wtorek, 24 kwietnia 2012

Touch, czyli wszyscy jesteśmy związani nicią losu i... co tam w serialach słychać?

Ostatnio jakaś posucha z serialami, rzeczy stare już tak nie kręcą jak kiedyś, wiec tylko zerkam na ostatni sezon Housa, czasem na Mentalistę, Gotowe na wszystko już sobie odpuściłem, nowe rzeczy jak np. Homeland nie wciągnęły, Spartakus chyba jedynie z przyzwyczajenia oglądany, bo ilość ketchupu na klatkę przekracza tam jakikolwiek sens i smak... Co tam jeszcze? Luck końcówke miał świetną, ale co z tego skoro kontynuacji nie będzie. Wrogie niebo, czyli Spielberg jako producent - dopiero zaczynam, ale już widać, że bez rewelacji. Oczywiście jest świetna Gra o Tron, ale cholera czekanie tydzień na 50 minut to strasznie długo. A może Wy coś polecicie? Na razie z dużą przyjemnością odświeżam sobie pierwszy sezon Castle. A napisać postanowiłem o serialu, w którym gra facet, który przez jakiś czas też nieźle potrafił nas trzymać w napięciu. Kto pamięta 24 godziny z Sutherlandem? To czasy gdy po ten serial chodziło się do wypożyczalni video (a teraz dzieciaki nie wierzą, że coś takiego istniało). Teraz ten sam pan - choć już podtatusiały mocno, gra właśnie ojca w produkcji, która leci na Fox. Propozycji tak naprawdę z pogranicza kina familijnego, sensacji (a raczej wprowadzania jakieś akcji w każdym odcinku) i S-F (nie bójcie się to raczej pewne elementy "zagadkowości", a nie kosmici.
Bohater, czyli Martin Bohm (Kiefer Sutherland) sam wychowuje synka, który jest chory na autyzm. Jego żona zginęła w zamachu 11 września 2001 roku i to Martin musiał teraz zająć się synem Jackiem, rezygnując ze swojej kariery.  Ima się różnych prac i za wszelką cenę próbuje utrzymać prawo do opieki nad synem. Ale mimo tego ważnego wątku - próby budowania relacji między nimi, negocjacji z pracownikami opieki społecznej, udowadniania, że syn nie jest upośledzony i bez kontaktu z otoczeniem - to nie jest obyczaj. Od razu od pierwszego odcinka dowiadujemy się o nadprzeciętnych uzdolnieniach chłopca, on jest narratorem wprowadzającym w każdy odcinek. Nie mówi i kontaktuje się z otoczeniem jedynie na swój sposób (najczęściej liczby), ale to co próbuje przekazać światu jest bardzo istotne. Otóż chłopak wyczuwa w świecie "zaburzenia więzi", potrafi przewidzieć co się złego wydarzy i dostrzega też pewne możliwości jak tym wydarzeniom zapobiec.
Dorobiono do tego całą teorię - liczb, wzorów, matryc, dzięki którym świat może zmierzać do idealnej harmonii, a ludzie do szczęścia. Nie istnieje przypadek, świat nie jest chaosem, nie ma czegoś takiego jak traf, a jedynie matematyka i więzi, którym trzeba pomóc aby się harmonijnie ułożyły. W praktyce wygląda to tak, że każdy odcinek ropozczyna się od pokazania nam w różnych punktach świata kilku osób, a potem ojciec, prowadzony przez Jacka różnymi wskazówkami musi coś zrobić, z kimś się spotkać i jak za magicznym machnięciem różdżki wszystko się zaczyna układać - ludzie, którzy się nie znali, wzajemnie wpływają na swoje życie i w finale każdy z nich jest pełen szczęścia (choć był od niego daleko). Upraszczam oczywiście, choć trochę ten model jest powielany za każdym razem (do tego prowadzone są równolegle wątki walki o syna, który zostaje zabrany przez opiekę społeczną i wyjaśniania na czym polegają jego umiejętności). Mamy więc serial, który w każdym odcinku skupia naszą uwage na innej historii (zwykle wykorzystywane w kryminałach). Można oczywiście dyskutować na ile serial, w którym maczał palce Tom Kring (ten od Heroes) jest oryginalny, ciekawy (przecież nawet równolegle nadawany jest oparty na podobnym pomyśle Impersonalni) i czy warto go oglądać.
Ten pomysł - dość słodkie i uproszczone wykorzystanie choćby tego co pokazywał w swoich świetnych filmach Alejandro Gonzáleza Iñárritu - ma jednak w sobie coś co mnie ujęło (nie wiem na ile odcinków mi starczy tego uczucia). Chodzi o to co napisałem na początku - serial jest tak zrobiony, że spokojnie można go oglądać całą rodzinką (powiedzmy 10+), a w każdym odcinku przesłanie i finał jest jednoznaczne - dochodzi do przebaczania, pojednania, ludzie sobie wzajemnie pomagają, odnajdują się. Więzi, dojrzewanie i miłość... Czyż to nie wyjątkowe - takie rzeczy i wartości prawie zniknęły z naszych seriali. A czasem za takim prostym przesłaniem, bez dinozaurów, strzelaniny, kosmitów, pościgów po prostu się tęskni. Przynajmniej ja. "Zamykam oczy" na niekonsekwencje (np. czemu akurat pomaga tym 5 osobom, a nie innym?) i z przyjemnością oglądam współczesną bajkę o chłopcu, który może naprawiać świat.       

12 komentarzy:

  1. Słyszałam o tym serialu, ale właśnie przez tą "familijność" chyba sobie go daruję... Wolę s-f pełną gębą. Jak np. Battlestar Galactica, którego oglądam obecnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. słyszałem o nim dużo dobrego, muszę kiedyś się przekonać

      Usuń
    2. W serialach sf "Battlestar Galactica" jest na szczycie, a potem długo, długo nic. Koniecznie obejrzyj! Pożyczyć? ;)

      Usuń
  2. The Killing :) Zdecydowanie polecam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. amerykańską wersję duńskiego serialu? widziałem - niezłe! ale chyba nie ma jeszcze drugiego sezonu...

      Usuń
  3. obejrzałam pilot, ale jak dla mnie bardzo naciągany i bez sensu

    polecam "Fringe", fantastyczny serial, od czterech sezonów utrzymujący niezmiennie bardzo wysoki poziom

    OdpowiedzUsuń
  4. the Killing mnie nie porwał. A dzieci do których chodzę na korki z angielskiego nie wiedzą co to Discman ;)o walkmanie nie wspominając...

    OdpowiedzUsuń
  5. Sons of Anarchy koniecznie. Do nadrobienia 4 sezony, ale jakie. Serial bardzo dobry pod każdym względem, polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe parę razy trafiałem, ale trudno mi było się wciągnąć od połowy... muszę spróbować poszukać początku

      Usuń
    2. Nie pożałujesz, na iiTV.info są wszystkie odcinki

      Usuń