poniedziałek, 11 listopada 2019

Becoming. Moja historia - Michelle Obama, czyli odtrutka na rzeczywistość jaka mnie otacza

Skusiła mnie okładka – uśmiechnięta czarnoskóra Pierwsza Dama Ameryki. I to uśmiechnięta szczerze. Dobrze, że sięgnęłam po tę pozycję. To odtrutka na to co się dzieje ostatnio w polityce już nawet nie tylko w naszym kraju, ale co zaczyna się dziać w innych rejonach świata – sztuczne podziały społeczeństw, brak tolerancji dla innej religii, innego koloru skóry, innej tożsamości, innej orientacji seksualnej, innego pojmowania świata. I nagle odkrywasz, że gdzieś tam, w dalekiej Ameryce znalazła się kobieta, która ma inny kolor skóry, jest lepiej wykształcona od Ciebie, dużo młodsza, przeszła inną drogę życiową, jest innej wiary… a jednak świat widzi podobnie jak ty. Balsam na duszę i dużo pozytywnej energii.


Nie było jej łatwo, ale z tego trudu nie zrobiła sztandaru. Cała rodzina uczciwą pracą dążyła do poprawy swojej sytuacji. W nauce i wykształceniu widziano szansę na sukces. Wychowała się w kulcie pracy, szacunku dla drugiego człowieka. Czy popełniała błędy? Popełniała. A potem starała się je naprawiać i czerpać z nich naukę. Czy doświadczała rasizmu? Doświadczała. Ale i z tego nie robiła sztandaru. Swoim postępowaniem usiłowała zmienić otoczenie, pokazać, że można inaczej.

Michelle Obama z domu Robinson, urodzona w nienajlepszej dzielnicy Chicago, prawniczka po Harwardzie, prawnuczka niewolnika, córka pracownika wodociągów miejskich i sekretarki, siostra Craiga - koszykarza, matka Malli An i Natashy, żona 44 prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy… prowadzi nas przez swoje życie pokazując kto i co kształtowało ją jako mądrą, silną i dojrzałą kobietę. Pracowitość, zaangażowanie w to co się robi, ciągła nauka, pomoc i działalność na rzecz innych – to cechy Michelle Obamy, a właściwie to cechy zarówno jej jak i jej męża – Baracka. Wspomagali się, wspierali, wspólnie osiągnęli sukces i wspólnie doszli do Białego Domu. Opisuje swój udział w kampanii prezydenckiej, zmęczenie jakie towarzyszyło jej codziennie, gdy musiała godzić spotkania z wyborcami z rolą matki małych dzieci, radość z wygranej i strach przed nieznanym. Opisuje pobyt w Białym Domu, popełnione gafy podczas spotkań z przywódcami innych państw, bo częściej brały w niej górę spontaniczność i emocje odsuwające na bok protokół dyplomatyczny. Przeciwników miała w bród, każde jej potknięcia można było zobaczyć w telewizji, wyolbrzymione, nieraz zakłamane (skąd my to znamy). Nauczyła się z tym żyć. Nie zrobiło to z niej jędzy, nie odpłacała tym samym. Nie zamknęło w czterech ścianach, na równi z mężem uczestniczyła w życiu politycznym.

Dobrze, że była Pierwszą Damą.

Dobrze, że jest dalej sobą; piękną, mądrą, czarnoskórą kobietą.

Polecam.

MaGa

Ps. Tej historii wysłuchałam na audiobooku. Czytała Agata Kulesza – polecam właśnie w tym wykonaniu! Coś pięknego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz