Wydawca reklamuje „Gniazdo” jako powieść napisaną z wrażliwością godną Alice Munro i humorem przypominającym najlepsze filmy Woody'ego Allena. I choć jest w tym trochę przesady, to pewnie można by znaleźć sporo podobieństw, szczególnie w opisie bohaterów. Cynthia D'Aprix Sweeney pokazuje ich normalność, zwyczajne lęki, marzenia, ale i nie szczędzi ironii, nie idealizuje, co sprawia, że chwilami wydają się dość zabawni w swoich aspiracjach i kłopotach w jakie wpadają. Ale cóż – to w końcu Nowy York, a tu wszystko wydaje się inne.
Ktoś zapyta: cóż nas mogą obchodzić problemy nowojorczyków? Ale przecież jeżeli kogoś dopadną problemy, to przeżywa je podobnie, niezależnie jak wcześniej żył. Melody z coraz większym trudem spłaca kredyt hipoteczny i martwi się o to by posłać córki na studia. Jack w tajemnicy przed życiowym partnerem zadłuża się po uszy, by ratować swój sklep z antykami. Bea od lat próbuje pisać powieść, która ma zapewnić dziewczynie uznanie i pieniądze, ale nie potrafi jej skończyć. Wszyscy liczyli na to, że ich kłopoty znikną, gdy zostaną wreszcie obdarowani sporą sumą pieniędzy funduszu, który założył kiedyś ich ojciec. Czekali. I jak to zwykle bywa, się nie doczekali.
Kto raz wdrapał się na szczyt, zasmakował sukcesu, lepszego życia, nie będzie mu łatwo z tego wszystkiego zrezygnować. W takiej właśnie sytuacji autorka stawia swoich bohaterów. Każde z nich pewnie poratowało by swojego brata Leo, który wpadł w kłopoty, ale czemu ma się to odbywać kosztem pieniędzy, które miały być do podziału dla nich wszystkich? Decyzja zapadła jednak za ich plecami. Rozpoczyna się więc dość cykl dość dziwacznych podchodów i nacisków na czwarte z rodzeństwa, by jak najszybciej ich spłacił. Inaczej ich życie po prostu się zawali, a marzenia jakie mieli, legną w ruinie.
Ktoś zapyta: cóż nas mogą obchodzić problemy nowojorczyków? Ale przecież jeżeli kogoś dopadną problemy, to przeżywa je podobnie, niezależnie jak wcześniej żył. Melody z coraz większym trudem spłaca kredyt hipoteczny i martwi się o to by posłać córki na studia. Jack w tajemnicy przed życiowym partnerem zadłuża się po uszy, by ratować swój sklep z antykami. Bea od lat próbuje pisać powieść, która ma zapewnić dziewczynie uznanie i pieniądze, ale nie potrafi jej skończyć. Wszyscy liczyli na to, że ich kłopoty znikną, gdy zostaną wreszcie obdarowani sporą sumą pieniędzy funduszu, który założył kiedyś ich ojciec. Czekali. I jak to zwykle bywa, się nie doczekali.
Kto raz wdrapał się na szczyt, zasmakował sukcesu, lepszego życia, nie będzie mu łatwo z tego wszystkiego zrezygnować. W takiej właśnie sytuacji autorka stawia swoich bohaterów. Każde z nich pewnie poratowało by swojego brata Leo, który wpadł w kłopoty, ale czemu ma się to odbywać kosztem pieniędzy, które miały być do podziału dla nich wszystkich? Decyzja zapadła jednak za ich plecami. Rozpoczyna się więc dość cykl dość dziwacznych podchodów i nacisków na czwarte z rodzeństwa, by jak najszybciej ich spłacił. Inaczej ich życie po prostu się zawali, a marzenia jakie mieli, legną w ruinie.
Chwilami zabawne, choć częściej gorzkie. Nie mniej, dla mnie ciekawe. Przede wszystkim jako portrety nowojorczyków. Jak się im żyje po zamachach z 11
września, po kryzysie finansowym, który tak mocno dotknął wielu
Amerykanów? Po drugie, również jako obraz ciekawych relacji rodzinnych, gdzie więcej jest gry i pozorów, narzucanych sobie kontaktów, niż prawdziwej bliskości. Skupieni na sobie, swoich ambicjach, pragnieniach, zamartwianiu się o jutro, tracąc radość życia i nadzieję, stajemy się coraz bardziej nieszczęśliwi i samotni. Dopiero przyciśnięcie do muru może skłonić bohaterów do jakichś zmian na lepsze. Czy nieszczęście i kryzys są konieczne, by się otrząsnąć? Cholera, a niektórych nawet to nic nie nauczy...
Ciekawie będzie tę historię potem zobaczyć na ekranie, bo materiałem już zainteresowała się m.in. współtwórczyni serialowego hitu „Sześć stóp pod ziemią”, wykupując prawa do ekranizacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz