Na początek mała zaległość: notka o filmie Nieznośna lekkość bytu.
I pozostając w tematach filmowych coś zupełnie z innej bajki. Pomysłowych filmów sci-fi mamy ostatnio niestety dużo mniej niż tych widowiskowych (a które są podobne do siebie i zostają zapomniane zaraz po wyjściu z kina). Gdy więc pojawi się szansa na jakiś fajny (nawet jeżeli jest wtórny) scenariusz, to warto go sprawdzić. Tym razem jednak cieszę się, że nie wybrałem się do kina, bo jednak wolę kasę wydawać na rzeczy sensowniejsze. Pętla czasu, mimo potencjału jednak rozczarowuje.
Sam pomysł, czyli zbudowanie fabuły na podróżach w czasie, ale jedynie w jedną stronę, jest dość ciekawy i początek zapowiada się bardzo smakowicie. Oto w przyszłości podróże w czasie (oficjalnie zakazane) przejęły dla swych celów grupy przestępcze - wysyłają w przeszłość tych, którzy im podpadli, a tam już czeka na nich zabójca, który ma wykonać wyrok i pozbyć się ciała. Żadne ślady nie pozostają, wszyscy są zadowoleni, a looperzy (czyli zabójcy na zlecenie) mają się coraz lepiej. Oczywiście do czasu gdy sami podpadną. Przecież szef może podesłać im jako zlecenie ich samych z przyszłości - strzał i oto pętla się zamyka, a problem znika na zawsze. Jednak to co udaje się grupom przestępczym, rodzi przecież również pokusę na modyfikację historii w przypadku każdego indywidualnego człowieka. Ech, gdyby tak móc naprawić jakieś wydarzenie, sprawić by coś się nie wydarzyło.
Macie wiec zarys fabuły, dalszych szczegółów nie będę zdradzał, bo trochę bym chyba zepsuł zabawę. To taka mieszanka pomysłów choćby z Terminatora, trochę strzelanek i oczywiście twarz naczelnego twardziela, czyli Bruce'a Willisa. W jego młodszą (i chwilami nawet ciekawszą wersję) wciela się mocno odmieniony Joseph Gordon-Levitt, a zobaczyć możemy jeszcze choćby Emily Blunt.
Film bez jakichś spektakularnych efektów, stawiający raczej na klimat zdjęć, zaskakiwanie widza akcją (wychodzi to średnio) i dopracowanie detali. Da się oglądać, ale niestety rewelacji nie ma. Osobiście żałuję, że nie pokazano trochę bardziej świata w jakim funkcjonują looperzy, to jedynie migawki z pierwszych minut, a potem równie dobrze wszystko mogło by się dziać nie w roku 2044, ale dziś. Pytań o nielogiczności i brak ciągłości między tym jak wyglądać ma świat po kolejnych 30 latach, pewnie można by postawić więcej, ale może to tylko ja oczekuję szerszego i logicznego tła, może innym widzom wystarczy akcja. Dla mnie szczególnie końcówka drażni uproszczeniem, w porównaniu z wcześniejszymi alternatywnymi wersjami wydarzeń.
Średniak. Niby nie zła rozrywka, ale liczyłem na więcej, a pewne pomysły scenariuszowe dawały na to nadzieję. Być może stojący za kamerą Rian Johnson (kłania się niedawny seans Niesamowitych braci Bloom) uległ po prostu producentom, uważających, że obsada i odrobina akcji wystarczy by przyciągnąć tłumy.
Średniak. Niby nie zła rozrywka, ale liczyłem na więcej, a pewne pomysły scenariuszowe dawały na to nadzieję. Być może stojący za kamerą Rian Johnson (kłania się niedawny seans Niesamowitych braci Bloom) uległ po prostu producentom, uważających, że obsada i odrobina akcji wystarczy by przyciągnąć tłumy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz