Zwykle wybieram jako temat notki płyty, które w jakiś sposób są dla mnie ważne, poruszające, są odkryciem. Ten krążek mnie raczej nie powalił, ale może dlatego że nie jestem wielkim znawcą jazzu, może muszę się wsłuchać. Ale i tak uznałem, że warto o nim wspomnieć. Dlaczego? Nie często przecież zdarza się, żeby polska płyta otrzymywała największą nagrodę muzyczną na świecie. Grammy (kategoria najlepszy album dużego zespołu jazzowego) miesiąc temu trafił właśnie do rąk pianisty i kompozytora Włodka Pawlika.
Album, który nagrał wraz z trębaczem Randy'm Breckerem i Orkiestrą Filharmonii Kaliskiej jest nie tylko wydarzeniem muzycznym, ale też świetnym przykładem na promocję naszego kraju i mecenat sztuki. Sześć kompozycji powstało bowiem na zamówienie Miasta Kalisza w związku z obchodami 1850-lecia jego powstania.Może i jazz jest trochę niszowy, ale pomyślcie tylko jak dumni teraz muszą być wszyscy ci, którzy przyczynili się do powstania płyty.
Album, który nagrał wraz z trębaczem Randy'm Breckerem i Orkiestrą Filharmonii Kaliskiej jest nie tylko wydarzeniem muzycznym, ale też świetnym przykładem na promocję naszego kraju i mecenat sztuki. Sześć kompozycji powstało bowiem na zamówienie Miasta Kalisza w związku z obchodami 1850-lecia jego powstania.Może i jazz jest trochę niszowy, ale pomyślcie tylko jak dumni teraz muszą być wszyscy ci, którzy przyczynili się do powstania płyty.
Muzyka w którą trzeba się wsłuchać. Każda kompozycja to ponad 10 minut nastrojowych dźwięków. Improwizacje jazzowe pojedynczych muzyków (genialna trąbka i Breckera i trio, w którym na pierwszy plan wychodzi fortepian Pawlika) w ciekawy sposób połączone są z instrumentarium orkiestry symfonicznej. Dzięki temu nawet w bardziej energetycznych fragmentach jest jakaś elegancja, mimo rozmachu tych aranżacji nie przestają mieć w sobie lekkości...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz