czwartek, 3 października 2024

Chińczycy trzymają nas mocno - Sylwia Czubkowska, czyli nowa kolonizacja

Dziennikarskie śledztwo kojarzymy zwykle z jakąś konkretną aferą, konkretnymi osobami. Sylwia Czubkowska zbiera jednak ileś takich tropów, przykładów kontrowersji z przynajmniej kilku krajów Europy Środkowej, po to by dokonać pewnej syntezy, spojrzenia z lotu ptaka.
O ile bowiem jedną aferę można by zwalić na jakieś osoby, firmy, wytłumaczyć chciwością czy zaniedbaniami, to jeżeli mamy wiele dowodów na to, że Chiny są coraz bardziej obecne w Europie, że traktują nas jako drogę do krajów Europy Zachodniej, trudno udawać że nic się nie dzieje.

Dlatego nie jest istotne jak ta książka jest napisana, czy trzyma w napięciu, czy nie zawiera jakichś drobnych błędów (nazwiska, jakieś detale). Jest ważna i warta przeczytania ze względu na sporą pracę autorki, by zebrać te wszystkie kropki i połączyć je w pewien obraz. Może kimś wstrząśnie, może skłoni do refleksji, do bardziej ostrożnego podejścia do urządzeń elektronicznych z tego kraju, a może ktoś jedynie wzruszy ramionami i powie: nie mamy na to wpływu. 
A może jednak? W końcu społeczeństwo nie tylko wybiera polityków, ale i ma różne formy kontroli lub wywierania presji na to jeżeli widzi się, że jakieś państwo próbuje nas od siebie uzależnić, kusi jakimiś korzyściami, a potem okazują się one złudne.

Trudno pisać recenzję, bo trzeba by przejść przez wszystkie rozdziały po kolei i o każdym obszarze poruszonym przez Czubkowską napisać choć parę zdań. Podejmując dyskusję, zgadzając się z jej stwierdzeniami lub też żądając kolejnych dowodów. Bo nie zawsze wszystko jest tu klarownie wyłożone na tacy, czasem to jedynie sugestie, jakieś podejrzenia, pojedyncze zdarzenia, jeszcze nie fakty, jeszcze nie dowody dające pewność. Choć udaje się pokazać pewne powiązania - pomiędzy władzami partii, bankami chińskimi, które udzielają ogromnych kredytów wskazanym przez partię firmom i biznesmenom, możemy jedynie się domyślać w tym długofalowej strategii zdobywania wpływów poprzez ekonomię.
Odbywać się to może przez zdobywanie umysłów i serc społeczeństw, poprzez e-handel tanimi produktami, cenową atrakcyjną elektronikę, aplikacje na których zarabia się miliardy, a czasem poprzez inwestycje na poziomie regionalnym, interesy z politykami. Chiny poprzez swoje firmy chętnie budują drogi, inwestują w energetykę, w nowe technologie, ale choć niebyt bogate kraje cieszą się z tego, że realizowane jest coś u nich taniej niż gdyby to robili np. Amerykanie, nie odbywa się to przecież charytatywnie i nie zawsze jest tak słodko jak to na początku wygląda. Prezenty, przekonywanie na różne sposoby decydentów również wcale nie stanowią pieśni przeszłości, mimo prób wprowadzania procedur i regulacji.

 

Do tego Czubkowska dokłada choćby bezpieczeństwo informacji, pokazując sygnały służb bezpieczeństwa i naukowców sugerujących, że w oprogramowaniu chińskim dużo częściej znajdują furtki, które mogą służyć do wycieku danych. Obywatel może i machnąć sobie na to zagrożenie ręką, ale jeżeli taki sprzęt mają w swoich domach i w pracy również przedstawiciele urzędów, służb, decydenci, powinniśmy o tym trochę pomyśleć.
Mało Wam? Jest tu tego więcej!
Od przykładów cenzurowania niekorzystnych dla władz chińskich informacji (nie u siebie, u nas!), rozwijania sposobów na budowanie własnej narracji (choćby w tak wydawałoby się nieinwazyjny i przyjazny sposób jak funkcjonowanie Instytutów Konfucjusza), nacisków, wycofywania umów i funduszy, przez ignorowanie istniejących u nas norm np. dotyczących zanieczyszczenia. Do czytelnika należy ocena czy autorka nie przesadza, czy to nie jest kolejna teoria spiskowa - w mojej ocenie, nawet jeżeli czasem argumenty się powtarzają, jeżeli to jest chaotyczne i nie zawsze dobrze obudowane dowodami, to i tak: coś w tym jest. Jaki jest cel Chin ktoś zapyta? Bardzo prosty - status supermocarstwa nr 1, zainwestowali dużo w skok cywilizacyjny, w budowanie potęgi technologicznej, ale to wszystko dla nich mało.  

Jeżeli dotąd wydawało się Wam, że to tylko kraje Afryki, idą na taką współpracę i za pół darmo oddają Chinom np. wielkie obszary pod budowę farm słonecznych, to przekonajcie się, że od jakiegoś czasu i u nas można znaleźć coraz więcej takich sytuacji. Naiwnością byłoby nie zadawanie sobie pytania: co stoi za tym, że ktoś coś chce nam tanio dać, jaka jest tego jakość, jakie zabezpieczenia. Ale często sobie niestety tych pytań nie zadajemy. A może warto. 

Jeden z rozmówców Sylwii Czubkowskiej, czeski senator Marek Hilšer cytuje tybetańskiego polityka: „Pierwszą inwestycją Chin w Tybecie były drogi. I Tybet się z tego cieszył. Do czasu, gdy zdano sobie sprawę, że drogi przydadzą się także do inwazji”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz