czwartek, 28 kwietnia 2016
Paryski architekt - Charles Belfoure, czyli co czyni z ciebie prawdziwego mężczyznę?
Historie o ludziach, którzy nawet w okrutnych czasach zachowują jakieś resztki empatii, współczucia i nie zważając na nic, starają się pomagać innym, nieodmiennie poruszają nasze serca. To gotowce na scenariusze filmowe, które wyciskają łzy, niezależnie od tego czy bohaterowi uda się przeżyć, czy jednak poniesie jednak klęskę. Ile trzeba mieć w sobie odwagi, by nie zważając na ryzyko jakie sprowadza się na siebie i swoich bliskich, jednak wyciągać pomocną dłoń, do tych, którym śmierć grozi już teraz. Inni może wybierają wygodne życie, odwracają wzrok, stwierdzają, że się inaczej nie da, że to zbyt wielkie ryzyko... Dziś postawy ratujących życie np. Żydom w trakcie Drugiej Wojny Światowej, nazywamy przykładami olbrzymiej odwagi, dowodem na to, że można nadal nie zatracić człowieczeństwa. Oni odżegnują się od wielkich słów, od bohaterstwa, mówią: tak było trzeba, to normalne.
Czytając "Paryskiego architekta" często powracała do mnie refleksja: jaka szkoda, że na Zachodzie potrafią "sprzedać" takie historie, pokazać pozytywne przykłady postawy swoich obywateli, a my, mając przecież ich dużo więcej, tak rzadko po nie sięgamy. Nie doczekała się filmu fabularnego o sobie Irena Sendlerowa, Ulmowie, ale też cała masa innych, mniej znanych. W końcu Polska ma największą ilość osób, które zostały uhonorowane tytułem "Sprawiedliwego wśród narodów świata". Choćby Żabińscy, którzy ukrywali Żydów w Zoo - ponad 300 osób. Czemu film o nich mają robić Amerykanie? No po prostu nie rozumiem.
Zadawałem sobie też pytania na ile powieść Charlesa Belfoure'a jest zbieżna z realiami - zdziwiło mnie na przykład to, iż sugeruje iż we Francji za ukrywanie osób pochodzenia żydowskiego groziła kara śmierci, a z tego co czytałem, to Polska była jedynym krajem, gdzie wprowadzono oficjalnie taką karę. Ale niezależnie od pytań, jakie mogą pojawić się w trakcie lektury, historia w niej opowiedziana na pewno nie jest jednostronna, nie jest próbą wybielania Francuzów. Fabuła nie jest oparta na faktach, ale kto wie - przecież inspiracji do tego, by zaczerpnąć jakieś pomysły na sceny i postacie nie brakowało.
Autor, który jest architektem, chciał opowiedzieć o kimś, kto wykorzystał swoje umiejętności do tego, by ratować innych - projektował kryjówki, aby Niemcy nawet dokonując przeszukań, nikogo nie mogli odnaleźć. Nie stworzył ideału, chodzącego bohatera, który mógłby być wzorem wszelkich cnót. Facet jest raczej cynikiem, lubiącym wygodne i bezpieczne życie, nie wychylającym się, aby nikt nie zwrócił na niego uwagi, marzącym o sławie i zleceniach. Kochanka na boku, zlecenie od Niemców na projekty fabryki broni, jeżeli unikanie biesiadowania z okupantem, to jedynie na widoku, żeby nie być potępionym - oto Lucien. Gdy dostał pierwsze prośby o pomoc, motywacją, która przełamała jego opór, były raczej pieniądze, niż chęć niesienia ratunku. A jednak. Obserwując to co Niemcy i jego rodacy wyprawiają wobec Żydów (tak, tak pamiętajmy, że Francuzi nie tylko donosili na sąsiadów, ale praktycznie cała wywózka do obozów dokonała się ich rękoma), słuchając nieprzychylnych głosów, coraz bardziej narastała w nim złość, poczucie, że tak nie można. Ludzie, którzy od lat mieszkali w jego kraju, walczyli za niego, pracowali, nie mogą zostać ot tak sobie usunięci, zgładzeni. Funkcjonuje w rozdwojeniu, ale im dłużej myśli o tym w co został zaangażowany, tym większe jest jego współczucie oraz determinacja, żeby przełamać swój lęk.
Dobrze się to czyta. Zarówno samą historię Luciena, jego pomysły na skrytki i los ludzi, którzy się w nich ukrywali, ale i tło, w jakim to wszystko się dzieje. Nie brak dramatycznych scen, ton w jakim opowiedziana jest ta historia jednak nie jest jakiś bardzo przytłaczający - raczej pobrzmiewa tu duma i pogodzenie się z losem, chęć ratowania dzieci, niż cierpienie. Okupowany Paryż i sceny z ulic jako żywo przypominają to co działo się u nas - kolejki, drakońskie podwyżki, strefy tylko dla Niemców, zabijanie nawet przypadkowych osób na ulicy. Czujemy jednak, że wiele jest dowodów na to, że hitlerowcy mają więcej oporów, nie pozwalają sobie na zbyt wiele, że mają jakiś szacunek dla narodu, którego kultura i osiągnięcia w Europie są powszechnie znane. Czy podobna powieść z akcją umieszczoną w Polsce, byłaby dużo bardziej dramatyczna i przerażająca? Pewnie tak.
Niby prosto, lecz bez wybielania. Jest ruch oporu, którego działania nie zawsze są dobrze odbierane przez ludność cywilną, jest okrucieństwo Gestapo, są kapusie i są też tacy, którzy nawet w obliczu zagrożenia, potrafią przeciwstawić się okupantowi.
I ciekawostka - podobno autor ma polskie pochodzenie - jego mama pochodziła z rodziny Vetulanich.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz