poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Albert Nobbs czyli podobno najlepszymi facetami są kobiety

W domciu porządki, troszkę trudniej znaleźć czas na porządki blogowe (cholera zaległości z listami obejrzanych filmów od stycznia, dziś przynajmniej spisałem książki - jak na 3 miesiące 25 przeczytanych to niezły wynik), ale dziś naleśniki posmażone, zjedzone, dzieci w łóżkach i dziś czytają sobie same, żona coś prasuje przed tv, więc chwila na oddech zanim oboje padniemy. A notka o filmie, który warto zobaczyć, choć jak słuchy chodzą chyba do kin w Polsce nie wejdzie. Warto go zobaczyć ze względu na rolę Glenn Close, która może nie wypada tutaj tak fenomenalnie jak Krystyna Feldman w Nikiforze, ale mimo wszystko ciekawie.
Sama historia może być rozpatrywana dwojako - po prostu obrazek z XIX wiecznej Irlandii, kontrastów między bogatymi i służbą, sytuacji biednych kobiet, które nie miały specjalnie szans na poprawę swoich warunków życia samotnie. I oto jedna z takich kobiet po dość traumatycznych przeżyciach postanawia "skryć się" przed światem w ubraniu i tożsamości mężczyzny i pracując jako kelner (zarabiając nieporównywalnie wiecej niż kobiety). Ale można napotkać też inne interpretacje - że to opowieść o kobietach, które wyprzedziły swoją epokę, bo odrzucają świat mężczyzn i postanawiają żyć razem pod jednym dachem. Trochę naciągane - ale rzeczywiście jest tu taki wątek - okazuje się, że nasza bohaterka nie jest jedyną kobietą, która prowadzi takie ukryte życie w ubraniu mężczyzny. Obserwując je nasz "Albert" sam zastanawia się nad takim rozwiązaniem i "ożenieniem się" z inną kobietą. Tyle, że moim zdaniem to rozwiązanie, które przyjęły kobiety i ich przyjaźń, bliskość wynikało nie jakby chcieli widzieć niektórzy z pociągu fizycznego, preferencji seksualnych, ale z potrzeby bezpieczeństwa, zrozumienia oraz ukrywania swej podwójnej tożsamości przed światem (tak łatwej uciszyć plotki).    
Albert Nobbs (Glenn Close) jest służącym idealnym, nie tylko uprzejmym, ale wręcz odgadującym życzenia gości, cichy, bez wad i nagannych skłonności (przypisywanych jak wiemy tylko mężczyznom), nieśmiały, uczynny, no po prostu chodzący ideał. Możemy sobie tylko wyobrażać jak samotne jest życie takiej kobiety, która 19 lat żyje tylko i wyłącznie swoją pracą i ciułaniem oszczędności. Na co? O czym marzy? Przecież samotnie będzie jej trudno zbudować szczęście, osiągnąć sukces. Tego cierpienia tu nie zobaczymy, ale jest dobrze pokazane kurczowe czepianie się nadziei, szansy na to by życie zmienić. Teraz tylko pozostaje przekonać do małżeństwa inną kobietę. 
Film ma klimat, ale daleko mu do innych dzieł pokazujących życie bogatych i służby w XIX wieku. Ot po prostu smutna historyjka obyczajowa, opowiedziana bez pośpiechu, z ciekawą rolą, ale jakoś mało poruszająca jako całość. Zbyt sentymentalnie, zbyt prosto i przewidywalnie. Ale do obejrzenia zachęcam!  

1 komentarz:

  1. Masz rację, ten film to po prostu historyjka obyczajowa. Sprawnie nakręcona, ale nie zmusza do głębszej refleksji, nie stawia pytań. Wolę bardziej wymagające kino. Niemniej podziękowania za seans.;)

    OdpowiedzUsuń