Miesiąc po premierze na West Endzie oglądać rzecz u nas - rzadka to frajda (jak zwykle ukłony dla kina Atlantic i organizatorów, czyli studentów UW). I wreszcie po wielu tekstach klasycznych (choć różnie interpretowanych) mamy coś bardziej współczesnego. "Hangmen" (Kaci) to zwariowana, błyskotliwa, czarna komedia, dobrze napisana, ze świetnymi dialogami, no i równie dobrze zagrana.
Wyobraźcie sobie atmosferę niewielkiego pubu w małym mieście na północy Anglii. Rodzinny interes, w którym gośćmi są przede wszystkim lokalni bywalcy, traktujący picie w tym miejscu i rozmowy przy kuflu jako pewien rytuał. Właścicielem jest Harry, który do niedawana pełnił też obowiązki kata, realizującego na zlecenie państwa wyroki w więzieniach. To profesjonalista, ale również człowiek chełpliwy, troszkę zadufany w sobie, nic więc dziwnego, że łatwo daje się naciągnąć na wywiad dziennikarzowi. Gdy władze ogłosiły moratorium na karę śmierci, nagle z dnia na dzień stracił on coś, z czego był dumny. I zamiast ugryźć się w język i nie komentować decyzji oficjeli, Harry, jak to stwierdza jego żona, "popłynął" na fali swego gadulstwa. Mając nadzieję, że choć na chwilę stanie ponownie w świetle powszechnego zainteresowania, z tytułem najlepszego kata w kraju, nie przewidział konsekwencji wywiadu i ściągnięcia na siebie uwagi.
Grający główną rolę David Morrissey przypominał w swojej roli Johna Cleese'a - to przechodzenie ze stanu anielskiego spokoju, do gwałtownego pobudzenia, irytacji, wypadała po prostu wybornie. Ale scenariusz został napisany tak, że tu nawet w drugim planie działy się rzeczy wyśmienite - choćby reakcje przygłuchego staruszka, któremu wszystko trzeba powtarzać albo rola inspektora policji, który prawie cały dzień spędza w pubie na pogawędkach.
Wśród masy komedii teatralnych, w których dowcip jest na żenującym poziomie, tu naprawdę jest się czym bawić - tak jeżeli chodzi o fabułę, dialogi, jak i grę aktorską. No i po prostu te teksty najlepiej brzmią właśnie w oryginale! Nawet jeżeli nie znacie angielskiego perfekcyjnie, to możecie się na sztukach pokazywanych w ramach NT Live, posiłkować napisami, ale samo brzmienie dialogów sprawia, że ogląda się to zupełnie inaczej! Polecam!
PS proszę nie poprawiać mnie za tytuł notki - ja wiem jak się to powinny być napisane, ale tytuły notek u mnie to pierwsze skojarzenie, a tym razem wygląda ono właśnie tak. "Czyli" jak dobrze liczę, po raz 1931.
Świetny spektakl, świetna sztuka i najlepsza zmiana scenografii, jaką w życiu widziałam (a samo wystawienie tej sztuki wiązało się z pewnymi trudami, no bo jak tu bezpiecznie powiesić człowieka... i były z tym problemy). Mnie w ogóle przypadkiem zdarzyło się tak, że jednego dnia widziałam to, a następnego - słynnego "CumberHamleta", jak to się mówi, i mimo Cumberbatcha to "Kaci" dla mnie wygrali w cuglach. Mam nadzieję, że prędzej czy później ten tekst na polskie sceny trafi, w końcu autor u nas całkiem popularny.
OdpowiedzUsuńAle z tym kończącym się sezonem - co masz na myśli? Sezon teatralny w UK trwa właściwie cięgiem, tam teatry nie zamykają się na lato i latem też zdarzają się głośne premiery, więc spodziewam się, że mimo sezonu ogórkowego u nas NT Live może coś fajnego ogłosić :)
zwykle maj, czerwiec ten cykl w naszych kinach daje raczej powtórki i z zapowiedzi na ten rok się to potwierdza. Znowu do września poczekamy na nowości
Usuń