To już drugie przedstawienie w Teatrze Ochota, które mogą oglądać w tym roku, gdzie młodzi twórcy, nagrodzeni w ramach konkursu "Polowanie na motyle" mogą pokazać coś swojego. O pierwszym pisaliśmy z Włodkiem tu.
Teraz kolej na Grupę Kąsaj Fabułkę i spektakl Life is cruel, people are bad.
Włodek już o nim napisał na swoim blogu, jak zwykle mnie wyprzedził, a ja nie mogłem się oprzeć pokusie, by tego nie przeczytać, jeszcze zanim sam siadłem do pisania. Nasze rozmowy po spektaklach zawsze kończą się zbyt szybko, bo muszę biec na autobus, a potem zostaje nam tylko ewentualne komentarze na blogu.
Tym razem zgodziliśmy się obaj, że młodzi twórcy trochę przekombinowali. Całość przedstawienia jest zdecydowanie za długa i spokojnie można by z pewnych fragmentów zrezygnować, bo w naszych oczach nie tylko niewiele wnoszą, ale wręcz psują wrażenia z wcześniejszych scen. Bywa. Jak się chce powiedzieć zbyt wiele, ma się mnóstwo pomysłów i każdy wydaje się dobry, to naprawdę trzeba dużej mądrości i doświadczenia, żeby umieć z czegoś zrezygnować.
Nie brakuje tu jednak scen i pomysłów naprawdę dobrych. Jest w tym trochę bezczelności i na siłę szukania sposobu na wybicie widza z komfortu (wykrzyczane fragmenty polityczne, zaczepianie, sceny rozbierane), ale w ich wykonaniu większość tych rzeczy mi nie przeszkadzała (choć gdyby to była profesjonalna grupa aktorska, poczułbym się potraktowany trochę jak gówniarz, z którego robi się jaja, zamiast pokazać kawałek prawdziwych własnych emocji). Jest w tym jakaś naturalność, niedojrzałość, może nawet brak umiejętności, ale dzięki temu nie czuje się fałszu, udawania - oni wchodzą i autentycznie przeżywają to co grają. Czy wiedzą co chcą przekazać? Tak naprawdę po każdym takim spektaklu trzeba by chyba posadzić publiczność taką jak ja (czyli po 40) i pozwolić na dyskusję, rozmowę - czemu tak, po co? Wtedy myślę, że moja satysfakcja byłaby jeszcze większa.
Dużo niestety chyba w nas protekcjonizmu, oceniania przez pryzmat: a to już było, to już słyszeliśmy, czy widzieliśmy. A oni odkrywają to dopiero teraz. I próbują to pokazać. Bawią się. Eksperymentują. Prowokują.
Ciężko więc to oceniać według podobnych kryteriów i wymagań, jakie może stawiamy teatrom profesjonalnym. W końcu te niezależne grupy teatralne to pasjonaci, w których nie brak amatorów, którzy dopiero marzą o szkole teatralnej. A mimo to już tu kilka rzeczy mogło bardzo miło zaskoczyć.
Tego typu przedstawienia - swoisty głos młodego pokolenia, mogą być nawet ciekawsze niż sporo z tego co wystawia się na deskach poważnych teatrów. Tam mamy do czynienia jednak z rolą, w którą się aktor wciela, a tu ma się często poczucie, że role, teksty, ruchy, cała koncepcja postaci, była ewidentnie tworzona przez kogoś kto ją gra. Byle tylko nie uznać, że to już koniec drogi, że wszystko się już wie i umie, a naprawdę możemy jeszcze nie raz usłyszeć o tych młodych grupach. Trzyma za nich kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz