Poniedziałek to dzień na muzykę, ale dziś o filmie. Dlaczego? Bo odgrywa ona tu ważną rolę no i szczerze mówiąc jest chyba najlepszą częścią filmu. Porwanie się na próbę opowiedzenia o kultowym punkrockowym zespole KSU, prostych chłopakach z Bieszczad, najwyraźniej przerosło reżysera ale przede wszystkim scenarzystę. Już pal licho sztuczność, jednowymiarowość postaci o których on opowiada, ale zbudowanie całej fabuły wokół pewnego esbeka, który pracował nad ich sprawą, w dodatku czyniąc go w sumie niegroźnym facetem, dzięki któremu rozwinęła się kariera "Siczki" to jakieś kuriozum. Prawdę mówiąc nie rozumiem jak ów mógł w ogóle dać swoją twarz dla takiego gówna - sceny gdy bohater bo przymusowej służbie wojskowej i zgnojeniu go, dziękuje esbekowi, że niby tyle dobrych tekstów nigdy nie napisał, jest obrazą dla wszystkich tych, których władza wcielała w mundur na siłę. Niejeden chłopak popełnił samobójstwo po takim "prezencie", a był to sposób na radzenie sobie z buntowniczymi jednostkami - dostawali nie tylko od dowódców, ale i od kolegów z sali, prostych chłopaków, którzy nie przepadali za "innymi". Pacyfista, punk, kleryk, wegetarianin, student wyrzucony za brak pokory mieli przechlapane. A tu? Wzrusza się nad tym ramionami i funduje hasło "Wolność jest w nas".
Rozumiem, że z perspektywy czasu te kilka lat wykreślone z życiorysu to już nie jest taka tragedia jak dla młodego człowieka, ale przecież to nie Siczka to wszystko opowiada, nie on napisał scenariusz. Nie wiem nawet czy go czytał. Bo jeżeli tak, to trochę mu współczuję. Reszta składu zespołu jest trochę w tle, uwaga skupia się na nim, ale w sposób raczej negatywny - zapamiętuje się nie tyle próby, jego pasję do tworzenia, choć niewiele przecież potrafili, miłość do muzyki, ale jego kolejne zaliczane przez niego dziewczyny (w tym małoletnie), kompletny brak odpowiedzialności, ciągłe upijanie się i totalną beztroskę. Pieprzyć pracę, dom, obowiązki, ja chcę grać. I gdyby ktoś sensownie to opowiedział taka wersja młodzieńczego buntu też byłaby ciekawa, tu jednak to kompletna degrengolada, scenki nijak nie trzymające się kupy. W dodatku prawdziwego buntu tu nie ma, to wszystko jest jakieś wygładzone, tak jakby producenci na siłę postanowili że dzieło będzie do oglądania dla 12 latków.
Ten film ratuje tylko muzyka. O ile ktoś oczywiście pamięta KSU. Ale nawet z sentymentu lepiej filmu nie oglądać, bo nawet fanów jeżdżących na koncerty traktuje się tu jak bezmyślną, pijaną masę.
Zero psychologicznej podbudowy, zero czegoś wciągającego. na Filmwebie dałem chyba 5, ale tylko ze względy na muzykę. No i trochę żal mi się zrobiło młodych aktorów, którzy zostali w to wkręceni i stracili swoją szansę na pokazanie się w czymś sensownym.
Gładko, nudno, bez pomysłu. Nie warto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz