wtorek, 18 września 2012

Pocztówki z Europy, czyli kto tu zwariował?

Dziś krótko o ostatnim wypadzie do teatru. Mimo dużej dziury budżetowej w rodzinnym portfelu człowiek jednak nadal ma potrzeby trochę przekraczające jedzenie i ubranie :) Teatr Och jest kilka kroków od mojej pracy, a tu jeszcze bilety za połowę ceny... Skusiliśmy się.
I tym razem muszę stwierdzić, że chyba muszę odpocząć troszkę od tego teatru. Spróbować czegoś innego. Sięganie po różne teksty amerykańskich czy brytyjskich komedii licząc, że za każdym razem będzie to strzał w dziesiątkę chyba jednak nie do końca im się sprawdza. Ja rozumiem, że trzeba zarabiać na lżejszym repertuarze na sztuki ambitniejsze, ale trzeba mieć wtedy po pierwsze świetny tekst, a po drugie włożyć w to serce. Tym razem tego czegoś zabrakło - podobne odczucia miały moje koleżanki po "Trzeba zabić starszą panią". Kto zawinił? Reżyser, aktorzy, czy adaptacja tekstu? Wciąż pełne sale teatru Kwadrat pokazują, że Polacy lubią się bawić. Tym razem ze smutkiem stwierdziliśmy iż mimo promocji na bilety zajęto może 1/3 miejsc. Szkoda, bo to na pewno niełatwa sytuacja dla aktorów - świadomość, że coś w ich grze/tej sztuce jest nie tak... O aktorach muszę wspomnieć, bo gdy coraz częściej odchodzą ci, których pamiętamy jako twarze świetnie nam znane, człowiek ma ogromną frajdę zobaczyć kogoś ze swych ulubieńców na żywo, cieszy się, że jeszcze grają i są pełni sił, energii. Jednak ta dawna szkoła aktorska o niebo przewyższa tych wszystkich młodziaków, którzy częściej niż samą grę decydują się pokazywać swoje życie prywatne... 
 oj muszę się pilnować by nie zbaczać w dygresje. Kilka słów o fabule. Oto do mieszkania swoich rodziców po dłuższej nieobecności i podróżach po Europie wraca Ivory (Cezary Kosiński) wraz z narzeczoną (Maria Seweryn). Ku jego zaskoczeniu dom okazuje się bardzo zaniedbany, ale na dodatek wszyscy domownicy zachowują się bardzo dziwnie. Zarówno jego rodzice (Magdalena Zawadzka i Leonard Pietraszak) jak i cholernie oryginalna babcia (Wiesława Mazurkiewicz) żyją jakby w innej rzeczywistości, niekoniecznie przejmując się tym drobiazgami, a powiedziałbym nawet nie przejmując się w ogóle rzeczywistością jako taką. Pewien porządek próbuje w domu i w całą sytuację wprowadzać ciotka Ivory'ego (Dorota Pomykała), ale nawet ona nie chce nic mu wytłumaczyć, nie chce przyznać, że dzieje się z domownikami coś dziwnego. Następuje ciąg różnych dziwnych dialogów, scenek, pomyłek i kłamstw, w których coraz trudniej połapać się dwójce młodych narzeczonych. Powoli ich cierpliwość się wyczerpuje i musi dojść do konfrontacji. Chwilami jest zabawnie, ale tak naprawdę sam tekst jest raczej bardzo gorzki i tragiczny. To sztuka o kłamstwach i budowaniu iluzji, uciekaniu od prawdy i przeżyć, które nas bolą.  
Pamiętając o komedii, na której ostatnio byliśmy gdzie akcja aż iskrzyła i nie pozwalała na chwilę oddechu, tu zaskoczeni byliśmy ewidentnymi przestojami gdy na scenie nie działo się kompletnie nic, nawet sami aktorzy wydawali się, że nie bardzo wiedzą co mają ze sobą zrobić, w sytuacji gdy zostawali sami na scenie. Jeżeli to miało nam podkreślić jeszcze bardziej zagubienie i samotność bohaterów to chyba można to było zrobić ciut inaczej. Idąc więc na tę sztukę nie nastawiajcie się raczej na komedię (choć takie sceny tu są). To obyczajowy obrazek z życia rodziny, której członkowie po kilku latach na nowo troszkę muszą nauczyć się szczerości, dawania sobie wsparcia i miłości. 
Moje lekki dyskomfort wynikała chyba z tego, że wolałbym żeby sztuka mniej lawirowała między komedią i tragedią. Tu humor nie był powalający, a na dodatek wciąż mając w głowie poprzednie sceny i sedno fabuły, wcale nam do śmiechu nie było. Mamy więc nostalgiczną, smutnawą komedię. Choć tekst w miarę lekki, to również do pomyślenia...  
O scenie teatru już kiedyś pisałem, więc nie będę tym razem się rozgadywał - jak zwykle rozwiązania z wejściami, dekoracjami i grą "na dwie strony" wykorzystano tu bardzo dobrze.  
Świetnie zagrał Cezary Kosiński - totalnie zdezorientowany szaleństwem, którego nie rozumie, podobała nam się również Maria Seweryn (choć jej rola akurat tu była dość prosta). Leonard Pietraszak i Magdalena Zawadzka (wow! jak ona wygląda!) - choć oglądało się ich z przyjemnością, wydawali mi się troszkę pogubieni, przechodząc od szarżowania do "zawieszenia". Fajną postać gra Dorota Pomykała, ale podobnie jak w postaci przekleństw babci, tak i tu np. jej aktywność związana z telefonem (tego nie zdradzę) wydaje się średnio pasować do całości.
Mimo różnych swoich wątpliwości i przy uwadze byście się nie nastawiali na super komedię powiem Wam, że sam nie żałuję i nawet zachęcam.

PS Wszedłem w kolejną współpracę - dałem się skusić Audeo.pl Dotąd bardzo rzadko korzystałem z możliwości słuchania książek, kto wie może teraz się przełamię. Cieszy, że w większości to świetne produkcje czytane przez mistrzów aktorskich. Gdyby jeszcze nie te ceny... Płacić tyle samo za pliki mp3 co za książkę? Jakiś horror.


3 komentarze:

  1. Przyznam szczerze, że mieszkając w miejscowości, w której nie ma teatru, ani nawet dobrego kina ... rzadko bywam w teatrze. Ostatni raz oglądałam sztukę teatralną w liceum w Teatrze Słowackiego w Krakowie... Czasami mam ochotę wybrać się do teatru, ale nie mam z kim ... każdy woli siąść przed monitorem i obejrzeć pierwszy lepszy film ...

    Ale się rozpisałam :) dobrej nocy życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach jaka to przyjemność obejrzeć jednak coś na scenie...

      Usuń
  2. I ja też już dawno nie byłam w teatrze.
    Zresztą niestety rzadko w nim bywałam ale za to pamiętam znakomite teatry telewizji, które całe lata oglądaliśmy po 20- tej, a nie jak dzisiaj bardzo późno , i na które wyczekiwałam. .Ale jakie wtedy grano sztuki i z jaką obsadą , do dzisiaj niektóre role pamiętam.

    OdpowiedzUsuń