Przy każdej nowej książce Marka Krajewskiego, a przynajmniej tych pisanych w ramach cyklu (w tej chwili już nie Mock tylko Popielski i nie kryminały a bardziej powieści szpiegowsko-sensacyjne), sceptycy marudzą, że to już było. Ale ci którzy autora czytają od lat, wciąż mają frajdę i wypatrują tych historii, bo jednak trzymają pewien poziom, do którego innym pisarzom nie raz dość daleko. Jest tu miejsce i na detale, opisywanie jakichś ciekawych zdarzeń z przeszłości, ale i na intrygę.
Tym razem wydarzenia z roku 1938 przemieszane są mocno z latami 50 w PRL, gdy komuniści próbują rozwiązać pewną tajemnicę. Wojna na górze to zawsze szukanie haków, a czasem mogą one dotyczyć nie tyle bezpośredniego wroga, a ich ideologicznego patrona, kogoś kto jest dla tego środowiska ważny. I to stanowi klucz w "Słowie honoru".
Gra toczy się o Emila Haczko – fikcyjnego przedwojennego komunistę i
poetę, więźnia obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej i agenta
sowieckiego, który jesienią 1938 roku ma stać się osobą wokół której ma być budowany protest wobec sojuszu polsko-niemieckiego. Wokół niego zgromadzą się nawet siły, którym kompletnie nie po drodze, a polskie władze po pierwsze nie życzą sobie żadnych manifestacji, a po drugie wobec zagrożenia ze wschodu, są w stanie nawet dogadać się z Niemcami.
Trzeba więc w jakiś sposób ośmieszyć albo wyeliminować Haczkę, by nie mógł pojawić się na spotkaniu różnych środowisk by ich zjednoczyć. I tu pojawia się zadanie (oczywiście nie jawne) dla komisarza Popielskiego. Nie do końca wszystko idzie tak jak on sobie zaplanował, dlatego też nawet po wojnie trwają spory wokół postaci tego komunisty - czy był ideowcem sprawy, czy jednak dał się przekabacić sanacyjnym władzom. W sporze jaki pojawił się w partii po dojściu do władzy Gomółki, to może być kamyczek, który przechyli szalę wagi. Dlatego trzeba odnaleźć i wydobyć prawdę z człowieka, który wtedy "zajął się" sprawą Haczki. A był nim oczywiście Popielski.
Łyssy występuje więc w dwóch odsłonach: aktywnego, lwowskiego, mającego władzę i znajomości w polskim wywiadzie policjanta oraz mieszkającego we Wrocławiu człowieka w podeszłym wieku, który woli żeby już nikt nie interesował się jego przeszłością, bo chce jedynie spokoju.
Trudno tu mówić o aktywnym śledztwie, to raczej próba uniknięcia problemów jakie spadają mu na głowę oraz wyrzutów sumienia jakie ciążą na nim za czyny dokonane przed laty. Brakuje więc może trochę akcji, napięcia, natomiast portrety różnych postaci odmalowane jak zwykle po mistrzowsku. O ile oczywiście ktoś lubuje się w zanurzeniu się w moralny brud, brak zasad, egoizm, zdradę, chciwość, kłamstwa. Tak... Krajewski lubi malować takimi barwami.
Na pewno nie jest to moja ulubiona książka serii, ale czyta się dobrze. Spodoba się tym, którzy lubią zanurzyć się w powieści dotyczące przeszłości, z barwnymi opisami warunków życia, czy spraw jakimi żyją ludzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz