Mam z tą ksiązką zdecydowany kłopot. I jak się okazało na spotkaniu DKK nie tylko ja (odetchnąłem, bo bałem się, że tylko ja będę kręcił nosem). Czyta się dobrze, ale jednak coś mnie w trakcie lektury zdecydowanie uwierało i przeszkadzało mi w czytaniu. Pisane jak "niby - autobiografia", ale jeżeli nawet narratorem jest ktoś starszy to przeciez nie ma co udawać - bohaterem jest młody człowiek, licealista przed maturą. I w tym świetle czytanie tych wspomnień jest dziwne - może pasować nam przy pierwszych rozdziałach, bardziej skupionych na szkole, takich "kumplowskich", ale późniejsze ciągnięcie historii "rozpracowywania" swej profesorki, wielostronicowe rozważania bohatera na różne tematy filozoficzne, historyczne, etyczne, bardziej by pasowały do starszego pana, który próbuje dokonać jakiejś retrospekcji, a nie do poziomu 18-latka. Ale jest jeszcze coś co drażniło i najfajniej uchwycone zostało to własnie w dyskusji na spotkaniu Klubu - wątków, cytatów i różnego rodzaju dywagacji jest tu tyle, od teatru, przez literaturę, aż po historię, że przeszkadzają w śledzeniu historii, którą opowiada nasz bohater. Można udowadniać, że to wszystko jest oczywicie połączone, ma związek ze sobą, ale powtarzam raz jeszcze: nie pasują do 18-latka, choćby chodził do najlepszego prywatnego liceum (a pamiętajmy chodzi w latach 60-tych do zwykłej państwowej szkoły) i jest tu tego za dużo. Po prostu autor chciał popisać się swoją erudycją, wiedzą, znajomością różnego rodzaju dzieł (i języka francuskiego, którym ma posługiwać się biegle nasz bohater) i stąd takie, a nie inne rozłożenie akcentów. Zobaczcie jakim pięknym językiem potrafię pisać, zachwycajcie się moim stylem, wiedzą, perełkami moich myśli. Kogóż tu nie ma? Gombrowicz, Conrad, Racine, Dante... Tyle, że ta podwójność narracji przeszkadza - bogate życie wewnętrzne chłopaka nijak ma się do dziecinności postępowania. Może gdyby bohaterem był ktoś inny...
Za dużo tu tych fajerwerków. Miejscami mamy więc fragmenty całkiem smakowite, w które można się zanurzać i chciałoby się żeby ciągnęły się dłużej (choćby wątek ojca Madame, temat wojny domowej w Hiszpanii), a inne aż chętnie byśmy przeskoczyli jak najszybciej.
Często o tej powieści mówi się, że jest pewnego rodzaju rozrachunkiem z realiami Polski Ludowej, opisaniem jak wyglądała szarość tamtej rzeczywistości, dorastanie w niej. Jeżeli tak, to muszę stwierdzić, że dla mnie to mało głębokie. Większość to ogólniki (stanowiska i kariera dla partyjnych), parę scenek mniej lub bardziej trafnych, niektóre (jak np. scenka z komunikacji miejskiej z kontrolerem) bliższe chyba nawet współczesnym niż dawnym doświadczeniom. Całość opowieści o tamtych czasach ma w sobie może odrobinę ironii, gorzkiego spojrzenia, ale ma też w sobie dużo nostalgii. To były czasy... Może i było ciężko, ale nawet ludzie wtedy byli lepsi, jacyś dojrzalsi, głębiej wszytko przeżywali... To pewnie naturalne doświadczenie bliskie każdemu kto przekroczył jakąś barierę wiekową (30, 40, 50, 60 itd.). Czyż nie?
Dużo wyraźniejszy jest wątek fascynacji młodego chłopaka swoją nauczycielką, pierwszych porywów uczuć, tych marzeń, podchodów, wyobrażania sobie, że może się na coś liczyć. Opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu, które ciągnie ze sobą chyba nieuchornne zranienia i uczenie się tego jak sobie z nimi radzić.
Dużo wyraźniejszy jest wątek fascynacji młodego chłopaka swoją nauczycielką, pierwszych porywów uczuć, tych marzeń, podchodów, wyobrażania sobie, że może się na coś liczyć. Opowieść o dorastaniu, dojrzewaniu, które ciągnie ze sobą chyba nieuchornne zranienia i uczenie się tego jak sobie z nimi radzić.
Na pewno robi wrażenie zarówno język, mnóstwo odniesień do tego co zdaniem autora dla człowieka obytego z kulturą powinno byc oczywistością. Całość możemy więc odbierać nie tylko wprost jako pewną zamkniętą fabułę, ale pewnego rodzaju grę z widzem. Szkoda tylko, że moim zdaniem poprzez wkładanie w postać młodego bohatera, słów, znaczeń, wartości i symboli, które w jego ustach (i głowie) brzmią nienaturalnie autor trochę przedobrzył. Jak dla mnie bliższe to do zabawy formą i językiem niż do zamkniętego dzieła, które mógłbym uznać za porywające. Nie żałuję lektury, ale jest to powieść, po której mi niewiele zostaje. I nie wiem czy będę miał do niej ochotę wracać. Jakoś nie mam chęci pisać dużo o tej książce. Ale ciekaw jestem Waszych opinii.
Wiem, wiem nagrody i podkreślanie, że to książka dla elit i dla smakoszy. Ale czy nie macie czasem wrażenia, że 90% zachwycających się i tak nie rozumie tego co przeczytała, a zachwyty powtarzają, bo właśnie chcą być jako członkowie tych elit postrzegani? Jeżeli będę miał ochote sięgnąć po coś wysmakowanego, napisanego przez znawcę historii, sztuki, kultury i w dodatku ciekawie i pięknym językiem to wrócę do niektórych powieści Waldemara Łysiaka. Świetne pióro, może nawet lepsze niż Libera, ale ze względu na to, że ma poglądy, których "elity" nie akceptują to twierdzą, że wstyd go czytać. Nie dajcie sobie wmówić tego kogo macie uznać za wspaniałego pisarza. Czytajcie, szukajcie, myślcie. Sami. A potem możemy rozmawiać i dyskutować.
Szybkie rozwiązanie rozdawajki "historycznej" - niewiele osób chętnych, więc szybciutko tylko wyniki losowania: książkę otrzyma osoba z e-mailem wigry135@o2.pl. Gratulacje, wysyłka w tym tygodniu. Zerknijcie też na nową rozdawajkę :)
i jeszcze coś muzycznego na ten piękny wiosenny dzień
Cóż, mnie się ta książka podobała, ale ale :) czytając Twój tekst nie mogłem się z Tobą nie zgodzić. To prawda, coś w tej powieści nie gra, za dużo tego wszystkiego, odniesień, znaczeń, gry z czytelnikiem (chociaż osobiście bardzo to lubię). Pod koniec miałem już jednak trochę dość tej książki, zmęczyła mnie, może nie wszystko zrozumiałem, może jestem za głupi i niedouczony (pewnie ktoś pomyśli i może nie będzie daleko od prawdy). cieszę się jednak, że nie jestem jedyną osobą\, która dostrzega jakieś pęknięcie, rysę w tej książce. Masz rację, powinien to napisać w formie wspomnień starszego pana, było by dużo lepsze, naturalniejsze. A tak mamy chłopaka, który rozumie i zachwyca się Becketem, bardzo wyrobionego literacko niczym krytyk, a z drugiej strony bardzo zwyczajnego. Ale powtórzę jednak moje pierwsze słowa, ja lubię tę książkę, mimo wszystko, dobrze, że jest. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńależ ja nie przeczę, że książka może miejscami się podobać, ba - że można ją polubić. Natomiast pisząc o swoich odczuciach nie mogłem nie wspomnieć o tym co mi zgrzytało. Jest we mnie trochę zdziwienia skąd te nagrody i aplauz. Jak dla mnie w skali 1-10 pomiędzy 6 a 7, czyli rewelacji nie ma.
UsuńSzczerze, chyba publiczna szkoła 40 lat temu dawała znacznie więcej ogólnej wiedzy niż prywatna teraz ;) Zawsze się przykładałam do nauki i chodziłam do bardzo dobrych szkół, a jednak widzę przepaść między wiedzą mojego Taty a moją. Wielki Kanion ;)
OdpowiedzUsuńI jak najbardziej mam często wrażenie, że niektórymi książkami ludzie się zachwycają "bo wypada", bo - dokładnie tak jak piszesz - chcą być postrzegani jako członkowie elity. Książki nie czytałam, więc się nie wypowiem, ale tworzenie literatury dla elity nie zmusza autora do rezygnowania z prawdopodobieństwa psychologicznego.
zdaję sobie sprawę, że trochę inaczej podchodzono do nauki, inny był poziom (i na pewno sposób) przekazywanej wiedzy, ale sorry nie uwierze by z dnia na dzień uczeń był w stanie napisać wypracowanie w obcym języku na kilkanaście stron i to w dodatku bogato upstrzone cytatami z literatury, historii, filozofii. a takich smaczkó jest tu wiecej - człowiek przed maturą a zajmuje się "śledztwem", nie uczy się, rodziców kompletnie w książce nie widać - żyje niczym dorosły bez żadnych obowiązków skupiając się na "sprawie". Prawdopodobieństwa psychologicznego za grosz. Może komuś nie przeszkadza, ale mi tak. A książkę mimo wszystko polecam
UsuńPopisy erudycyjne to coś, czego zdzierżyć nie umiem. Rozumiem doskonale, że każden jeden autor ma w sobie nieco narcyzmu, ale epatowanie tym zdecydowanie książkom nie służy. Tak więc nie, dziękuję, Madame nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj, to jedna z moich ulubionych książek.:( A elitą nie jestem.
OdpowiedzUsuńLubię książki wsparte erudycją autora, bo zmuszają do przemyśleń, podnoszą poprzeczkę. Teraz pisać każdy może, wydać też, dlatego rynek czytelniczy wygląda jak wygląda. Tyle bylejakości na półkach i nie wymagamy prawdopodobieństwa psychologicznego. Może rzeczywiście takiego maturzysty ze świecą szukać, ale to rola literatury - kreować światy. A świat Libery jest niepowtarzalny. To jedna z najlepszych polskich powieści.
miałam dokładnie takie same odczucia po przeczytaniu tej książki. czytałam ją w liceum, bo mi ją polecił mój polonista. Fakt,że czyta się to szybciutko,ale co z tego, skoro bohater jest papierowy, nieprawdopodobny. to mnie drażniło.
OdpowiedzUsuńMadame to dosyć ciekawa książka i słaba powieść. A tak naprawę dwie książki - jedna kończy się na opowieści Jerzyka (ewentualnie na wizycie w Instytucie Francuskim). Wtedy zaczyna się druga opowieść na zupełnie inny temat. W pierwszej części czytamy o platonicznej miłości chłopca do kobiety. To klasyczna powieść z właściwym tempem, chociaż psychologizm postaci jest jej piętą achillesową. Druga część to rozważania dorosłego mężczyzny na temat sztuki. Autor z ulgą odrzuca krępującą go formę powieści i raczy nas zbiorem esejów przeplatanych mało wiarygodnymi historiami z życia bohatera. W całej książce zamiast ludzi obserwujemy nośniki idei i postaw, oj przydałby się Tadzio Konwicki do ich ożywienia. Uczucia do nauczycielki opisane są w pierwszej części całkiem dobrze, chociaż autor na krok nie odchodzi od mieszczańskich kanonów. Być może założenie było takie, że książka ma być elitarna, dydaktyczna i pasować do szkolnego kanonu. Wcale się nie dziwię, że wydał ją Znak.
OdpowiedzUsuńNajciekawsze są eseje na temat Picassa i Racine'a oraz wartka intryga wobec pięknej Wiktorii w pierwszej części książki. Dla nich warto tę książkę przeczytać, pamiętając, że zarzuty, jakie autor stawia kulturze socjalizmu, dotyczą również jego powieści.
dobrze powiedziane: ciekawa książka i słaba powieść, dzięki za wpis, jak dla mnie te wpisy mogłyby być nawet dłuższe, tylko nijak nie pasowały mi do tej postaci. A więc potwierdza się - nie tylko ja mam takie odczucia.
Usuń...z pozdrowieniami, Marcin
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, jeśli ktoś już ma tendencję do taniego popisywania się erudycją, to właśnie Łysiak, który skądinąd ma poglądy podobne do Libery. A "Madame" to nie tyle "książka dla elit", co po prostu dobra literatura. "Elity" cechują się tym, że zalicza się do nich wąskie grono osób, a "Madame" sprzedaje się lepiej niż niejedna szmira, więc aż tak "elitarna" znowu nie jest. Osobiście przeczytałam "Madame" z zapartym tchem i to jeszcze jako dziewczynka (notabene, czy jest możliwe, żeby mała dziewczynka czytała z zapartym tchem książki, które jak słyszę, stanowią jałowe popisy erudycji pozbawione wartkiej akcji? ;) ). Drugi raz ze dwa lata temu - do dziś jest to jedna z moich ulubionych powieści.
OdpowiedzUsuńCo do postaci głównego bohatera - po pierwsze, kto powiedział, że powieść musi być w pełni realistyczna, że nie może być ubarwiona? Poza tym, na samym końcu książki dowiadujemy się, że tak naprawdę pisze ją mężczyzna około czterdziestoletni, który wręcz sugeruje nam, że być może jego wspomnienia zostały poddane mitologizacji.
A zresztą - nie od dziś wiadomo, że artyści, zwłaszcza bardzo utalentowani, nieraz są dziwni. Żyjący w chmurach, przewrażliwieni, nie do końca męscy, a jednocześnie przedwcześnie dojrzali. Zupełnie jak główny bohater. Mnie więc jego postać nie wydawała się nierealistyczna, chociaż na pewno nie zaliczała się do typowych.
Dziękuję za ujęcie w słowa, dokładnie tego, co myślę o tej książce. Nie pamiętam, kiedy tak bardzo cieszyłam się książką i tak bardzo chciałam przedłużać przyjemność czytania.
Usuńooo nawet nie wiedziałem, że mają podobne poglądy :) Zważywszy ile nagród i pochwał Libera zebrał (a Łysiak jest ignorowany przez Salon od lat) to aż dziwne. Ale zgadzam się - pewne podobieństwa bym dostrzegał, tyle, że Łysiakowi nigdy by nie przyszło do głowy by wkładać wszystkie te swoje refleksje do głowy 18-letniego bohatera - czyta się więc to wtedy inaczej. Nie chcę się sprzeczać - piszę o swoich odczuciach, swoim odbiorze i masz prawo widzieć to inaczej. To nawet dobrze, że możemy się różnić - jak widzisz wyżej nie tylko Tobie się to dobrze czytało. Ja może nie byłem rozczarowany, ale też daleki od zachwytów.
OdpowiedzUsuńPrzecież ta książka to żart literacki, o czym wielokrotnie wspominał sam autor. Parodia Bildungsroman. Jak można z tak śmiertelną powagą analizować "wartość dzieła", które od A do Z jest zabawą z czytelnikiem. Czy odniesienia do Iliady albo Popiołu i diamentu, nie wzbudziły Waszej czujności. A to, że Libera światopogladowo wart jest Łysiaka, to akurat niestety prawda...
UsuńRany :) powrót do recenzji sprzed 8 lat bywa czasem okazją do refleksji.... Pewnie dziś bym napisał to inaczej. Może wrócę do Madame. Na pewno na moją opinię wpływ miały jakieś sygnały o wątkach autobiograficznych, oczywiście nie brałem tego wprost, ale chodziło mi o klimat całości - żart żartem ale ja nie lubię takich nieprawdopodobieństw. Mendoza też irytuje mnie nieziemsko mimo, że wielu zachwyca
UsuńRobert
Witam, przeczytałam tę książkę wiele lat temu, nie czytałam wcześniej żadnych recenzji o tej książce, po prostu przeczytałam i pamiętam ją do dzisiaj (a wiele w tym okresie przeczytałam książek i uleciały z pamięci całkowicie). I od lat opowiadam wszystkim jak smakowałam się każdym słowem, jaka byłam zachwycona stylem. Czasami jemu coś, mówimy niezłe i zapominamy a czasami smakujemy każdy kęs i po latach wracamy pamięcią i dzielimy się z innymi swoimi wrażeniami. Tak jest z tą książką. Cały czas pamiętam jej "smak" chociaż nie pamiętam już szczegółów.
OdpowiedzUsuństyl, język - to rzeczywiście i na mnie zrobiło wrażenie. Może kiedyś będę musiał wrócić? Tym razem całość mnie rozczarowała, bo odniosłem mocne wrażenie, że to popis dla samego popisu, nijak nie wynika z postaci bohatera, logiki itd. Podobne trochę wrażenie mam teraz przy czytaniu najnowszego Rylskiego
Usuń