Gdy ukazał się "Mój big bit" gdzieniegdzie pojawiły się głosy, że to chyba tak okazjonalnie, wydawnictwo w 20 rocznicę śmierci Ady Rusowicz, czyli wokalistki Niebiesko-Czarnych, jej córka wypuszcza płytę w połowie zapełnionej coverami i utrzymanej w klimacie lat 60-70-tych. Tak przecież się teraz nie gra, nie śpiewa, a już na pewno trudno podbić takim oldschoolowym brzmieniem serca słuchaczy. Tymczasem okazało się, że po płytę sięgnęło nie tylko pokolenie rodziców, ale i bardzo wielu młodych ludzi, a krążek zgarnął sporo nagród i przychylnych recenzji.
Moim
zdaniem zasłużenie! Brawa należą się za kompozycje, za kapitalny wokal,
ale i dla całego zespołu i producentów za aranżacje i cały kształt
albumu. To album świetnie brzmiący, dopracowany, spójny w każdym detalu,
bawiący melodiami i cieszący smaczkami takimi jak brzmienie organów
Hammonda, charakterystyczne gitary. Gdy puszczam te nagrania znajomym,
wszyscy stawiają, że to oryginalna płyta gdzieś z lat 70-tych i nóżka im
się kiwa. A tu zdziwienie - bez ściemy, bez wydziwiania i zbędnej
elektroniki, okazuje się że w miarę młody zespół może grać w ten sposób z
miłości do tamtej muzy, w przekonaniu że wciąż warto tak grać. Konia z
rzędem temu kto nie znając dokładnie nagrań oryginalnych wskaże, które z
tej płyty są napisane współcześnie.
Rock'n'roll, szkoda tylko, że może nie dodano trochę ostrości tej muzie, chwilami przydało by się usłyszeć jakąś ostrzejszą solówkę. A tak jest rockowo, ale bardziej słodko, prywatkowo (albo Sylwestrowo!). Aż się chce zapuścić poszukać w sieci (bo nie mam w kolekcji domowej) jakichś Animalsów, albo spytać przy czym bawili się moi rodzice :)
Rock'n'roll, szkoda tylko, że może nie dodano trochę ostrości tej muzie, chwilami przydało by się usłyszeć jakąś ostrzejszą solówkę. A tak jest rockowo, ale bardziej słodko, prywatkowo (albo Sylwestrowo!). Aż się chce zapuścić poszukać w sieci (bo nie mam w kolekcji domowej) jakichś Animalsów, albo spytać przy czym bawili się moi rodzice :)
Świetne
melodie, energetyczne, kapitalnie rozbudowane instrumentalnie aranżacje
i chyba tylko do troszkę infantylnych tekstów (szczególnie tych z
repertuaru Niebiesko-Czarnych) można by się przyczepić. Ale i one pasują
tu jak ulał.
No i ten głos.
No i ten głos.
Tym
razem nie wskażę jednego ulubionego numeru - cała płyta jest doskonała!
Niestety klipy znalazłem głównie w wersjach live, ale namawiam Was
byście sprawdzili tę płytę, bo warto.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńoch, uwielbiam tę płytę! Słuchałam jej na okrągło, dwa lata temu, jak wyszła! A ostatnio pisałam u nas na blogu o drugiej płycie Ani Rusowicz http://apetyt-na-ksiazki.blogspot.com/2013/12/z-jeszcze-innej-beczki-muzykovelove.html .. jestem wielką jej fanką, uważam, że to jedna z lepszych polskich wokalistek!
OdpowiedzUsuńno to czytam u Ciebie, że druga jeszcze ciekawsza. Kurcze a ja już spłukany przez te prezenty. A może po prostu Mikołaj przyniesie? Halo Mikołaju!
Usuńostatnio wpisujesz się postami w moje nastroje-najpierw serial 2XL, a teraz Ania :) Właśnie połknęłam bakcyla na nią i cieszę się, bo koncert zapowiada we Wro na 17.01. :))))
OdpowiedzUsuńno proszę jak miło, a koncertu zazdroszczę! Widziałem ją ale tylko w jednym numerze na Pannach Wyklętych i rzeczywiście głos na żywo równie niesamowity jak i na płycie (to żadna ściema)...
Usuń