czwartek, 9 kwietnia 2015

Agata na tropie, czyli czytam z córą

Minął już czas gdy to głównie ja wybierałem w księgarniach tytuły i potem czytałem córkom co wieczór, sam rozkoszując się np. tekstami dr Seussa w tłumaczeniu Barańczaka i odlotowymi ilustracjami. Córki porosły i coraz mniej okazji do wspólnego czytania, same też chcą decydować o tym co i w jakiej kolejności. Czasem mi tęskno za tamtym czasem i choć mam więcej czasu na własne lektury wieczorami, ostatnio próbujemy jakoś wrócić do dawnej tradycji. 
Oczywiście jest inaczej - inne lektury i trochę inna motywacja. Młodsza córka nieszczególnie rwie się do książek, więc zwyczaj czytania wieczornego - ja stronę, ty stronę i wszystko na głos - pomaga nam po prostu trochę w przełamaniu jej niechęci, rozbudzaniu ciekawości. Czasem przerabiamy w ten sposób lektury, ale częściej jednak rzeczy łatwiejsze, przygodowe, takie od których trudno się oderwać. I obok Kronik Archeo (o których wkrótce napiszę) ostatnimi czasy spodobały nam się również książeczki z serii wydawnictwa Wilga - Agata na tropie.
Dzieciaki uwielbiają zagadki, a ta seria to właśnie trochę zabawa w detektywów. Nie tylko opowiada o przychodach dwójki fantastycznych dzieciaków, które rozwiązują nawet najtrudniejsze sprawy kryminalne, ale pozwala samemu trochę pobawić się w typowanie sprawców - nawet na końcu mamy, oprócz mapy świata z zaznaczeniem miejsca akcji, specjalne miejsce na sporządzanie swoich notatek.
Każdy tomik to oddzielna sprawa i choć seria jest ze sobą połączona, to wszystkie książki można czytać niezależnie. W każdej z nich bohaterowie podróżują w inne miejsce świata i tam, wśród plenerów i ciekawostek z danego regionu, muszą wyjaśnić jakąś sprawę. Zwykle  te zlecenia otrzymuje jako zadanie domowe trochę zwariowany i roztargniony nastolatek Larry, uczący się w szkole dla detektywów, ale sam chyba za żadne skarby by sobie nie poradził i zawsze prosi o pomoc swą kuzynkę Agatę - choć młodszą od niego, ale dużo bardziej inteligentną, uporządkowaną i błyskotliwą. W podróżach zwykle towarzyszy im jeszcze kamerdyner (były bokser), kot Watson, który też nieraz posuwa sprawy do przodu włażąc gdzie nie trzeba i jakiś członek ich rodziny rozrzuconej po całym świecie. Finderowie są wszędzie i chętnie pomagają dzieciakom w rozwiązywaniu zagadek.

Przeczytaliśmy na razie dwa tomy wydane w lutym, czyli Kradzież nad Niagarą (Kanada) i Miecz króla Szkocji (zamek Dunnottar). Na dniach ukazują się dwa kolejne, seria więc zapowiada się naprawdę interesująco. Ot takie zabawne połączenie ciekawostek geograficznych, historycznych, z zagadką kryminalną i przygodami nastolatków, którzy choć przecież tak młodzi, są traktowani przez dorosłych bardzo poważnie. Wszystkie dzieci by tak chciały. Że niby wystarczy założyć kapelusz, płaszcz i proszę jaki ze mnie detektyw :) 

Seria przeznaczona jest dla dzieciaków 7+, ale chyba dla tych poniżej 10 najczęściej będą jeszcze czytali rodzice. Nie to żeby młodsze nie dały rady - litery są duże, rysunki urozmaicają lekturę, ale chwilami język używany w tekście może być po prostu trochę niezrozumiały. Sporo tu nowinek technologicznych, ale to chyba dla młodszych pokoleń chyba rzecz bardziej normalna niż dla mnie. 
Dla mojej córy, która ma lat 12 (tak jak główna bohaterka) może nawet to było zbyt cienkie - starczało nam na dwa, trzy wieczory, ale bawiła się przy tym nieźle i dopytuje o dalsze tomiki z serii. W odróżnieniu od lektur ze szkoły, które najczęściej wydają jej się męczarnią (język, opisy) tu czerpie czystą frajdę. 
Polecane nie tylko dla dziewczyn!

2 komentarze: