Wciąż odkładam pisanie o Krakowie, ale to dlatego, że nawet specjalnie nie ma kiedy zdjęć przejrzeć, bo wciąż się coś dzieje. Jak nie praca, to sprzątanie, jak nie obowiązki domowe to kupowanie roweru dla córki, jak nie zakupy to znowu kolejne Ciastko z bajką. O naszych lokalnych akcjach wymiany książek już chyba blogu pisałem (zainteresowanych zapraszam na
FB - Półki do Spółki), a oprócz tego, że robimy takie nasiadówki w kawiarni w miłej atmosferze, to dołączyliśmy też ten projekt do spotkań dla dzieci, organizowanych cyklicznie przez lokalne stowarzyszenie. Odbywa się to w skrócie tak: jest jakaś znana osoba, która dostaje do przeczytania bajkę, wokół niej buduje się cały program spotkania - piosenki, zabawy, konkursy - prawie dwie godziny dla całych rodzin. W dodatku integracja, bo spotkania odbywają się różnych miejscach - przedszkolach, szkołach, knajpach itp., więc za każdym razem nowi ludzie włączają się do pomocy. Frajda mówię Wam! To takie okazje, że nie tylko nie musimy się wstydzić przed Warszawiakami, że oni mają tyle atrakcji, a u nas nic, ale tu odwrotnie - oni mogą nam zazdrościć. Jak kilka osób może zarazić innych pozytywnych wariactwem.
A dziś - jak widać na fotkach. Spotkanie w klimatach francuskich i kulinarnych (było smażenie naleśników na słono i na słodko). Pascal Brodnicki - merci beaucoup!
Ale żeby notka nie była bez jakiejś pozycji do polecenia, opisania, dziś jeszcze parę słów o książce. Eric-Emmanuel Schmitt ma już w Polsce pokaźne grono wielbicieli i raczy ich dość regularnie nowymi tekstami. I jest z nim trochę jak z Coelho, czy wcześniej z Whartonem - z góry wszyscy mniej więcej wiedzą czego mogą się po nim spodziewać. Będą uczucia, będzie odrobina filozofii i mądrości życiowych, a wszystko przybrane w formę powiastek o życiu - spotkanie, które otwiera oczy, mentor, jakieś wydarzenie odwracające wszystko do góry nogami. Opowieści o niewidzialnym...
To trochę jak z Małym księciem. Może przejść przez tekst, powiedzieć ok, fajne i już. A możesz wracać i rozkoszować się symboliką, prawie każdym zdaniem, odnajdywać tam siebie i swoje życie. Tyle, że Mały książę jest niepowtarzalny, a Schmitt produkuje te swoje mini powieści w takim tempie, że chyba trochę już się może to przejeść. Czy to tylko mi się tak wydaje?
W "Tajemnicy Pani Ming" mamy niby banalną historię o kobiecie, która pracuje jako "babcia klozetowa", ale jak to zwykle o tego autora bywa, za to prostotą kryje się coś więcej. Główny bohater - dojrzały już mężczyzna, poważany profesjonalista zawierający kontrakty handlowe na duże kwoty, poważany i mający wszystko, tak naprawdę okazuje się niewiele wart przy kobiecie, która ma jedynie swoje szczęście w sercu, swoją filozofię życia, radość i chęć dzielenia się nią z innymi. Jak łatwo możemy zagłuszyć swoje serce i wmówić, że do szczęścia nie potrzeba nam nic więcej. A potem przychodzi chwila gdy przez tę całą zaporę zbudowaną z różnych zaprzeczeń, leków i masek, przebija się jakieś jedno wydarzenie, jedno słowo.
Pani Ming uwielbia opowiadać o swoich dzieciach, a ma ich podobno aż dziesięcioro. Zaraz, zaraz - w Chinach gdzie prawo pozwala na posiadanie tylko jednego potomka? Ktoś tu kłamie, tylko kto i po co? Co nam daje kłamstwo, a co może dać prawda?
Fajne te Wasze spotkania :) Co do Schmidta to mam trochę mieszane uczucia, bo coś tam czytałam i było ok, a za to "Kiedy byłem dziełem sztuki" kompletnie mnie nie przekonało. Wolę jednak coś innego.
OdpowiedzUsuńto ma być lektura na DKK pod chmurką więc zapowiadają się raczej lekkie pogaduchy... A spotkania naprawdę super!
UsuńCiekawe inicjatywy. Warte popularyzowania.
OdpowiedzUsuńSchmitt podobał mi się w małych formach literackich...bo było tam sporo o uczuciach a on wydaje się jest mistrzem w pisaniu o nich.....
to prawda, trudno odmówić mu umiejętności poruszenia serducha, ale jak dla mnie to trochę "zbyt wprost". Wolę czytać rzeczy w których sam muszę pokombinować, a nie dostaję gotowej instrukcji kiedy mam się wzruszyć
Usuń