ekwadorze (lód oczywiście z lodowca), historii ludzi próbujących przedostać się nielegalnie do stanów, przez nielegalnych górników, którzy w koszmarnych warunkach, próbują znaleźć szansę na nowe życie w błotach tropikalnych lasów, przez potomków niemieckich imigrantów, najgęściej zaludnioną wyspę świata, wymierającą wioskę, w której życie rozpala się, gdy na Zaduszki zjeżdżają się krewni, aż po ludzi, którzy z narkotykowych seansów uczynili religię. Dużo tu smutku i scen, które są wstrząsające, dramatów ludzkich. Mocno czuje się brak nadziei i szans na szybką poprawę ich losów. Ale mimo wszystko ci bohaterowie trzymają się życia, nie poddają się mimo trudności, walczą o bliskie relacje w rodzinach...
To zupełnie inny świat - nie tylko ze względu na dostęp do dóbr konsumpcyjnych i wygód, ale też ze względu na tempo życia i preferowane wartości. Wcale się nie dziwię autorom, że zamiast bardziej komfortowych moteli, miejsc przyjaznych dla turystów, wybierają rejony trudno dostępne, zaszywają się gdzieś w głuszę, by pobyć z tymi ludźmi nie tylko przez moment. By dotknąć prawdziwego życia. Wysłuchać nie spiesząc się do kolejnego celu podróży. I za to należą im się wielkie dzięki od czytelników.
Kolumbia, Peru, Meksyk, Ekwador, Boliwia, Wenezuela, Brazylia, Paragwaj. Na pewno nie dowiemy się o tych zakątkach świata wszystkiego, ale dzięki tym historiom życia pojedynczych ich mieszkańców, stajemy się ciut mądrzejsi, może bardziej otwarci na coś więcej niż przysłowiowa "cepelia", którą najczęściej się nam pokazuje. Może nie wszystkie rozdziały były równie interesujące, czasem temat wydawał się ledwie liźnięty, ale generalna ocena jak najbardziej na plus.
 
Młodzi autorzy zaskoczyli mnie dojrzałością i wrażliwością. Bo to reportaże, które czyta się z otwartą głową i sercem, a nie tylko bujając w obłokach, że też byśmy tak gdzieś sobie pojechali w fajne miejsce. Porównania do tego co robił w swoich reportażach Kapuściński, wcale nie są bardzo na wyrost.
Zajrzyjcie na ich blog. Poznacie ich bliżej.

3 komentarze:

  1. Jest to región bardzo mi bliski z wielu powodów, wiec na pewno przeczytam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Może być ciekawe :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszam do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, to jest to, co zdecydowanie mnie interesuje. :)

    OdpowiedzUsuń