niedziela, 7 sierpnia 2011

Woodstock dzień trzeci, czyli małe podsumowania

No i trzeci dzień - pisane już z domu, co prawda wciąż cholernie zmęczony ale i tak pewnie jestem szczęściarzem - powrót to tylko 7 godzin i to tylko dlatego, że wyjechaliśmy tuż po 3 nad ranem... Przeszukuję więc ciekawe fotki by rozbudować trochę realcje z poprzednich dni i próbuję jakoś zebrać wszystkie swoje wrażenia - jest ich bardzo dużo, nie wiem więc jak mi się to uda w tak krtókiej notce. Ale niech tam - niech to będzie małe subiektywne podsumowanie (przyjdzie dla mnie też czas na być może szersze ale już nie tylko muzyczne wrażenia).
Muzycznie - jak widać po pierwszych fotkach zaczęło się od najazdu na scenę główną "Jezusowców" - najczęściej byli oni w tłumie, dużo rozmawiali z ludźmi a tym razem zjawili się tłumnie pod sceną by bawić się wraz z innymi przy Arce Noego. Tak tak dziwne to - podzielałem spore obawy, że będą przyjęci dość chłodno a tu tymczasem niesamowita zabawa, dużo skakania, śpiewania (no weźcie wyobraźcie sobie punka śpiewającego: Taki duży, taki mały :)) a nawet pogo... Potwierdza to tylko tezę, że Woodstock jest dośc specyficznym miejscem i przejdzie tu dużo więcej niż gdzie indziej. Przekrój muzycznych gatunków od sasa do lasa (był przecież nawet jazz), a ludzie, którzy się na tym bawili troszkę się zmieniali, ale spora też grupka była tych samych... Zero gwizdów, buczenia itd. Jeżeli coś uznajesz za nudne siadasz i słuchasz albo idziesz na bok, jak się podoba to skaczesz nawet gdyby wczęsniej ci to nawet nie przyszło do głowy. Niby w kolejkach słychać sporo tesktów typu - to obciach a to fajne to nie da się tego doczuć pod sceną główną. Tam te kilka czy kilkanaście tysięcy ludzi stwarza tak kapitalną atmosferę, że mogą jej pozazdrościć inne imprezy.
Na małą scenę niestety mimo, że było parę fajnych rzeczy nie poszliśmy - ja miałem trochę innych rzeczy do zrobienia, a Kasia też wolała zostać pod główną i trochę też podespać w namiocie (przed powrotem, który zaplanowaliśmy na noc). A na głównej scenie oj działo się działo - najpierw Buldog i dla mnie spore zaskoczenie - kojarzyłem ich z kawałków z Kazikiem w stylu KNŻ - czadowych i jajcarskich. A tu sporo było poezji i klimatów bliższym temu co robi np. Grabarz ze Strachami... muszę trochę bliżej wsłuchać się ich kawałki, bo naprawdę ciekawe - słuchałem tego z daleka, ale spory plus (nie wiem tylko jaka była na tym atmosfera pod sceną).
Potem Enej znany głównie z jednego numeru (dobry den, dobry den itd... - musiał go powtarzać chyba 2 razy), ale potrafił rozkręcić ludzi dość funkową, radosną muzą - zdecydowanie pozytywna energia i być może to nie jest artysta jednego kawałka. Kolej na Airborne - kapelę z Australii porównywaną nie bez kozery do AC/DC - oj fajne rok'n'rollowe klimaty, moc i radość z grania. Długowłosi mieli raj :) Potem Gentleman z zespołem - znałem go już wcześniej z płyt i wiedziałem czego się spodziewać - facet niby z Niemiec, ale reggae to on tworzy jak rodowity Jamajczyk. Tłum robił się coraz gęstszy, ciężko było się poruszać w okolicach sceny głównej, atmosfera pikniku, bo mnóstwo całych rodzin (z Kostrzyna, z okolic, z Niemiec). Bujanie, kołysanie i fajne przyjęcie przez ludzi tych klimatów. Początek jego koncertu spędziliśmy jednak w innym miejscu - postanowiłem zabrać Kasię i pokazać jej na żywo jedną z legend sceny altenrtywnej czyli Farben Lehre - namiot Wioski Krishny dość nieduży, tłum ludzi i niesamowite pogo pod sceną - oj działo się, choć moja kondycja jednak już nie jest taka aby wytrwać tam dłużej w sercu tego kotła. Trochę tam poskakaliśmy a potem jdnak na Gentlemana.
Ale co by nie mówić dobrego o innych artystach to pewnie połowa ludzi, którzy się pojawili w tym roku na Przystanku (szczególnie z Niemiec) przyjechali specjalnie ze względu na "gwiazdę wieczoru". Podobno było trochę przepychanek - np. na dwa dni wcześniej zarządali barierek przed sceną, ale Owsiak zniósł te humory pewnie po to żeby już nie robić zawodu tym, którym obiecał "gwiazdę". 
Prodigy - takiej muzyki to generalnie chyba jeszcze na Woodstock nie było (i mam nadzieję, że więcej nie będzie) - elektroniczne dźwięki, taneczne rytmy, ten bit, lasery, światła... ech niby się o gustach nie powinno dyskutować ale mimo, że zdarzało mi się słuchać Prodigy to na koncercie specjalnie mnie wcale nie przekonało. Ludzie bawili się świetnie - ogromny tłum czekał cierpliwie, tańczył ponad 40 minut do muzyki puszczanej z taśmy gdy zespół się przygotowywał, ale dla mnie niewiele było w tym ducha prawdziwej muzyki granej na żywo. Ten koncert już oglądaliśmy spod namiotu powoli przygotowując się do wyjazdu. Łąki Łan - totalnie zakręcony projekt z pogranicza happeningu (jak Jurek powiedział to oni są gwiazdą a Prodigy ich supportowało) trochę nawiązał do Prodigy bawiąc ludzi elektronicznymi rytmami, ale potem zaserwowali trochę swoich zwykłych bardziej rockowo funkowych produkcji. A my korzystając z mniejszego tłumu przebijaliśmy się już w stronę autka. Zakończenia słuchaliśmy już w Radiu Zachód. Piotr Bukartyk, jak zwykle długie podziękowania i entuzjazm Owsiaka...
I kilka refleksji na koniec. Cieszę się, że pojechałem - dla mnie nie był to pierwszy raz, ale dla Kasi pierwszy i ze względu na nią cieszę się bardzo - tę atmosferę mogłem chłonąć i bawić się na różnych koncertach mogłem z kimś mi bliskim. O samym klimacie i o ludziach można by opowiadać godzinami - o przebraniach, alkoholu, zabawach, dość wyjątkowej atmosferze życzliwości i braterstwa (choć nie raz przecież ktoś komuś włazi na odcisk), różnych projektach wokół Przystanku (warsztaty, pokazy, spotkania), uśmiechach, wszechobecnych wylgaryzmach, narkotykach (niestety mimo oficjalnych haseł Pokojowy Patrol prawie nie zapuszcza się na pole namiotowe poza główne ścieżki), rozmowach nie tylko o muzyce i pasjach... Dla wielu z tych ludzi (szczególnie myślę o młodych, a zjawia się ich coraz więcej) te kilka dni to jak zachłyśnięcie się wolnością - tu nie obowiązują ich prawie żadne zakazy, nikt ich nie kontroluje (policji prawie nie widać) więc wielu zachowuje się tak jakby się wyrwali z więzienia - popisują się, malują, stawiają włosy, klną, upijają się, zawierają błyskawiczne przyjaźnie "na całe życie" itd. Są dość zagubieni w tej swobodzie. Ale to temat na inny dłuższy wątek.
Festiwal się bardzo zmienia porównując go z tym sprzed klku lat - komercjalizuje i przestaje być "alternatywny" (na szczęście jeszcze nie całkiem). Pojawiający się coraz bardziej nachalnie sponsorzy (nie tylko piwo ale np papierosy roznoszone przez hostessy) ze swoimi atrakcjami czasem niestety przejmują nawet inicjatywy oddolne i niszowe (jak np. turniej piłki nożnej grany od lat pod hasłem wykopmy rasizm ze stadionów), stragany też coraz bardziej przypominają odpust (na cholerę komu peruka z irokezem albo tatuaż z henny?). No i kierunek w jakim Owsiak zmierza z "gwiazdami muzycznymi" - chcąc zrobić festiwal popularny niestety sprawia, że przyjeżdża tam zupełnie inna grupa odbiorców - widziałem w tym roku nawet łysych czy różnych fanów techno - już nie tylko dla muzyki ale po to żeby się napić, lub z ciekawości żeby popatrzeć na "dziwolągi" czyli np. na punków. Czy to dobry kierunek? Miejmy nadzieję, że po różnych fochach jakie strzelają mu tzw gwiazdy Jerzy pójdzie jednak po rozum do głowy. Bo fenomen tego festiwalu to muzyczna różnorodność, a nie gwiazdy. Osobiście lepiej się bawiłem np. na scenie folkowej (tylko beznadziejne miejsce na którym ciężko było sie poruszać a co dopiero tańczyć) czy w namiocie Krishnowców niż pod główną, a np. fantastycznymi odkryciami są chłopaki z Talco czy Podoba mi się. Zapraszanie różnych wykonawców, nawet mało znanych i dawanie im szansy wciąz jest obecne w idei Przystanku i oby tak zostało. Scena folkowa - dla mnie bomba, oby tak dalej. Szkoda tylko, że nie było nigdzie dostępnych informacji o wszystkich inicjatywach - Krishnowcy mieli swoje informacje i czasem dość skutecznie zagłuszali też muzykę z głównej, a Przystanek Jezus chyba nawet nigdzie nie zaistniał z informacjami co sie dzieje na ich scenie.
Można chodzić i wybierać (czasem przez to sie coś traci ale trudno ach no i nogi bolą od łażenia bo to spora przestrzeń), a skoro tę samą fantastyczną atmosferę potrafią wytworzyć tak różni wykonawcy czemu głowna scena ma być dla "gwiazd"? Po to żeby ściągnąć tam kolejne 100 tys. ludzi? Po co? Żeby sponsor wiecej kasy sypnął? To miał być festiwal i muzyczne świeto dla tych dzieciaków, którzy angażują się np w akcję orkiestry... Czy im zależy na gwiazdach? Czy logo orkiestry słynne serducho, które znalazło sie obok loga Carlsberga na wszystkich billbordach to dobre połączenie? Atmosferę stwarzają ludzie, pytanie tylko czy zmiana kształtu tego festialu nie wpłynie na to, że ci co ja tworzą nie będą w mniejszości wobec jakiegoś tłumu, który nie rozumie po co tam przyjechał, wpadł na parę godzin i ocenia, wymaga, żąda.       

tyle wrażeń z tegorocznego Przystanku. Przepraszam za wszystkie literówki i może subietywne oceny kapel czy organizacji... i tak zawsze będe powtarzał, że warto tego doświadczyć, że warto tam być... Dla ludzi, dla atmosfery, dla muzyki.

9 komentarzy:

  1. Zgadzam się z Tobą w 200%! Byliśmy tam parę godzin. Post na ten temat się piszę;)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. no to czekam na Twóje wrażenia :) na co pojechaliście?

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze powiedziawszy to nie grało tam w sobotę nic jakoś specjalnie mnie podniecającego. Przygody mi się zachciało:) Ale cieszę się, że udało mi się zdążyć na Gentemana:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Gentelman, wcześniej calkiem fajny Buldog, już prawie "popowy" Enej bo i Farben Lehre :) Ale fakt że poprzednie dni ciekawsze...

    OdpowiedzUsuń
  5. No my niestety utknęliśmy w koreczku (nie powiem było wesoło), ale na teren imprezy dotarliśmy w sam raz na Gentelmana. Musiałam więc wybierać Farben czy Gentelman. Wybrałam bujanie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. a ja miałem i to i to... ale z pogo pod sceną wyszedlem z zadyszką po 15 minutach... kurcze kondycja już nie ta :)
    my wjeżdżaliśmy w środę w korku wiec stąd wiedziałem, że trzeba sie zmywać wcześnie. A zostaliście na finał?

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zaraz po Prodigy ekipa stwierdziła, że czas do domu hihi starość nie radość:) A poza tym chcieliśmy zdążyć przed masą samochodów a i tak załapaliśmy się na wielki koras, w ogóle się nie poruszający. Po godzinie zarządziliśmy odwrót i ruszyliśmy na Gorzów.To nic, że to w przeciwnym kierunku od domu, ale lepiej się poruszać (po pustej, cudownie przejezdnej drodze) niż stać w korku:) Była przygoda mi wystarczyło w zupełności te kilka godzin:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Poczytałam Twoje wpisy "woodstockowe" i aż mi się łezka zakręciła w oku :) Zgadzam się z opinią nt. Prodigy. Jeśli wziąć pod uwagę wielkość moich oczekiwań dotyczących tego koncertu i to, co otrzymałam - to byłby to jeden z najgorszych koncertów na jakich byłam w życiu. Mam nadzieję, że tego rodzaju "gwiazd" nie będzie już na Woodstocku.

    Cieszę się, że podobał Ci się zespół z Siedlec (Podoba mi się) :D Też byłam na ich koncercie - w przypadku mojej ekipy była to nie tylko kwestia muzyczna, ale i towarzysko-patriotyczna :D

    A na Woodstock jeżdżę przede wszystkim dla ludzi, a nie dla muzyki. Uwielbiam poznawać nowe osoby i co roku wracam z nowymi kontaktami. A poza tym, to jedyne miejsce, w którym zapominam o śnie (średnio 2 godziny dziennie) i jedzeniu (bywa, że i jeden posiłek), a mimo to jestem w stanie funkcjonować doskonale przez kilka dni :)
    Wybacz chaos w komentarzu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dzięki za wpis!
    Podoba mi się zostaje wpisane do kajeta godne uwagi i pewnie będe ich wyglądał w swoich okolicach :)
    w tym roku tych "nowych kontaktów" miałem niewiele oprócz dwójki autostopowiczów których zabralismy spod Poznania. Ale może to ze względu na to iz jechalismy we dwójkę wiec skupieni na sobie :) trochę zazdroszczę wiekszym ekipom bo wiadomo że wtedy inaczej do całego Woodstocku się podchodzi ale tak to jest... Na dodatek zawsze obecność tam była dla mnie jednocześnie połaczona z jakimiś obowiązkami służbowymi (czyli były konkretne miejsca do których musiałem częściej zaglądać, biegac z aparatem)... Ale i tak udało sie trochę doświadczyć tej niesamowitej atmosfery. Do zobaczyska na nastepnych koncertach!

    OdpowiedzUsuń