poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Triumf owiec - Leonie Swann, czyli nie takie one wcale głupie

Przeszedłem na stary, klasyczny szablon i natychmiast spadła ilość odwiedzin o 75%. No ja nie mogę. Jak tak dalej pójdzie znowu będę musiał kombinować z tzw. nowoczesnym wyglądem.
Na razie zaległości - notka o absolutnym klasyku filmowym, czyli Kalifornia.
A dziś owce! Pamięta ktoś książkę, która zapoczątkowała ich fenomen? Pisałem o niej tu.

Wszystkie nasze pokręcone bohaterki (i bohaterowie, bo w końcu w każdym stadzie statystycznie musi być kilku(-a) baranów) powracają i znowu będą musiały zmierzyć się z tajemnicą! O tak. Jeżeli jeszcze nie zetknąłeś się z ich bardzo prostym, a zarazem bardzo pokrętnym tokiem myślenia, musisz koniecznie to nadrobić. W rozwiązaniu zagadki będzie prowadzić Cię intuicja Panny Maple, ale tu prawie każda postać wnosi coś ze swojej osobowości do fabuły. Jedne są tchórzliwe, niektóre fascynują przepaści, inne znowu myślą tylko o jedzeniu albo mogą służyć stadu wyborną pamięcią. Wspólnie stanowią naprawdę chyba najbardziej zadziwiające "ciało" detektywistyczne w historii.


Tym razem akcja przeniesiona jest z zielonych łąk Irlandii do zaśnieżonej Francji. Córka pasterza George'a, który został zginął w poprzednim tomie, zaopiekowała się stadkiem i wypełniając wolę ojca, przywiozła je na kontynent. Zamiast zwiedzania słonecznych dolinek i wzgórz, podgryzania jabłoni i kosztowania różnych egzotycznych dla nich smakołyków, na razie owce utknęły na zimowym pastwisku. Dookoła lasy, jakiś zamek, w którymś niegdyś był szpital wariatów - nic więc dziwnego, że atmosfera nie do końca naszym bohaterkom odpowiada. Co jednak zrobić - Rebeka nie jest idealną pasterką, choć bardzo się stara.

Jakoś mam wrażenie, że dużo więcej tu postaci ludzkich niż w poprzednim tomie, trochę więcej humoru, wynikającego z obserwacji ludzkich zachowań i ich postrzegania przez owce. Jest matka Rebeki, która mieszka razem z nią w przyczepie, są mieszkańcy zamku, jest policjant, są jacyś dziwni ludzie kręcący się po okolicy. A w tym wszystkim owce. I szalone kozy (bądźmy delikatni i nie podkreślajmy, że zdaniem owiec również śmierdzące). I tajemniczy potwór Garou, który grasuje w okolicy i morduje zwierzęta.
Nie wiem czy wszystkim podejdzie ten styl - chaotyczny, chwilami groteskowy. Tu więcej frajdy sprawia obserwowanie świata z punktu widzenia owiec, jak sama zagadkowa fabuła. Dialogi, różne szalone pomysły i bardzo przewrotne interpretacje faktów - to wszystko sprawiało, że miałem naprawdę niezły ubaw.

Na pewno lektura zaskakująca, inna. Czy rzeczywiście dużo w niej filozofii, jak czasem się o niej mówi? Moim zdaniem nie, to raczej czysta rozrywka, żartobliwe spojrzenie na ludzkie (i zwierzęce) charaktery i relacje.

2 komentarze:

  1. Mam "Sprawiedliwość owiec" jeszcze nie czytaną...
    Czyli w tamtej skórze blog był bardziej widoczny?
    Ale czy również miałeś komentarze. Ja tam zaglądałam czasem, ale muszę przyznać, że jako tradycjonalistka wolę tradycyjny wygląd bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 3-4 razy więcej. I o dziwo komentarzy też sporo. Ale ja też stęskniłem się za klasyką, gdzie nic nie jest tak pochowane

      Usuń