czwartek, 21 kwietnia 2016

Pomieszkanie - Greg Baxter, czyli zirytuje czy zachwyci?

33 książka opisana w tym roku na blogu. A ile przeczytanych? Zdaje się, że już ponad 40, ale wciąż czekają na swoją notkę. A ja wciąż przebieram i zmieniam kolejność nie tylko na stosach do czytania, ale również według humoru wybieram o czym pisać.
O "Pomieszkaniu", chyba chcę jak najszybciej. Bo trochę zagubiony jestem, zaskoczony, a im dłużej czasu upłynie, obawiam się, że mądrzejszy w jej ocenie raczej nie będę. Powiedzcie sami - wśród tyle setek tytułów, które są u nas tłumaczone i wydawane, naprawdę ciężko się przebić, wydawnictwa ściągają więc to co tam było sukcesem wydawniczym, obklejają hasłami ile to milionów już sprzedano, kto kupił prawa do sfilmowania itp. No dobra - w przypadku Baxtera trochę zadziałała popularność jego innej książki: Lotniska w Monachium (muszę ją zdobyć), ale naprawdę moim zdaniem należą się brawa dla wydawnictwa Czwarta Strona, bo zdecydowali się wydać coś kompletnie w mojej ocenie niekomercyjnego. "Pomieszkanie" jest jedną wielką zagadką - wszystko jest jakby w zawieszeniu, niedopowiedziane - to drażni, ale jednocześnie zaciekawia. Rzadko bowiem mamy do czynienia z bohaterem, który jest tak dziwnie zawieszony w próżni: miejsca, czasu, celu, nawet emocji.
Widziałem już w sieci porównania do Greene'a, Murakamiego, Hemingwaya, ale moje skojarzenia raczej szły w stronę Modiano i niedawno czytanej "Willi Triste". Co prawda tam przeszłość była ważniejsza od teraźniejszości, Ale i tu przyglądając się temu mężczyźnie, widzieliśmy jak często jest nieobecny, jak przenosi się w przeszłość. W obu przypadkach wspomnienia i porządkowanie przeszłości wcale nie daje szczęścia, nie popycha życia na nowe tory. I podobnie jak u Modiano - tu też dla bohatera wcale nie są najważniejsze jakieś przełomowe wydarzenia z życia, ale drobiazgi, z których tak wiele się zapamiętało i teraz do nich się wraca.


Jakie to miasto? Możemy się jedynie domyślać. Wiadomo tylko, że to Europa. I chyba mało kto oparł się pokusie zgadywania i szukania jakichś detali, które by pomogły w rozwiązaniu zagadki.
Kim jest bohater? Nie znamy nawet jego imienia. Wiemy, że jest Amerykaninem, ma sporo kasy, służył m.in. w Iraku. Czemu jednak ściągnął do tego miasta, co chce robić, ile chce tu mieszkać? Tego nie wiadomo.
To jakby stan zahibernowania. Niby przecież nasz bohater porusza się po mieście, zwiedza je, chodzi do muzeów, wynajmuje mieszkanie, prowadzi życie może i różniące się od przeciętnego turysty, ale jest w jego postawie coś sprawiającego wrażenie zamrożenia. Emocjonalnego i osobowościowego. Nie nawiązywać relacji, nie mówić o sobie, nie zbliżać się zanadto do ludzi... Obserwuje, chłonie, ale tak jakby niewiele w nim zostawało. Przyjemność jest tymczasowa, nawet nie ma specjalnej ochoty by ją powtarzać. Zupełnie jakby przybył z innej planety i wszystko było dla niego nowe i obce. Żyje tu i teraz, a jednocześnie wciąż w przeszłości, choć czujemy, że chętnie by o niej zapomniał. Najciekawsze jest jednak to jaki ma stosunek do przyszłości: chłodny, bez żadnych planów, zdając się na los...
Lektura tej książki w zależności od naszego nastawienia może bardzo zmęczyć, zirytować albo wręcz odwrotnie: zachwycić. Jest w tym nie tylko zagadkowość, jakiś spokój, ale Baxterowi udało się wyczarować niepowtarzalny nastrój. Ośnieżone miasto i mężczyzna bez tożsamości, korzeni, planów, zamknięci niczym w szklanej kuli, którą potrząsamy i przyglądamy się jak chmura płatków wiruje i potem osadza się na wszystkim grubą warstwą. I tak za każdym razem. Każdy dzień może wyglądać tak samo, ale właśnie ten spokój, na stałość zdaje się być ważna dla stworzonej przez autora postaci.
Naprawdę dawka ciekawej prozy.

1 komentarz:

  1. Ostatnio nastawienie mam dość nieprzyjazne, więc z książką poczekam na "lepsze dni" :)

    OdpowiedzUsuń