Zanim kolejne subiektywne podsumowania tego roku, jeszcze kilka notek, bo rzeczy przeczytane albo obejrzane dawno temu, a nie było kiedy o nich napisać. Jedną z nich jest kryminał Jakuba Szamałka. Kryminał nietypowy, bo jako tło ma antyczną Grecję. Co prawda to nie on pierwszy sięga po taki pomysł (nawet Agatha Christie napisała kiedyś coś osadzonego w Egipcie), ale zawsze to jakaś odmiana od tego co czytamy na co dzień, prawda? Generalnie niełatwe zadanie - czy skupić się na odtworzeniu realiów życia, scenerii, jak sprawić by bohaterowie byli ciekawi, by fabuła była wciągająca.
Szamałek stworzył książkę, która czyta się bardzo lekko, nie przeładowaną informacjami historycznymi, położył mocny nacisk na to by wciąż coś się działo. Ale nie ukrywam, że "Kiedy Atena odwraca wzrok" jednocześnie pozostawia trochę niedosytu.
Kilka słów na temat fabuły. Leochares - bohater książki, spełnia w Atenach rolę kogoś w rodzaju szefa służby bezpieczeństwa. Niby nieoficjalnie, bo takiego stanowiska nie ma, ale ma zaufanie Peryklesa, który rządzi miastem i pewne możliwości by spełniać różne poufne zadania dotyczące interesów swoich mocodawców. Akcja rozgrywa się w 430 roku p.n.e. gdy wojna już mocno dała się we znaki, a Leochares ma mocne dowody na to iż szpiedzy Sparty kombinują aby uderzyć na Ateńczyków od środka. I to jest główne zadanie dla naszego bohatera, które stanowi oś akcji. Ciekawi jesteście na ile "dochodzenie" w czasach antycznych różni się od tego co znamy z naszych kryminałów? Ano sprawdźcie sami.
Dla mnie, podobnie jak i w książkach o Sędzim Dee z Cesarstwa Chin, to nawet nie sama akcja jest najciekawsza, nie rozwiązania zagadki, ale klimat w jakim zostało to napisane, wierność realiom, albo przynajmniej sprawienie żeby czytelnik uznał je prawdziwe. I muszę przyznać, że Szamałkowi (w końcu z wykształcenia archeolog) się udało. Realia życia w mieście, rozrywki, sprawy społeczne, to wszystko jest opisane żywo i fajnie wplecione w akcję. Na pewno jest to ciekawsze niż nudne opisy z podręcznika do historii, a i mam wrażenie, że idzie trochę w kierunku zaprzeczenia idealizacji wartości i zdobyczy, które zwykle przypisujemy Atenom (sztuka, demokracja, równość, bogactwo)...
Trochę jedynie może czasem zgrzytały mi dialogi - przy stosowaniu w opisach nazewnictwa z tamtych czasów (czasem przydawał się słowniczek), rozmowy czasem za bardzo przypominały mi dosadne dialogi spod bloku na jakimś osiedlu. Nie oczekuję żeby stosować stylizację i język poetycki, ale warto by przynajmniej nie używać słów, które raczej wtedy nie były używane (nawet tłumacząc można znaleźć inne określenie, mniej współczesne). Przez ten zabieg udało się stworzyć świetne czytadło, ale przez to (podobnie jak przez niezniszczalność bohatera) trochę odbiera się uroku tej książce, sprawiając, że nie stanie się niczym więcej.
Trochę jedynie może czasem zgrzytały mi dialogi - przy stosowaniu w opisach nazewnictwa z tamtych czasów (czasem przydawał się słowniczek), rozmowy czasem za bardzo przypominały mi dosadne dialogi spod bloku na jakimś osiedlu. Nie oczekuję żeby stosować stylizację i język poetycki, ale warto by przynajmniej nie używać słów, które raczej wtedy nie były używane (nawet tłumacząc można znaleźć inne określenie, mniej współczesne). Przez ten zabieg udało się stworzyć świetne czytadło, ale przez to (podobnie jak przez niezniszczalność bohatera) trochę odbiera się uroku tej książce, sprawiając, że nie stanie się niczym więcej.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCzytałam "Morze Niegościnne" tego autora. Pomimo właśnie tej starożytności, której nie cierpię nawet mi się podobało. Wydaje mi się, że Szamałek stworzył coś oryginalnego. Coś czego do tej pory nie było i udało mu się przyciągnąć uwagę ;) Może skusze się na pierwszy tom z Leocharesem w roli głównej ;)
OdpowiedzUsuńno to ja dopisuję do listy do przeczytania Morze niegościnne... dzięki!
OdpowiedzUsuńNa MFK we Wrocławiu w tamtym roku pan Jakub odpowiadał właśnie na zarzuty dotyczące tych przekleństw, które brzmiały bardzo współcześnie. I moim zdaniem wybrnął znakomicie mówiąc coś w stylu, że nie chciał się bawić w żadne chędożenie, żadne kuśki i tym podobne, bo przecież książka miała być żywa, a on po prostu użył słów wulgarnych, które istniały przecież w tamtym okresie, ale dał im brzmienie dzisiejsze. Tak mniej więcej to sobie zapamiętałem. A "Kiedy Atena..." wywarła na mnie pozytywne wrażenie.
OdpowiedzUsuńno niby rozumiem, ale jednak niektóre brzmiały mi w tym kontekście zbyt groteskowo
Usuń