czwartek, 18 lipca 2013

Made in Poland. Antologia reporterów Dużego Formatu, czyli jest ciekawiej niż myślisz.



Jest ciekawiej niż myślisz. Ten podtytuł oddaje dobrze to co często pojawia nam się po lekturze dobrego reportażu - obojętnie czy dotyczy on spraw i krajów bardzo odległych, czy też tego co może rozgrywa się w naszym mieście, ale niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. Nasza szkoła reportażu świeci triumfy, wciąż pojawiają się ciekawe teksty, a dzięki tej publikacji możemy przypomnieć sobie te najbardziej znane i ciekawe z lat 1994-2013. Wybór może subiektywny, ale znajdziemy tu tyle dobrych tekstów, że nawet czytając wybiórczo będziemy mieli lekturę na wiele emocjonujących godzin. Poniżej znajdziecie pierwszą recenzję mojej koleżanki, a dwie następne (w tym moja) ukażą się za czas jakiś. 
I jakoś tak pomyślałem sobie kupując dziś Duży Format, że to dobry dzień na mały konkursik. Pora więc teraz pytanie na które pewnie czekacie. Co zrobić by książkę zdobyć? Ano niewiele. Wystarczy pod tym postem podzielić się wrażeniami z lektury jakiegoś reportażu, który Was poruszył - może pamiętacie jego tytuł, autora? Napiszcie coś więcej od siebie, a na koniec wpisu dopiszcie swój adres mailowy i już. Czas na zgłoszenia do 4 sierpnia (wtedy wracam z Woodstocku i pewnie już trochę odeśpię), zbiorę jakieś domowe jury (np. żona, kot i ja) i wspólnie wybierzemy jeden wpis, którego autor dostanie książkę.

PS Wiem, że gdy będę Was prosił o reklamę i udostępnianie informacji o konkursie tak naprawdę namawiam Was do tego byście sami dla siebie robili konkurencję. Więc nie ma żadnego obowiązku :) Ale gdybyście przypadkiem nie byli zainteresowani, a macie możliwość rozesłania tego innym - będę wdzięczny... 
„Made in Poland antologia reporterów Dużego Formatu” wzięłam tą książkę do ręki z dużą ciekawością gdyż bardzo lubię reportaże. Często mi się wydaje , że skoro mam tak mało czasu na czytanie to szkoda czasu na fikcję lepiej czytać co się dzieje naprawdę. To uczy, daje wiedzę, wyobrażenie o świecie, ubogaca, rozszerza horyzonty, budzi emocje. Zgadzam się ze zdaniem Włodzimierza Nowaka, że „reporter, a z nim czytelnik kolejny raz przekonują się, że jest ciekawiej, niż myślisz”.
Reportażyści Gazety Wyborczej są mi znani i przeze mnie bardzo cenieni bądź z łamów tej gazety bądź to z samodzielnie popełnionych książek.
Jednakże ta antologia nie do końca spełniła moje oczekiwania. Nie wszystkie reportaże były ciekawe. Przyznam po ciuchu, że dwa po pierwszych stronach ominęłam. Po drugie - bardzo jest różnych ciężar gatunkowy, zestawienie reportaży o zabójstwach honorowych czy tułaczce Dzieci odebranych z rodziny z reportażami o „pojawiającym się i znikającym” papierze toaletowym jest dla mnie „mało strawne”. Co nie znaczy wcale, że reportaże podejmujące bardziej przyziemne tematy  o papierze toaletowym, żywności z tzw najniższej półki czy o relikcie przeszłości jakimi są książki skarg i wniosków są gorzej napisane, nudne czy niewarte przeczytanie. Nie, wręcz odwrotnie. Tyko rażące było dla mnie takie zestawienie tych tematów w jednym szeregu.

         Szczególnie zadziwiły, poruszyły mnie dwa reportaże i to te, które już kiedyś w Dużym Formacie przeczytałam jeden pt. „Kocham cię. Zabijmy męża”, a drugi pt. „Plaża za szafą”.
Pierwszy opowiada o nieetycznym procederze firm, których pracownicy mają za zadanie korespondować sms-ami na jakikolwiek temat z klientami. Jedna z odbiorczyń takowej korespondencji myśli, że weszła w bliska relację z jakimś mężczyzną, którego ( praktycznie nie znając) pokochała i dla którego chciała rzucić męża. Nie jest świadoma, ze dla tego pana jest jedną z dziesiątek klientek, z którymi prowadzi nic nie znaczące dla niego dialogi. A dla niej - rujnujące życie. W tym reportażu zdumiewając było dla mnie nie to, że takie firmy istnieją bo o tym, że niestety tak, już widziałam. Odkryciem ponownym było to jak ludzie są spragnieni uczyć, miłości, bliskości, przynależności, jaki jest w nich głód, że dla namiastki tych emocji są w stanie podjąć dramatyczne kroki. Jest to strasznie smutne i prawdziwe.
Drugi reportaż pt. „Plaża za szafą” opowiada głośną ale zapomnianą historię kradzieży z Muzeum Narodowego w Poznaniu jedynego Polsce obrazu Moneta. To jest chyba temat na niezły film. Ta historia jest trochę śmieszna, trochę refleksyjna, zastanawiająca. Postać prostego człowieka, który z ogromnej namiętności do obrazu, kradnie go, by go mieć na własność i móc czasem w ukryciu na niego spojrzeć. Historia nieprawdopodobna.
  
Po lekturze tym bardziej wiem, ze chyba szkoda czasu na fikcję, życie tworzy ciekawsze historie.
Dorota 

13 komentarzy:

  1. Bardzo poruszył mnie reportaż o inwazji na Czechosłowację. Jest on szczery,prawdziwy i mocny. To w reportażu lubię najbardziej.

    marcelinka915@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam dwa typy.
    Jeśli chodzi o pierwszy, to nie pamiętam autora. Musiał być dość oczywisty, bo temat w pewnym momencie stał się znany. Ale to na pewno nie był Gross, choć w "Złotych żniwach" Gross do tego tekstu nawiązywał, albo ten tekst nawiązywał do wcześniejszych badań Grossa. Tego nie wiem. Wiem, że przeczytałam i mnie wbiło w fotel. Rzecz była o zdjęciu (prawdziwe? nieprawdziwe?), które przedstawiało kopaczy i pilnującego ich żołnierza (albo dwóch żołnierzy, nie pamiętam), a potem szedł tekst o tym, na czym po wojnie dorobili się mieszkańcy Oświęcimia. Tekst mocny, bo inaczej być nie może jeśli tekst stanowi o poszukiwaniu kosztowności w zwłokach, albo w tym, co ze zwłok pozostało. Tekst przerażający, bo Jedwabne zostało już "przetrawione", omówione, przeanalizowane na wszystkie możliwe sposoby, a o Oświęcimiu tak mówić, tego jeszcze nie było. Jakaś wulgaryzacja miasta i ludzi, którzy tam mieszkali. Wcześniej było, że to miasto milczących światków, którzy mogli spoglądać na te pociągi, bo więcej już nie mogli nic. I nagle zarzuty o oświęcimskich fortunach wyrosłych na diamentach, brylantach, szafirach wyjętych z masowych grobów.
    Pamiętam ten artykuł, bo on mówił coś, o czym nie wiedziałam. Jestem historykiem, nie specjalistą od kwestii judaistycznych, bo siedzę w osiemnastowiecznej filozofii, ale powiedzmy, ze elementarną wiedzę na poziomie magisterskim z kwestii holocaustu mam. I nagle uderzenie młotem, toporem... Coś, o czym nie miałam pojęcia. I to właśnie odróżniało ten tekst od książek Grossa, które też nabywam i znam, i które mnie nie gorszą. Gross bowiem w klimacie sensacji opisuje rzeczy, które dla ludzi (chociażby lekko obeznanych z tematem) nowe nie są. I nie mam tu na myśli magistrów historii. Raczej zwykłego człowieka, który wie nieco więcej niż fakt, że była druga wojna i holocaust. Gross mami, że mówi o rzeczach jeszcze nie odkrytych. Ten tekst nie mamił, on taki był.

    Druga rzecz, ale to proszę potraktować już jako nałóg, to teksty Jacka Hugo-Badera. Tak, proszę Jury, tak proszę kota :) zakochałam się. To był chyba właśnie ten moment. Coup de foudre w momencie, kiedy otworzyłam tekst o podróży Badera na wschód. Ten daleki, łagrowy wschód. Owocem naszej miłosci jest zestaw książek na półce (niech żyje wydawnictwo Czarne!) i zarwane noce, pal sześć, że dziecko, pal sześć, że na ósmą do pracy (zgiń, przepadnij!!!), ja muszę dalej na wschód, do łagrów, do rozmowy z córką Jeżowa, do uciekania przed niedźwiedziami, do rozmów z Jakutami, do... Uwielbiam go!

    Dostałam kiedyś książkę (też reportaże, bo te - i kryminały - czytam pasjami), z dedykacją. Brzmiała: "Za fascynacją reportażami idzie często niebezpieczna fascynacja reporterami. Ku przestrodze". Kasiu, odpowiem tu publicznie, nie ma szans. Jeśli ślub, to tylko z reportażem :)

    bengalik@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ooo i takie komentarze cieszą najbardziej... A wiesz, że ten pierwszy reportaż potem sama GW łagodziła? Chodziło o to zdjęcie - raczej nie ma wątpliwości że nie jest wcale z Oświęcimia, że dotyczyło zupełnie inne sytuacji. To ciekawe bo daje do myślenia jak na mylnej interpretacji potem można zbudować sobie całą wielką teorię - bo przecież jakieś historie, plotki, wspomnienia zawsze się znajdzie...

      Usuń
    2. Nie wiedziałam... Wiem, że to zdjęcie jest nieoświęcimskie, daleka też jestem od pełnej wiary w to, co pisze Gross, bo tam górują emocje... Taki współczesny Jasienica, powiedziałabym. Ale powoduje, że zaczyna się o tym mówić. To dobrze. Bo dzięki temu jest i "Pokłosie", dość przyzwoite jako film, i Słobodzianek . Więc dla mnie ten reportaż zrobił dużo dobrego (taki wcześniejszy o Jedwabnem też... on zresztą zaczął całą tę dyskusję). Zakładając, że w kraju, w którym zgnięło 6 mln. Żydów słowo "Żyd" nadal jest obelgą - na poziomie parlamentarnym nawet, prosiłoby się o takich tekstów więcej i więcej...

      Usuń
    3. ale niejednokrotnie to drażni, bo wielu uważa, że mówi się tylko o tym, albo że panuje jakaś autocenzura na temat żydów - nie wolno mówić źle, można tylko o tym jak byli prześladowani. A historia pokazuje jak wiele tych podskórnych społecznych wzajemnych animozji miało podstawy w jakichś konkretnych wydarzeniach. Uważam, że warto o tym mówić, ale szkoda, że często nie dopuszcza się do dyskusji - każdy kto się nie zgadza z jakąś tezą dostaję łatkę antysemity... A choćby sprawa tego zdjecia (od niego zaczął się temat Złotych żniw") pokazuje jak czasem różne rzeczy można fabrykować lub nadinterpretować...

      Usuń
  3. Niestety nie pamiętam reportażu, który zrobiłby na mnie wielki wrażenie.
    Pamiętam za to wywiad na temat Holocaustu w specjalnym numerze FOCUS HISTORIA, w którym to prof. Jasiewicz twierdził, iż Żydzi sami sobie są winni. Nigdy bym sobie nie pomyślała, że ktoś myśli w ten sposób.
    Dzięki temu wywiadowi bardziej zaczęłam się interesować historią, a przede wszystkim historią II wojny światowej. Wcześniej to nie przepadałam za historią i w szkole uczyłam się tylko po to, by zdać. Teraz wiem, że to są interesujące tematy, o których można dyskutować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ech mieć szczęście do nauczycieli, którzy właśnie skłaniają do dyskusji i przemyśleń różnych zjawisk, wydarzeń w kontekście ich przyczyn, tła, skutków... Ja uwielbiam historię, ale widzę np. z jaką niechęcią podchodzi do niej moja córa (nauczycielka, która kompletnie nie czuje bluesa i tylko każe zakuwać bezmyślnie)

      Usuń
    2. Ale to nie jest reportaż, ten tekst. To wywiad. Z Panem, który w sumie ma Wielce Wysokie Tytuły Naukowe, ale jest... cóż... brak mi słowa, które nadawałoby sie do napisania. Nie pamiętam, czy go za to co mówił wykluczyli z PAN-u, czy nie, ale to, co powiedział było przynajmniej skandaliczne!

      Usuń
    3. budzi kontrowersje, sam tego nie czytałem, więc nie wiem jakich argumentów użył i jakiego języka, ale czasem warto by naukowcy drążyli tematy mało popularne i kwestie, które są uznawane za tabu (choćby w drugą stronę przypadki postaw anty żydowskich wśród cywilów, AK, czy AL)

      Usuń
  4. Tak, ale czasami to nie jest kwestia języka tylko przyzwoitości - choć to moje prywatne zdanie. Może dlatego, że akurat endeckie i narodowe hasła są mi dość obce, mimo, żem z Wielkopolski, czyli de fakto z matecznika zwolenników Dmowskiego. A a propos artykułów (już kończę i się nie narzucam więcej :) - bardzo dobry był tekst o stosunku AK do ludności żydowskiej w Tygodniku Powszechnym bodajże... I gdzieś jeszcze - chyba też Tygodnik, ale inny tekst - o tym samym, ale na podstawie listów i tekstów zostawionych przez Kazimierza Moczarskiego. Świetna reporterska rzecz. Ok, już kończę, bo jeden artykuł o zdjęciu być-może-z-Oświęcimia i zdominowałam dyskusję. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie ma sprawy :) jak widzisz i tak mało chętnych na ten zbiorek, więc cieszę się z każdego komentarza :)

      Usuń
  5. Na fali ostatnich doniesień o krajach muzułmańskim oraz po opowieściach znajomych o wakacjach w Turcji, przypomniał mi się zbiór reportaży Witolda Szabłowskiego „ Zabójca z miasta moreli”. Swego czasu ta książka zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie, ponieważ przedstawia świat zupełnie mi nie znany i nie za bardzo zrozumiały, podobnie jak pewnie dla większości Polaków. Tytułowy reportaż opowiada historię terrorysty Ali Agcy, który dokonał zamachu na Jana Pawła II. Autor dociera do jego rodziny oraz miejscowości, w której dorastał. W wiosce ludzie traktują go jak bohatera, a przez niektóre środowiska jest nawet nazywany mesjaszem. Brat Agcy twierdzi, że Ali nie jest terrorystą, jedynie został do tego wykorzystany. Ciekawa jest także historia samego Agcy, który spotkał się z Papieżem, a także w więzieniu poznał dziennikarkę, która potem została jego żoną. Całość kończy się tajemnicą – odkąd Agca wyszedł na wolność, to słuch o nim zaginął. Wyszedł na wolność, ma żonę? Także spojrzenie mieszkańców wioski było dla mnie czymś szokującym, zupełnie niespodziewanym.
    Duże wrażenie wywarły na mnie także reportaże o kobietach w Turcji. Szabłowski pisze o honorowych zabójstwach kobiet, które nadal są praktykowane w niektórych rejonach. Opowiada także historię kobiety, która została sprzedana przez męża do domu publicznego. Po latach udaje się jej uciec, choć prostytucja w Turcji nadal jest legalna. Teraz startuje do parlamentu tureckiego, chcąc nagłośnić problem. Aż trudno uwierzyć, że coś takiego nadal ma miejsce.
    Ale dzięki antologii poznałam także wiele ciekawych, wręcz egzotycznych historii, takich jak historia ojca Turków, albo opowieść o wąsatych politykach. Jak się okazuje, Turcja to kraj pełen sprzeczności – z jednej strony jest europejski i nowoczesny, a z drugiej mocno konserwatywny i tradycyjny.

    a.motyka9@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie ukrywam i ukrywać nigdy nie będę, że uwielbiam Wojciecha Tochmana za ogrom rzeczy - za poruszanie tematów ważnych, za mało "ja" w reportażach, za oszczędność w formie, która potrafi robić piorunujące wrażenie, za dokładność i rzeczowość, za wartości merytoryczne i literackie jego książek i reportaży. I mimo że czytałam wszystko i do teraz ślad tego noszę w sobie, to są dwa reportaże, które mogę czytać wielokrotnie i które zawsze będą na mnie tak samo oddziaływać. "Mojżeszowy krzak" i "Amen" to opisy tragedii nagłośnionej przecież przez media - 2005 rok, autokar maturzystów z Białegostoku, wypadek. Co mógł dodać w tej materii Wojciech Tochman, skoro tak wiele już zostało powiedziane? Dodał tyle, że czytam te teksty ze ściśniętym gardłem i łzą lecąca po policzku. Dramaty jednostek, brak solidarności w obliczu tragedii, słowa i czyny które tak bardzo bolą nawet czytelnika. Tylko Tochman potrafił te wydarzenia uchwycić w tak doskonały sposób. Mistrz, chapeau bas!

    cre-dance@gazeta.pl

    OdpowiedzUsuń