sobota, 10 września 2016

How big, how blue, how beautiful - Florence nad the machine, czyli a przy okazji o Kulturze na widoku


Stwierdzam ostatnimi laty, że rzeczywiście chyba coraz mniej mnie pasjonują nowości muzyczne, nie jestem z nimi za bieżąco i nawet nie bardzo mnie kręci poszukiwanie nowych rzeczy. Grają fajnie? No i dobrze, ale nie podniecam się, by od raz zostawać fanem - tu wierny jestem jestem jedynie dinozaurom, których płyty kupuję od lat, choćby zniżali poziom. Kiedyś sypało się nazwiskami, tytułami, a teraz przy nowych kapelach od czasu do czasu ledwie uda się zapamiętać nazwę. Ciekawe jaki będzie kolejny etap demencji/zmiany w upodobaniach muzycznych.
Ale wiecie co? Są takie kapele, które kojarzę i nawet ze zdumieniem odkrywam, że są dość młode (z mojego punktu widzenia co to jest 6-7 lat), bo wydawało mi się, że grają od wieków. Chodzi o Florence the machine. Jest dobra okazja, by wrócić sobie do jednej z ich płyt (dziś leciała w kółko chyba 4 razy i to w wersji deluxe, z 16 utworami. Jaka to okazja? Rusza kolejna edycja projektu Kultura na widoku. Wiecie, że lubię takie akcje i żałuję tylko, że bardzo często ograniczają się do dużych miast. W tym roku jednak możecie spokojnie korzystać też ze strony, gdzie znajdziecie podobne promocje. Niby można by dyskutować, że niewiele tu książek i filmów, które byłyby nowe i udostępnione za darmo, ale na szczęście z muzyką już jest lepiej. Zerknijcie na ich strony albo szukajcie instalacji z logiem legalna kultura!
I zapuśćcie sobie ten krążek. Naprawdę fajna dawka energii.


Emocjonalny wokal Florence, fajna wrażliwość w tekstach, wpadające w ucho melodie i na tym krążku dodajcie do tego rockowego pazura. No nie takiego bardzo ostrego, ale w porównaniu z poprzednimi krążkami na pewno jest bardziej gitarowo i elektroniki, czy ballad jest mniej. Dominują kawałki z wykopem (trochę przypominające Cranberries), jak rozpoczynający płytę "Ship to Wreck". No i gdzieś w tle pojawiają się ukochane dęciaki (mało!). Niby muzycznie nic nowego, ale jak przyjemnie się tego słucha (może dlatego mi się to tak spodobało?). Fani (a raczej fanki z wiankami na głowie) zespołu pewnie będą tęsknić za bardziej intymnymi klimatami, ale ja właśnie takie wydanie Florence and the machine polubiłem.
Co ja będę gadał, niech zabrzmi muzyka!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz