poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Bikiniarze, czyli lata 50-te trochę z przymrużeniem oka

Po "Domu słońca" kolejne filmidło muzyczne produkcji rosyjskiej. Tym razem umiejscowione nawet wcześniej bo w latach 50-tych, w głębokim komunizmie.
"Bikiniarze" w reżyserii Walerija Todorowskiego to niezwykle barwna opowieść o rosyjskich buntownikach, którzy w rytmie boogie walczą z szarością czasów stalinizmu. Moskwa - większość radzieckiej młodzieży buduje socjalizm, ale istnieje też grupa zafascynowana inną kulturą, inną muzyką - kolorowe ptaki, stiliagi, bikiniarze, którzy spotykają się mniej lub bardziej jawnie po to żeby słuchać rock'n'rolla, jazzu, boogie, by tańczyć, bawić się i zapomnieć o szarej rzeczywistości.
Fabuła bardzo prosta - komsomolec Mels (pamiętacie jak rozszyfrowywać to imię?) zakochuje się w Polinie, czyli pięknej Polly z grupy bikiniarzy. Aby zdobyć dziewczynę, najpierw upodabnia się do nich fizycznie, a potem coraz bardziej wchodzi w ich środowisko przejmując ich sposób życia, wartości i swobodę. Życie bikiniarza nie zawsze jest słodkie, wiele osób kłują w oczy, na dodatek Mels (albo jak chce teraz by do niego mówić Mel) jest obiektem zainteresowania przewodniczącej uczelnianego Komsomołu. Miłość, zranione uczucia, zazdrość, prześladowania za styl życia i wygląd, muzykę... W tej warstwie bardzo przypomina to "Dom słońca" i podobne historie. Ale najważniejsze o czy zapomniałem dodać - to czystej krwi musical.
Uproszczenia, schematyzmy jesteśmy skłonni więc wybaczyć i poddajemy się urokowi muzyki i różnych scen, które mają ją podkreślać (np. zabawne sceny zdobywania odzieży przez naszego bohatera, lub sąd nad naszym bohaterem na auli wykładowej)... Sporo tu operowania kontrastem - szarość wszystkich obywateli oraz bajeczne kolory w jakie ubierają się bikiniarze, dużo tańca, ale przede wszystkim dużo muzyki - głównie amerykańskiej (nogi rwą się do tańca, sporo fajnych standardów), ale za to z tekstami rosyjskimi i wszystko jest takie dość "swojskie".  
Kolorowe marynary, krótkie krawaty, buty na słoninie, saksofony, prywatki, płyty nagrane na kliszach rentgenowskich (no proszę jaki patent), zabawa i radość życia. I całkiem niegłupio pokazany etap "dorastania" gdy okoliczności sprawiają, że musisz porzucić grupę i jej zabawy, przejąć zasady życia dorosłych i "odpowiedzialnych". Czy ucieczka od szarości w taki świat zabawy na dłuższą metę jest możliwa czy to tak jak twierdzi ojciec jednego z członków grupy - czas by się wyszumieć?
Lekkie, optymistyczne i całkiem fajnie zrobione. Jak widać sięganie przez Rosjan do różnych etapów swojej historii i opowiadanie o nich w kontekście fascynacji młodzieńczych, przeżywanego buntu (przejawiającego się też w słuchanej muzyce) to jakiś pomysł na sukces... Ech. A u nas wciąż posucha (no nie - przesadziłem bo czeka w kolejce na obejrzenie "Wszystko co kocham". 
trailer
Film można obejrzeć na platformie iplex.pl
PS a jutro chyba czas na pierwszy konkurs :)

5 komentarzy:

  1. OO to już znam trzecią osobę, która zna ten musical:)) prawda, że uroczy. Widziałam go w zimnym kinie i tylko dzięki tym radosnym dźwiękom (no nie wszystkie są radosne, scena z oddania legitymacji sprawia, że ciarki łażą po plecach) nie zamarzłam. A Ty gdzie widziałeś ten film? A "Wszystko co kocham" hmm milutkie:)

    W ogóle kocham musicale zresztą pisałam o tym w poście z okolic Wielkanocy:)Pozdrawiam i dziękuje za maila:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś bardzo chciałem zobaczyć ten film, ale... nie było do niego napisów.Fajnie, że mi o nim przypomniałeś. A "Wszystko co kocham" - super klimat, spodoba się każdemu, kogo kiedyś uwiodła muzyka punkowa (i gatunki pokrewne). Przynajmniej cześć "WTK" była kręcona w mojej okolicy, nawet rozmawiałem z ludźmi, którzy szukali statystów.
    Widzę, że mamy podobne muzyczne fascynacje, więc życzę miłego oglądania!

    OdpowiedzUsuń
  3. papryczka
    no scena na auli robi wrażenie choć rozumiem że naoglądali się trochę Wall i tego typu rzeczy :) ale przecież nawet jak się pewne rzeczy powiela a robi się to dobrze i jednak w odniesieniu do własnej kultury to co w tym zlego? A nagrałem go oczywiście z kanału "Wojna i pokój"
    Dobry musical to spora przyjemność, zwłaszcza że niewiele ich powstaje - ostatni jaki widziałem to chyba sprzed dwóch trzech lat wykorzystujący muzyke beatles (ale jaki to miało tytuł?)
    Jareck
    "wszystko co kocham" pewnie niedługo wreszcie obejrzę bo czeka w kolejce już długo... a muzyka kusi bo to niby szczyl wtedy byłem ale miałem starsze rodzeństwo więc słuchałem tego sporo nawet czasem nie rozumiejąc... A koncówka 80-tych i Rozgłośnia Harcerska to już w pełni moja bajka...
    pozdrawiam!
    może ktoś z Was na Woodstock się wybiera?

    OdpowiedzUsuń
  4. A przypomnij sobie ten tytuł musicalu co??:) Miałam także skojarzenia z The Wall- nie dało się nie mieć:) Eh nie mam kanału Wojna i pokój. Baardzo żałuje:(

    OdpowiedzUsuń
  5. już wiem - to było: Po drugiej stronie globu - naprawdę niektóre połaczenie piosenek i obrazu fajne choć calośc nie więcej niż średnia

    OdpowiedzUsuń